Wiosna w pełni. Spacerujmy po lesie, łąkach, ogródkach, nad brzegami rzek, po miejskich skwerach i parkach. Niestety wraz z pojawieniem się zieleni i ciepłych dni, do życia obudziły się również kleszcze. Z roku na rok kleszczy jest coraz więcej. Ponieważ średnie temperatury roczne są coraz wyższe, to i małych krwiopijców jest całkiem sporo. W miarę ciepłe zimy powodują, że jaja kleszczy nie giną w niskich w temperaturach.
Panuje przekonanie, że najwięcej kleszczy jest w lasach i to tam istnieje największe prawdopodobieństwo, że intruz się do nas przyczepi. Tymczasem naukowcy zwracają uwagę, że kleszcze żyją w trawach i niskich krzewach i raczej nie spadają na nas z drzew. Jest ich za to mnóstwo w miastach. Dlatego statystycznie największe prawdopodobieństwo złapania kleszcza jest w miejskich parkach, na ogródkach działkowych czy placach zabaw, zwłaszcza tam gdzie trawa nie jest regularnie koszona.
Nie ma co jednak wpadać w panikę i zamykać się w domu. Wystarczy wzmóc czujność i ostrożność.
Po pierwsze ubiór. Na spacer do lasu powinniśmy zakładać długie rękawy, długie spodnie, wysokie skarpety, które naciągniemy na nogawki. Jeśli ubranie będzie w jasnym kolorze, mamy większą szansę zauważyć kleszcza i zareagować zanim przedostanie się do naszej skóry.
Po drugie obserwacja. Po każdym powrocie ze spaceru należy obejrzeć swoje ciało. Na ludzkiej skórze dobrze się czują nie tylko dorosłe osobniki kleszczy, ale też larwy i mające zaledwie 1,5 mm nimfy, więc trudno je dostrzec. W czasie oglądania ciała szczególną uwagę zwróćmy na pachwiny, pachy, miejsca za uszami, pod kolanami i miejsca graniczące z owłosionymi partiami skóry, czyli wszędzie tam gdzie jest ciepło i wilgotno. Kleszczy raczej nie spotkamy na owłosionej skórze głowy.
Po trzecie odstraszacze. Nawet jeśli nasza skóra jest chroniona przez ubrania, nie daje to pewności, że kleszcz się do nas nie przyczepi. Te malutkie pajęczaki reagują przede wszystkim na temperaturę ciała, zapach potu i wydychany dwutlenek węgla, dlatego wyczuwają naszą obecność już z odległości 20 metrów. By trochę uśpić czujność kleszczy, dobrze jest stosować chemiczne odstraszacze (repelenty). Na rynku dostępne są różnego rodzaju spray’e, maści i kremy.
Wszyscy wiedzą, że kleszcze są groźne dla człowieka, bo ich ugryzienie może doprowadzić do wielu chorób m.in. boreliozy, nueuroboreliozy czy odkleszczowego zapalenia mózgu. I z tego względu należy się przed nimi zabezpieczać. Jeśli, pomimo profilaktyki znajdziemy kleszcza na swoim ciele, należy go jak najszybciej wyjąć. Nie wpadajmy przy tym w panikę, bo nie wszystkie kleszcze są zakażone bakterią odpowiedzialną za zachorowanie na boreliozę, a ponadto gdy usuniemy go szybko – raczej nic nam nie grozi. I tu bardzo ważna jest technika. Kleszcza tkwiącego w skórze nigdy i niczym nie smarujemy. Działa to drażniąco na kleszcza, który może wpuścić nam do krwi więcej zakażonych substancji. W aptekach można dostać całą gamę specjalnych „narzędzi” do usuwania kleszczy – pęsety, kleszczokarty, długopisy czy pompki. Kleszcza nie należy wykręcać. Zamiast tego, chwytamy go tuż przy skórze np. pęsetą i energicznym ruchem, wzdłuż osi wkłucia, wyciągamy ku górze, po czym dokładnie dezynfekujemy miejsce wkłucia i myjemy ręce mydłem dezynfekującym. Ważne, by nie łapać kleszcza zbyt wysoko, bo jeśli jest on już wypełniony krwią, to w czasie wyciągania może nam wstrzyknąć zarazki. Jeśli sami nie umiemy wyjąć kleszcza, najlepiej zgłosić się do najbliższej placówki zdrowia i poprosić o pomoc doświadczony personel medyczny.
