Człowiek renesansu: rolnik, polityk, reżyser i aktor w jednym. Twórca najgłośniejszego filmu o kulisach polskiej polityki. Czy Władysław Serafin ma szansę na Złotą Taśmę Roku?
Afera Taśmowa ucichła, jednak teraz, po odkryciu nowych faktów, znów będzie o niej głośno. Redakcja zna okoliczności, o których opowie sam Władysław Serafin.
– Czy ma Pan problemy z wymiarem sprawiedliwości po Aferze Taśmowej?
– Nie odnotowałem większego zainteresowania organów ścigania. Nie jestem w żaden sposób nękany, ani szarpany.
– Czy Pana byli koledzy Marek Sawicki i Waldemar Pawlak z Panem rozmawiają?
– Nie rozumiem wyrażenia „byli koledzy”. Naszych kontaktów nie określam za zmienione. Zresztą nie było okazji… Marek Sawicki jest teraz posłem i tyle. Niektórzy ludzie z PSL-u, ci co utrzymują się z pieniędzy podatników, są na mnie wściekli. Ale cóż… Trudno. Mam natomiast doskonały kontakt z nowym Ministrem Rolnictwa: prowadzimy ożywiony dialog i współpracę.
– Czy piętno Afery utrudnia Panu życie w Kłobucku?
– Nie odczuwam negatywnych gestów ze strony mieszkańców Kłobucka. Wręcz przeciwnie, prysnęły wszystkie mity o moim majątku, te legendy o stacjach benzynowych i tysiącach hektarów. Wszyscy dziś wiedzą, że to nieprawda. W przeciwnym wypadku te sprawy byłyby wywleczone na pierwszych stronach wszystkich gazet. Większość mieszkańców reaguje pozytywnie.
– Wymiar Sprawiedliwości Pana nie ściga, koledzy partyjni wybaczyli, Kłobuck wręcz jest życzliwy, to czy Afera cokolwiek zmieniła w Pana życiu?
– Zmieniło się wiele. Przekonałem się wreszcie, kto jest moim prawdziwym przyjacielem.Poza tym to nie była afera PSL-u. Chciałbym wyjaśnić – ja występowałem w obronie rolników. Taśm nie zamierzałem upubliczniać.
– Tylko po co?
– Po to, by politycy uwierzyli, że to prawda, że w spółce Elewarr dochodzi do korupcji i nadużyć. Niestety wszystko zostało odwrócone. Chciałem pokazać politykom fakty, o których tak naprawdę wszyscy wiedzą. Po tym zdarzeniu, szkoda jednak, że niewiele się zmieniło.
– Podłożenie kamery było głupie. Chyba Pan się z tym zgodzi…
– To był krok rozpaczy… Moje wcześniejsze sygnały na wiele nieprawidłowości politycy lekceważyli, nie byli tematem zainteresowani. Poprzez nagranie chciałem udokumentować fakty. Uważałem i uważam, że spółka Elewarr musi być państwowa, a nie prywatna. Zbiór magazynów zbożowych to żelazna rezerwa zboża na wypadek problemów w kraju. I musi być w rękach państwa.
– Skoro cel był słuszny, to czy dziś Pan żałuje?
– Oczywiście, popełniłem błąd, bo zaufałem ludziom. A to dlatego, że to było moje prywatne nagranie, które zostało rozpowszechnione bez mojej zgody i wiedzy. Wszystko odwróciło się przeciwko mnie, nastąpił element zaskoczenia i szoku. Dziś wiem, że powinienem był przyznać się od razu. Nie chciałem nikogo skompromitować, bo na tym filmiku przede wszystkim jestem ja. Cieszę się, że rolnicy w Polsce reagują pozytywnie, negatywnie odbierają to tylko ludzie władzy. Nie była to zamierzona prowokacja, ale niechcący zrobiła trochę porządku w państwie.
– Niestety już zawsze będzie się Pan kojarzył z Aferą Taśmową. Może czas skończyć z polityką?
