Od czasu do czasu częstochowianie mają powody do dumy. Autorami przyjemnych odczuć ogółu najczęściej są młodzi mieszkańcy Częstochowy. Piotr Jeziorowski, 20-latek z Wyczerp właśnie wrócił z zawodów tanecznych, z medalem o niebagatelnych rozmiarach.
– Wrócił Pan z Czech, z turnieju tańca i…
– …I chciałbym się pochwalić. Zwyciężyłem w jednych z najbardziej znanych i prestiżowych zawodów tanecznych w Czechach – SDK Europe Waacking World Battle Tour 2016. Co ciekawe jestem jedynym Polakiem, któremu udało się zwyciężyć te zawody, a do tego częstochowianinem.
– Czym jest taniec uliczny, którym Pan się zajmuje – Waacking?
– Jest to taniec, który głównie charakteryzuje się dużą pracą rąk, muzykalnością, grą aktorską i przemieszczaniem się w specyficzny sposób. Jest to jeden ze stylów ulicznych.
– Jest Pan samoukiem czy wychowankiem mistrza?
– Na początku oczywiście miałem nauczyciela. Tańca uczyła mnie Anita Janus, częstochowska instruktorka, której naprawdę wiele zawdzięczam. Później przebyłem wiele szkoleń z zagranicznymi gwiazdami, np. Viktor Manoel, Archie Butnett, Princess Lockeroo, Kumari Suraj i wiele innych. Aktualnie sam prowadzę szkolenia. Jestem profesjonalnym instruktorem tańca, choreografem i sędzią.
– Skąd pomysł na takie hobby?
– Teraz to jest już moja praca. Zawodowo zajmuję się tańcem ponad 10 lat.
Zaczynałem od tańca przed lustrem. Jako młody chłopak próbowałem wszystkiego. To była piłka nożna w częstochowskiej Skrze, jazda konna, siatkówka, badminton. Ale zawsze się kończyło albo jakąś kontuzją albo brakiem „zajawki”. Po prostu przestawało mnie to interesować. I w końcu przyszedł taniec. Na fali amerykańskiego programu „So You Think You Can Dance” pomyślałem – czemu nie spróbować, może się uda?
– Od początku interesował Pana taniec uliczny?
– Tak, na niego się ukierunkowałem. Jak się okazało, osoba do której trafiłem na zajęcia uczyła jazzu i klasyki. Ja nie miałem o tych stylach pojęcia. Musiałem się uczyć od nowa. Po roku przeszedłem do grupy tanecznej Anity Janus „Make Some Noise Crew” w dawnej szkole tańca Salsa Fever, gdzie zacząłem prawdziwą przygodę z tańcem ulicznym. Jak większość tancerzy zaczynałem od wszystkiego, dopiero później się ukierunkowałem na to co naprawdę chcę robić. Przeszedłem pewnego rodzaju metamorfozę. Taniec jest teraz prawdziwą pasją, która wypełnia całe moje życie.
– Jeśli nie taniec, to co?
– Skończyłem technikum fryzjerskie, czyli jestem po prostu fryzjerem. W tym roku zdałem maturę.
Teraz jak myślę o tym racjonalnie, to fryzjerstwo jest raczej wyjściem awaryjnym, musiałbym przejść wszytko od nowa, by się tym zająć. Skoro lubię to co robię, czyli taniec, a na dodatek mam z tego zarobek, to po co to zmieniać?
– Taniec uliczny może dać utrzymanie?
– Wygrywając wiele zawodów można zarobić dobre pieniądze. Poza tym prowadzę szkolenia w całej Europie, gdzie zarabia się np. w euro i to są naprawdę bardzo godne pieniądze. Ponadto jestem wykładowcą na kursie instruktorskim.
– Po jakie „laury” chciałby Pan sięgnąć?
– Taniec uliczny nie jest określony jakimiś normami. Nagrodami jest wygrywanie zawodów np. w Paryżu, Szwecji czy Czechach. Nie chodzi tu jednak tylko o zdobycie jakiegoś tytułu, ale przede wszystkim o poczucie spełnienia i szczęścia, że coś mi się udało. To jest pewnego rodzaju prestiż.
Fakt, w Polsce my nie mamy tradycji tańca ulicznego, nie mamy takiej mentalności. Taniec uliczny przyszedł do nas z zagranicy. I aktualnie stoimy na bardzo dobrym poziomie, z czego powinniśmy być dumni. Mamy wielu tancerzy odnoszących sukcesy, tylko nie są one nagłaśniane przez media.
Z tancerzami jest tak jak z winem, im starszy, mający duży wachlarz doświadczenia, tym lepszy. Nie zmieniamy stylu, ale zmieniamy podejście do tańca i do samych siebie. Dlatego też dopiero po dłuższym czasie odnosimy sukcesy.