Jednym z najlepszych „wynalazków” Brytyjczyków jest tak zwany Bank Holiday. Niezbyt znany poza Wyspami, z wyjątkiem oczywiście dawnych kolonii. To w sumie rzecz lokalna, choć bardzo brytyjska, jedna z tych, bez których mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa nie wyobrażają sobie życia.
Bank Holiday to po prostu tutejsze święto – ani państwowe, ani religijne. Po prostu święto. Przypada na ogół w poniedziałki, kilka razy w roku. Ma charakter leczniczy i familijny. Leczniczy, bo jak wiadomo pracować w poniedziałki jest dość niezdrowo, a familijny – bo pozwala rodzicom spędzić z dziećmi trochę więcej czasu niż zwykle. Zwłaszcza, że Bank Holiday przypada zawsze albo na początku ferii w szkołach lub, jak teraz, w miniony poniedziałek, na zakończenie wakacji. Sierpniowy Bank Holiday ma także inne, specjalne konotacje. W zachodnim Londynie, między Chelsea a Notting Hill, organizowany jest bowiem w tym dniu największy w Europie karnawał uliczny, tzw. Notting Hill Carnival. To połączenie Rio z Karaibami. Fantastyczna muzyka, atrakcyjne tancerki, kolorowe stroje i ponad milion oglądających. Co tu można napisać o tym wydarzeniu? To trzeba zobaczyć!
Karnawał organizowany jest od roku 1965. W latach 80. przeżywał pewien kryzys, ale organizatorom z pomocą przyszedł wówczas książę Karol, uznając, że nie można zmarnować takiego wydarzenia, będącego już wówczas jedną z największych atrakcji Londynu latem. Tuż przed tegoroczną imprezą na czołówkach wszystkich mediów znalazł się jego syn, książę Harry, który w iście karnawałowym nastroju zabawiał się podczas urlopu w Ameryce. Choć brytyjska prasa zgodnie nie publikowała – poza „The Sun” – fotek księcia, to komentarzy i opinii było – i ciągle jest – bez liku. I są one niby pryncypialne, przypominające o obowiązkach członka rodziny królewskiej, bardzo bliskiego tronu (Harry jest trzeci w kolejce do korony), to jednak przebija z większości komentarzy sympatia. Nie mówi się o tym wprost, ale miedzy wierszami można wyczytać: jest młody, jest kawalerem, niech się wyszaleje. Ton komentarzy jest w sumie zrozumiały, bo książę Harry cieszy się niebywałą wręcz sympatią Brytyjczyków. Także właśnie poprzez takie, z pewnością dalekie od etykiety dworskiej, wybryki.
Wspomniany „The Sun”, komentujący całą sprawę (łącznie z jedną z fotek księcia w stroju… no, właściwie bez żadnego stroju) w sobotnim wydaniu, tuż obok zamieścił niewielki tekst, za to z wielkim zdjęciem, o Cheryl Cole. A w tekście – informacja o tym, że mama Cheryl nie lubi obecnego chłopaka piosenkarki. Przypadek? Może nie tak bardzo. Przypomnijmy, że Harry i Cheryl swatani są przez część mediów od dawna, o czym pisałem w tym miejscu przed kilkoma tygodniami. To, że mamusia Cheryl nie jest szczęśliwa z powodu nowego kandydata na zięcia, mogło zostać obwieszczone światu w każdym innym momencie i w każdym innym miejscu gazety. Umieszczenie jednak tej informacji właśnie teraz, tuż obok komentarza poświęconego księciu, mówi jednak wiele. Zwłaszcza, że Harry znów jest do wzięcia, bo amerykańskie występy nie przypadły do gustu jego (byłej już) dziewczynie.