Ku pamięci (mięci kupa – jak rymują przedszkolaki) miało powstać w budynku przy ul. Popiełuszki 4, Centrum „Pamięć i Tożsamość”. Wiceminister Kultury Szymon Giżyński, ogłosił podpisanie w tej sprawie listu intencyjnego swojego resortu z Agencją Rozwoju Przemysłu. Za pieniądze „kulturalne” miała być ceglasta kamienica wykupiona od miasta, prowadzącym Muzeum miało być jakieś przedsiębiorstwo społeczne powołane przez ks U., a pieniądze na utrzymanie zapewnić miała agencja rządowa specjalizująca się w ratowaniu stoczni i hut żelaza.
Władze miasta z radością ochoczo pozbyły się problemu. Budynek ma swoją historię, ma swoje walory architektoniczno-estetyczne, ale ma też swój stan techniczny wymagający dużych środków na remont. Polityka Miasta wobec zabytków była przez ostatnie lata przewidywalna: nic nie robić, w miarę możliwości pozbyć się, a jak nie ma chętnych, poczekać, aż się samo zawali. Obiekt ceglasty na ul. ks. Popiełuszki był istotny dla miasta, póki mieścił się tam MZD. Po wyprowadzce tej instytucji, pozostała pusta i kłopotliwa skorupa. Potencjalnych inwestorów odstraszono z pomocą niegdysiejszego senatora PiS Artura Warzochy, pod jego naciskiem wpisano budynek do rejestru zabytków. Dla niewtajemniczonych wyjaśnienie: wpis nie zapewnia żadnych dotacji publicznych, nie dopinguje właściciela do działań ochronnych, narzuca biurokratyczny gorset powodujący, że wszelki remont staje się kilkakrotnie droższy. A ten akurat budynek wymaga natychmiastowego remontu – poprzez kilkadziesiąt lat staranie i konsekwentnie zaniedbywany był przez właścicieli.
Powstał na początku XX w. jako siedziba rosyjskiej Straży Celnej. W 1919 r. urządzono tu Komendę Powiatową Policji. W 1945 r. zajęty został i kompletnie zrujnowany przez sowieckich wyzwolicieli. W 1949 r. po remoncie stał się ponownie Komendą Miejska Milicji (neo-Policji). W końcu lat 70-tych XX w. komendę przeniesiono do nowego budynku zwanego „trójkątem bermudzkim”, a stary budynek użytkowano na rozmaite cele. W latach 90-tych przejęło go Miasto, środków starczyło na prowizoryczną adaptację 1/3 nieruchomości dla potrzeb MZD. Reszta gniła i pleśniała…
Wpis do rejestru powodowany był tzw. względami historycznymi, mieścić się tu miała kiedyś „katownia” – symbol męczeństwa żołnierzy walczących o niepodległość. O pewnych rzeczach nie wypada dyskutować, a w tym zadać pytanie – dlaczego szczególnymi względami darzyć należy świeżo odkrytą katownię, lekceważąco traktując odkryte dawniej…? O miejscu katowni gestapowskiej (ul. Kilińskiego) i ubeckiej (ul. Śląska) przypomina tylko skromna tablica. „Katownia” pod parkami, chroniona zaś miała być przez konserwatora i zamieniona w Muzeum.
Taki był „trynd” w kraju, wypadało sakralizować tzw. „wyklętych” i budować dla nich nowe świątynie. Sacrum wznosi się nad racjonalność, w Częstochowie mamy wyraźny nadmiar muzeum nad możliwościami finansowania ich działalności. Słuszne, czy niesłuszne, nowe muzeum tego stanu nie zmieni. Nie ma nawet po co dyskutować, czy istotniejsza jest budowa muzeum kolei, muzeum przemysłu, muzeum Wojska Polskiego, czy muzeum „wyklętych”, skoro nie ma pieniędzy na utrzymanie dotychczasowego muzeum miejskiego.
„Trynd” się skończył. Obecne władze Ministerstwa Kultury i Agencji Rozwoju Przemysłu nie mają zamiaru finansować zachcianek lokalnego PiS-u. Co zatem dalej z budynkiem na ul. ks. Popiełuszki? Kto za niego będzie odpowiadał, kto zainwestuje w remont, albo przynajmniej zabezpieczy przed budowlaną katastrofą? Czy w tym miejscu pozostanie jedynie sterta czerwonych cegieł, nazwana pomnikiem magicznego myślenia?
Jarosław Kapsa