Trafiłem kiedyś na współczesnego łowcę czarownic, tym razem ekologicznego. Miał mnie spalić na stosie, bo jadam mięso. Jadam, a on ma cel „klimatyczny”: ograniczenie spożycia mięsa do 2040 r. o 50%, a ja mu ten cel, żyjąc i jedząc, złośliwie psuję. Chcąc nie chcąc, pytam o celowość tej jego wegetariańskiej wrogości. Wszak skoro mięso nie jest zdrowe, to ja nie pożyję za długo, tym samym nie popsuję „klimatycznych” wskaźników.
A on mnie o wodzie… Że taka świnia lub wół, zanim trafią na stół, wypijają ogromne ilości wody, której światu brakuje. Zgoda, świnia pije, wół jeszcze więcej. Ale co się dzieje z wodą przez nie nie wypitą? Człowiek też pije, ale nie tylko tym powoduje straty w naturze. Żyjąc możliwie najskromniej człowiek zużywa ok. 100-150 litrów wody dziennie. Z tego wypija ok. 3 litrów, resztę zanieczyszcza i odprowadza rzekami do morza. Innymi słowy: dość kosztownie dla środowiska marnuje. To może lepiej, by część tej marnowanej wody spożytkować zmieniając w kotlet schabowy. W dodatku żądając ode mnie rezygnacji z mięsnego mielonego, żądacz nie rezygnuje ze skórzanych butów i skórzanej tapicerki w samochodzie. Słusznie, bo plastik obuwniczy jest szkodliwy i dla nóg i dla wielorybów. Marnujemy zasoby środowiska zarówno chodząc w plastikowych jak i bawełnianych koszulkach, pijąc z plastikowej i ze szklanej butelki, jedząc i nie jedząc mięso. Sztywność doktrynalna tu nic nie zmienia, chyba tylko dowartościowuje naturalny atawizm ludzi, zawsze szukano jakiś czarownic do spalenia.
Prapradawny liberalizm, ten trzymający się zasady: „lepiej palić „popularne” niż czarownice”, i na takie współczesne klimatyczne lęki miał swoją słuszną odpowiedź. Odpowiedź ta ukryta była w hasłach wyszywanych na makatkach: „oszczędnością i pracą ludzie się bogacą”, „bogatym jest ten, co wydaje mniej niż zarabia”, „nie należy zabijać więcej ludzi niż jesteśmy w stanie zjeść” (to ostatnie z innej strefy kulturowej). Buty ze skóry robiono tak, by można w nich było chodzić 20 lat, „mercedes” nie miał prawa zepsuć się przez ćwierć wieku, a szafa gdańska z dębu miała żywotność 500 lat. Jednorazowe używanie jakiegoś przedmiotu (kubka, widelca, talerzyka, butelki, skarpetki itd.) traktowane było jako aberracja. Sam, jako człowiek starej daty, „jednorazową” butelkę plastikową napełniam wielokrotnie wodą, bo tak jest mi wygodniej i taniej. Problem w tym, że tego rodzaju ludzie starej daty i doktryny pradawnego liberalizmu są znienawidzone przez przemysł, a tym samym przez napędzane przez niego reklamy i inne formy promocji. Konsumpcjonizm jest najwygodniejszą metodą przyspieszania wzrostu gospodarczego, a więc zapewniania zysku niektórym, a mirażu lepszego życia wszystkim. Ekologizm, tak, dopóki jest formą wspierania konsumpcji (bogacenia się producentów kotletów sojowych, erzatz-eko-plastiku, samochodów elektrycznych i teoretyków od zdrowego trybu życia)… Ale śmierć wszelkim „ciemnogrodzkim” wrogom konsumpcji.
Nie dajmy się zwariować. Trzeba żyć i pozwalać żyć innym, nigdy nikogo nie zmuszać do akceptowania jedynie słusznej idei. Jedni lubią kupować rocznie pięć par butów, drugim każdy nowy but kojarzy się z nowymi odciskami. Jedni jedzą golonkę, drudzy szczaw, każdy na swój sposób jest szczęśliwy. I niech tak będzie.
1 Komentarz
Goloneczka pieczona w piwie – polecam
do tego kieliszeczek dobrej wódeczki
i życie jest piękne nawet w PiSlandii.
Goloneczka pieczona w piwie – polecam
do tego kieliszeczek dobrej wódeczki
i życie jest piękne nawet w PiSlandii.