Nie zawsze jest tak, że od razu po spacerze zauważymy intruza na ciele. Nie wiemy wtedy jak długo tam tkwi, kilka godzin czy może kilka dni. W takim przypadku, po usunięciu kleszcza, obserwujemy uważnie miejsce wkłucia nawet przez kilka tygodni. Zaraz po ukąszeniu wokół rany może pojawić się rumień. Często jest on wynikiem reakcji alergicznej na jad kleszcza. Nie oznacza on od razu zarażenia boreliozą. Natomiast niepokojący jest rumień wędrujący, w formie charakterystycznych kręgów przypominających tarczę strzelniczą. Może się on pojawić już 3 dnia po ukąszeniu. Występuje na różnych częściach ciała i przemieszcza się. O zarażeniu boreliozą świadczą też nagłe, napadowe bóle, np. głowy, stawów, czy wysoka gorączka. W Polsce najczęściej kleszcze atakują system nerwowy – więc może dojść do zaburzenia widzenia czy równowagi. Symptomy boreliozy najpierw pojawiają się rzadko, z czasem jednak nasilają się i stają się uporczywe. Dlatego przy pierwszych objawach boreliozy natychmiast udajmy się do lekarza, który najprawdopodobniej zaleci nam antybiotykoterapię. Im szybciej podejmiemy leczenie, tym większe są szanse na zniszczenie krętków boreliozy. Ważne, aby samemu nie przerywać leczenia, tylko dlatego, że rumień zniknął lub poczuliśmy się trochę lepiej. To wcale nie oznacza, że nie mamy już boreliozy.
Niestety bywa i tak, że w ogóle nie zauważyliśmy kleszcza na swoim ciele, a on zdążył nas zarazić bakteriami boreliozy. Zdarza się również, że rumień nie wystąpił albo został przeoczony. Taka sytuacja jest niebezpieczna, bo krętki boreliozy mogą zaatakować układ stawowy lub nerwowy. Z reguły zaatakowany jest jeden z dużych stawów, który silnie puchnie, boli i jest zaczerwieniony. Na dodatek zapalenie może wędrować, tzn. poprzechodzić z jednego stawu do drugiego, np. z barku do łokcia, a ból możemy odczuwać niesymetrycznie.
Po ugryzieniu przez kleszcza może dojść także do zachorowania na neuroboreliozę. Najbardziej typowym objawem tej choroby jest porażenie nerwu twarzowego. Ale zdarza się, że uszkodzeniu ulegają korzenie rdzeniowe i wtedy mamy objawy podobne do popularnych „korzonków”. Nierzadko dochodzi do zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych lub do kleszczowego zapalenia mózgu (KZM). Na szczęście na rynku jest dostępna skuteczna szczepionka przeciwko zachorowaniu na KZM, która podana odpowiednio wcześnie, najlepiej wiosną, prowadzi do wytworzenia odporności i chroni przed chorobą nawet po ukłuciu przez zakażonego kleszcza.
By potwierdzić lub wykluczyć choroby odkleszczowe lekarze wykonują m.in. dwa rodzaje testów – Elisa i Western-Blot. Niestety oba testy nie są doskonałe i żaden z nich nie jest w stanie potwierdzić w 100 proc. zachorowania, albo tego, że jesteśmy już całkiem zdrowi. Zdarza się, że wyniki wskazują na boreliozę, choć pacjent jest zupełnie zdrowy. Dlatego antybiotyk dostaniemy dopiero wtedy, gdy obydwa testy dadzą wynik dodatni.
Warto wiedzieć, że nawet gdy wyleczyliśmy boreliozę, to wcale nie nabyliśmy odporności. Nie oznacza to zatem, że na boreliozę w przyszłości nie zachorujemy ponownie.