– Chcę być z moimi dziećmi, ale nie mogę, bo żona i teściowa mi to uniemożliwiają – skarży się Robert Zając, policjant walczący o dobro dwóch córek mimo zaciekłego sprzeciwu ich matki i babki. – Obie kobiety wykorzystują dzieci jako argument w sporze, a przecież powinno im zależeć przede wszystkim na wychowaniu dzieci w normalnych kontaktach z obojgiem rodziców – uważa pan Robert, który po przeprowadzce żony do jej rodziców, do Kocina Starego, sam zaproponował, by dziewczynki spędzały czas po równo z każdym z rodziców – tydzień z ojcem i tydzień z matką – na zmianę. Kobiety nie stosują się jednak ani do umów, ani do zaleceń sądu, który zdecydował o pobycie dzieci przy ojcu aż do zakończenia sprawy rozwodowej.
Sąd sądem…
Robert Zając opowiada, że początki konfliktów z żoną sięgają wiosny 2011 roku, gdy była bardzo nerwowa, a nawet błahe sprawy powodowały jej wybuchowe reakcje. Wtedy złożyła pozew o rozwód. Początkowo małżeństwu przydzielono mediatora, a kobiecie zaproponowano wizyty u psychologa.
– Chciałem żonie pomóc, więc sam też odwiedzałem wyznaczonego lekarza. Doktor powiedział, że stan psychiczny żony to efekt nieprawidłowych relacji z matką i urazów z dzieciństwa – mówi pan Robert. Zdumiewa go przy tym postawa teściowej, która z jednej strony robiła mu wymówki, że z zony wariatkę chce zrobić i twierdziła, że córki do lekarza nie puści, ale potajemnie prowadzała ją jednak na wizyty.
Mamusia rządzi
– Najgorsze jest to, że żona pozostaje pod całkowitym wpływem swojej matki i nie jest w stanie się jej sprzeciwić – Robert zając wspomina, że jeszcze gdy kiedyś mieszkali z rodzicami jego żony, to ta bała się przyznać matce, że dostała od męża sukienkę i nie chciała jej powiesić w szafie, by matka się nie rozgniewała, że mąż robi córce prezenty bez pytania teściowej o zgodę.
– Ponieważ teściowa nie znosi sprzeciwu i lubi podporządkowywać sobie ludzi, to boję się, że moje córki w jej domu mogą być traktowane tak jak żona w dzieciństwie i też nabawić się jakichś nerwic – martwi się ojciec i uzasadnia, że teściowa jest zdolna do bardzo dziwacznych zachowań.
– Dzwoniła już na policję, że dzieci są bite w mieszkaniu mojej siostry, czego nie potwierdził wysłany tam patrol, wykradała dzieci ze szkoły i zamykała na swoim podwórzu na kłódkę, nie wpuszczała policjantów chcących dopilnować, by dzieci, jak ustalono, miały szansę na kontakt z obojgiem rodziców – wylicza ojciec dziewczynek i dodaje, że najdziwniejszym pomysłem było podjechanie pod jego dom z megafonem i głośne wykrzykiwanie obelg.
Dzieci cierpią
Wychowanie córek pod okiem babci pozostawia, zdaniem pana Roberta, wiele do życzenia.
– Z jednej strony teściowa uczy dzieci, że są najpiękniejsze i najbogatsze w całym Kocinie Nowym, kupuje im najdroższe ubrania i zabawki którymi mogą zrobić wrażenie na rówieśnikach – mówi i dodaje, że takie zadzieranie nosa niczego dobrego dzieci nie nauczy, a tylko może zrazić sąsiadów. Z drugiej strony nasz rozmówca martwi się, bo wie, że jego żona była w młodości przymuszana przez matkę do ciężkiej pracy w szklarniach swych rodziców, zatem teraz podobny los może spotkać dzieci.
–Teściowa to osoba bardzo majętna, ale i skrajnie skąpa – mówi Zając. – Ona po prostu uważa, że zamiast zatrudnić pracownika i mu uczciwie zapłacić, taniej jest wysłać do pracy kogoś z rodziny, kogoś, kto nie będzie potrafił odmówić.Najgorsze jest to, ze matka żony za nic ma przepisy, a ja nie mam się już do kogo zwrócić o pomoc. Sąd okazał się w tej kwestii zupełnie nieskuteczny – mówi zatroskany ojciec.
Piętnastego października ubiegłego roku sąd wydał postanowienie, na mocy którego do zakończenia sprawy rozwodowej córki mają pozostać pod opieką ojca. Teściowej pana Roberta to nie interesuje.