Przed Dniem Zaduszkowym, 28 października, na Starych Powązkach warszawskich, pożegnano Tesę, Teresę Ujazdowską. Dożyła 90 lat. Wróciła do swoich, bo z urodzenia była warszawianką. I jak przystało na dziewczynę z dobrego, warszawskiego domu, w czasie Powstania z opaską sanitariuszki, z pseudonimem „Niuśka”, ratowała rannych w Śródmieściu.
Trafiła do nas, do Częstochowy, jako aktorka ciesząca się zasłużoną renomą. Debiutowała w 1953 r. w Łodzi, w sztuce A. Fredry, potem były teatry w Kaliszu, Jeleniej Górze, Rzeszowie, Wałbrzychu. Z Wałbrzycha w 1976 r. przeniosła się do nas, przyciągnięta przez Tadeusza Bartosika. I tu, na przywitanie, oczarowała publiczność swoją kreacją w klasycznej sztuce A. Fredry. Był to czas dla naszego teatru trudny, trwał remont budynku, sztuki prezentowano w sali Filharmonii, w klubie „Politechnik”. Wymyślono „ukulturalnienie” mas, więc zespół poznawał domy kultury i świetlice od Myszkowa, przez Koniecpol po Lubliniec. Modnym wśród naszej inteligencji był Polański, zatem w nawiązaniu do jego bohaterki, najpopularniejszą naszą aktorkę nazwano Tesą.
Przyszedł czas „Solidarności”. Autorytet zdobyty w zespole teatralnym uczynił z Tesy naturalną liderkę związku. Aktywnie włączyła się w promowanie idei ruchu „solidarnościowego”, uczestniczyła w listopadzie 1980 r. w słynnym proteście w klubie „Ikar”. Stała się dla Częstochowy tym, czym była Halina Mikołajska w KOR, symbolem zespolenia ludzi kultury z ruchem na rzecz wolności związkowej robotników. Nie miała aspiracji, by uczestniczyć we władzach związkowych, ważniejsza dla niej była scena. Tłumy przyciągała jej kreacja w „Relacjach” wg Hanny Krall, odkrywających „wykluczane” karty polsko-żydowskich powiązań.
Zapłaciła za „Solidarność”. Została internowana 13 grudnia 1981 r. Najpierw więzienie dla kobiet w Lublińcu, potem nadmorski Darłówek, a następnie, wiosną, nadgraniczny Gołdap. Wracała do domu razem z Anią Reterską-Rakocz, dwie delikatne dziewczyny, które nie dały się stłamsić brutalności wojskowej junty. Z goryczą trzeba wspomnieć: Tesa nie miał dokąd wracać. Nowy dyrektor Teatru pozbawił ją prawa występowania na scenie. Zdejmował z repertuaru nie tylko „Relacje”, ale nawet, „neutralną” bajkę dla dzieci, pewnie z obawy przed demoralizującą grą „buntowniczki” z „Solidarności”. Wyrzuceniu z pracy towarzyszył nakaz wyprowadzki z lokum w „Domu Teatru”. Tesa pozbawiona została źródła zarobku i dachu nad głową, a co najgorsze – prawa wykonywania zawodu, który kochała.
Zdecydowała się przyjąć paszport z adnotacją „bez prawa powrotu”. Zamieszkała w Londynie. Miała szczęście w tych trudnych chwilach zyskać zaufanie i pomoc od „starej emigracji”, tej z czasów II wojny światowej. Zaczęła pracować w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK), instytucji tworzonej z inspiracji gen. Sikorskiego. Tam powróciła na scenę występując m.in. w popularnych wśród Polonusów prezentacjach twórczości M. Hemara. Poprzez POSK trafiła także do redakcji zasłużonego, ukazującego się od czasów II wojny „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”. Z czasem została naczelną redaktorką dodatku świątecznego „Tygodnik Polski”, a następnie także „Dziennika…”. Stała się przez to bliską współpracowniczką dwóch ostatnich emigracyjnych Prezydentów RP: ś.p. Kazimierza Sabbata i ś.p. Ryszarda Kaczorowskiego.
Była naszą, „częstochowską” ambasadorką w Londynie. Nie zapominała o znajomych z „Solidarności”. Gdy aresztowano, wraz ze Zbyszkiem Muchowiczem, jej koleżankę z „interny” Iwonę Pasternak, na prośbę Tesy przyjechał jej bronić brat – Kazimierz Ujazdowski. Regularnie przesyłała datki na wydawanie „podziemnych” pism częstochowskiej „Solidarności”. Osobiście też mam wielki dług wobec Tesy, bo dzięki niej mogłem pisać do „Dziennika Polskiego” i zarabiać „wierszówkę”, pozwalającą przeżyć ciężkie czasy.
Wróciła na emeryturze do Ojczyzny. Prawie do końca swych dni aktywnie działała w Fundacji Armii Krajowej. Teraz znalazła swój port między swymi… Dobrze byłoby, gdyby pamięć o niej przetrwała w naszym mieście i w naszym Teatrze.