Znów Częstochowa zubożała: odeszły postacie wielkiego formatu, nie sposób wyobrazić sobie, by ktoś je zastąpił. Krystyna Miśkiewicz i Stanisław Kusiba, artystka – wychowawczyni plejady częstochowskich plastyków i zmotoryzowany myśliwy, gawędziarz, gadająca kronika dawnej Częstochowy.
Odejście Krystyny było niespodziewanym szokiem, zabito ją kilka kroków od domu, na ruchliwej ul. Nowowiejskiego. Ile miała lat, nie zdradzę, bo zawsze młodość miała w sercu, podkreślała to wyszukaną elegancją i otwartością na dyskusję. Pracowała, ponad pół wieku, w Liceum Plastycznym, odeszła dopiero w 2020 r., gdy jej 80-tka w kalendarzu życia wybiła. W szkole przez uczniów i nauczycieli traktowana była jako Mistrz dzielący się, z życzliwością z adeptami sztuki, tajemnicami rzemiosła artystycznego. Wychowała ponad 50 roczników, kilka różnych pokoleń, prawie cały świat częstochowskiej kultury, od Jerzego Dudy-Gracza po Tomasza Sętowskiego – był Jej niewypłacalnym dłużnikiem. Gwiazdą naszego życia był jej ś.p. mąż Tadeusz – częstochowski Tyrmand – choć życie z nim dla Krystyny bywało trudne, to razem stworzyli w mieszkaniu na al. Kościuszki, w ponurych latach 80-tych, swoisty salon niezależnych. Syn, Przemysław, także stał się gwiazdą – liderem katowickiej młodej opozycji, jednym z najodważniejszych i najmocniej zaangażowanych w sprawę, bojownikiem Solidarności Walczącej, WiP, NZS itp. organizacji. To czym był i czym jest zawdzięcza Przemek Krystynie, którą pożegnać mu przyszło w Dniu Matki.
Nie tylko on pozostał z niespłaconym długiem wdzięczności… Dostrzec to można było na pogrzebie gromadzącym różnorodny tłum, nie zabrakło wieńców od Premiera Morawieckiego, od Zarządu Województwa Śląskiego, od grona nauczycieli i uczniów „Plastyka”. A przy grobie, pokrytym kwiatami, koncert dla Niej, dał najlepszy skład wychowanków: Yanina z braćmi Pospieszalskimi…
Inną postacią był pan Stanisław Kusiba. Z uporem zrealizował swój cel: doczekanie 100 urodzin, by prezydent miasta musiał z kwiatkami przylecieć. Nie przyjął, niestety, mojej sugestii, by próbować pobić rekord światowy, pociągnąć jeszcze kilkanaście lat. Poznałem pana Stanisława w początkach lat 90-tych, stał on się jednym z założycieli Klubu Miłośników Historii im. Jana Pietrzykowskiego. Pamięć miał doskonałą, kończył przed wojną „Traugutta”, więc opowiadał o losach szkoły, nauczycieli i uczniów, równie wnikliwie odmalowywał czas okupacji i dni po wyzwoleniu. Założył wtedy prywatną firmę komunikacji miejskiej, więc z własnych doświadczeń poznał uroki socjalistycznej bitwy o handel. Gawędziarzem był w starym, arcypolskim stylu, takim „wańkowiczowskim”… Zatem, jak się go pytało o umiejscowienia w Częstochowie jakiegoś historycznego wydarzenia, to odpowiedź o miejscu rozbudowywana była wielowątkową sagą o ludziach z nim związanych. Ważne dla nas, odbiorców Jego opowieści, było, że prawdę rzeczywistą zawsze stawiał wyżej niż polityczną poprawność. Wiedział o okrucieństwie niemieckiej okupacji, bo był świadkiem zbrodni, ale potrafił bronić oskarżanego o podpisanie volkslisty Bullego. Odczuł na własnej skórze socjalistyczne porządki, ale potrafił pochwalić PPR-owskiego prezydenta miasta Wolańskiego. Pamięć miał nie tylko dobrą, ale i sprawiedliwą.
Odeszło dwoje wspaniałych ludzi. Ubożejemy, ubożejemy…