7dniJest ostatnim żyjącym uczestnikiem buntu i ucieczki więźniów z hitlerowskiego obozu śmierci w Treblince. Ma 90 lat i na stałe mieszka w Izraelu. Mimo wieku, niemal co roku uczestniczy w uroczystościach upamiętniających bohaterski zryw skazanych na zagładę więźniów. Kilka dni temu także nie mogło go w Treblince zabraknąć, zwłaszcza, że 2 sierpnia minęła dokładnie 70. już rocznica buntu i ucieczki więźniów obozu.
Po prawdzie wierzyć się nie chce, że o tym człowieku nikt w Częstochowie nie wie, niczego nie słyszał, słowem – że Samuel Willenberg jest w swoim rodzinnym mieście zupełnie nieznany. Tak jest, Samuel Willenberg jest częstochowianinem! Kilka dni temu w Treblince pojawił się w towarzystwie innego częstochowianina, honorowego mieszkańca naszego miasta, Zygmunta Rolata. Szeroko wydarzenie to komentowała BBC, a relacja specjalnego wysłannika brytyjskiej telewizji publicznej, Adama Eastona, była poruszająca w stopniu najwyższym. Nawiasem mówiąc, to nie pierwsza informacja o Samuelu Willenbergu w BBC. Przed rokiem stacja wyemitowała bowiem niezwykły dokument o tym nadzwyczajnym człowieku rodem z Częstochowy.
Do Treblinki Samuel Willenberg trafił jesienią 1942 roku, w wieku 19 lat, z getta w Opatowie. Był synem malarza i ubrany był w poplamiony malarski fartuch ojca, fartuch, który uratował mu życie. Jeden ze współwięźniów zapytał go skąd pochodzi, a kiedy pan Samuel odparł, że z Częstochowy, współwięzień, prawdopodobnie także pochodzący z naszego miasta, podpowiedział mu, by mówił, że jest murarzem. Tak zrobił, a uwiarygodnił jego oświadczenie właśnie poplamiony fartuch. Dzięki temu przeżył. Skierowany został do grupy więźniów segregujących osobiste rzeczy mordowanych przez Niemców Żydów.
Latem 1943 roku grupa około 70 więźniów zaplanowała ucieczkę z obozu śmierci. Doszło do niej 2 sierpnia. Więźniowie dostali się dzięki dorobionemu kluczowi do obozowej zbrojowni, zabrali broń i podpalili obóz, licząc, że w zamieszaniu spowodowanym pożarem łatwiej będzie uciec. Udało im się, choć kilku z uciekinierów zginęło. Pan Samuel, ranny w nogę, zdołał przedostać się do pobliskiego lasu.
– Czułem się jak szaleniec – wspominał w dokumencie telewizji BBC. – Krzyczałem na cały głos: „Piekło zostało spalone”.
Po wielu dniach tułaczki, ukrywania się, głodowania zdołał dostać się do Warszawy, gdzie mieszkali wówczas jego rodzice. Niemal od razu wstąpił do Armii Krajowej. Brał udział w Powstaniu Warszawskim, a po jego upadku ukrywał się aż do końca wojny. W roku 1950 wyjechał z żoną Krystyną do Izraela.
To oczywiście w największym skrócie przedstawiona historia niezwykłego człowieka, Samuela Willenberga z Częstochowy. Ku pamięci.
Warto na koniec zapytać czy nie byłoby wskazane, by tak brawurowo działający częstochowscy radni wysłali delegację do Treblinki? No tak, trochę za późno. No to może warto byłoby jakoś uhonorować pana Samuela Willenberga. Zygmunt Rolat tam był, on wie, z pewnością mógłby pomóc. Tylko musi się komuś chcieć. Bo trochę to przykre, że o człowieku, który niedawno był bohaterem programów informacyjnych od Waszyngtonu przez Tel Awiw do Londynu, jakoś nie słychać w jego rodzinnym mieście.