– Nie będę się kojarzył tylko z Aferą Taśmową. To zdarzenie jest jednym z elementów życia politycznego. Jeśli będzie trzeba, w obronie rolników posunę się jeszcze dalej. Nie zamierzam rezygnować z polityki, bo ja wciąż w niej jestem. Dzięki mnie się dużo zmieniło.
Władysław Serafin niewiele wypowiada się na temat jego obecnych relacji koleżeńsko-partyjnych z Waldemarem Pawlakiem. Być może dlatego, że szef PSL-u prędko Serafinowi afery nie wybaczy.
Przykład.
11 sierpnia podczas Wojewódzkiego Zjazdu Delegatów PSL Województwa Śląskiego w Katowicach na mównicę wszedł Władysław Serafin. Koledzy partyjni zaczęli niegrzecznie buczeć, a Waldemar Pawlak ostentacyjnie opuścił salę. Wrócił po przemówieniu Serafina. Relacje między panami są więc oczywiste.
Co wiemy o Serafinie?
„Władysław Serafin jest osobą popularną, znaną z telewizji i prasy” – tak pisaliśmy o nim w 2005 roku. Jakże prorocze słowa!
Władysław Serafin urodził się w 1950 r w Piasecznie. Swoją karierę rozpoczynał nie jako polityk (a nie rolnik, jak by mogło się wydawać), i nie na wsi, a w mieście – był ślusarzem narzędziowym w Polskich Zakładach Optycznych w Warszawie. Od 1969 do 1990 należał do „jedynie słusznej” Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Od 1981 roku jest członkiem prezydium Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych. Przez 5 lat był jego wiceprezesem, od 1999 jest jego prezesem. Związek zrzesza – zdaniem Serafina – prawie dwa miliony ludzi, głównie przedstawicieli kółek rolniczych i kół gospodyń wiejskich (szczególnie bliskich przewodniczącemu). Od 1996 roku Władysław Serafin był aktywnym działaczem Związek Młodzieży Wiejskiej, a członkiem władz wojewódzkich i krajowych w latach 1978-1990.
W 1989 został posłem na Sejm „kontraktowy”, startował oczywiście z listy PZPR; zasiadał w prezydium Parlamentarnego Klubu Lewicy Demokratycznej. W dwóch kolejnych kadencjach Sejmu był już posłem z ramienia PSL. W 2004 i 2009 bez powodzenia kandydował do Parlamentu Europejskiego. W 2011 kandydował w wyborach parlamentarnych z 1. miejsca na liście komitetu wyborczego PSL w okręgu wyborczym nr 28 w Częstochowie, jednak nie uzyskał mandatu poselskiego.
Co mówią o nim i on sam o sobie?
Serafin jest uważany za człowieka z poczuciem humoru, sam o sobie opowiada dowcipy. “Do restauracji wchodzi Marek Sawicki i Władysław Serafin. – Dwa WieśMac’ki – zamawia Sawicki. – Przecież widzę! – odpowiada sprzedawca”.
Jeszcze kilka lat temu Serafin cieszył się sympatią lokalnych polityków.
Krzysztof Matyjaszczyk (SLD): – Miałem okazję poznać pana Serafina. To bardzo ciekawa i barwna postać.
Szymon Giżyński (PiS): – Władysław Serafin jest bardzo sprawny w sprawach socjotechnicznych. Natomiast, czy ma szanse być dobrym reprezentantem naszego regionu…?
Władysław Serafin – prócz Afery Taśmowej – to przede wszystkim odnowiciel skostniałego Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych. Jego medialność, nierzadko barwne wypowiedzi telewizyjne i prasowe, spowodowały, że dwumilionowa rzesza członków Kółek dowiedziała się, że Związek jeszcze istnieje. Osobę prezesa wszyscy dokładnie poznali po Aferze Taśmowej.
1 Komentarz
Żyjemy jednak w dziadowskich czasach jeśli niejaki Serafin przedstawiany jest jako „człowiek renesansu” – biorąc nawet poprawkę na zawoalowaną ironię czy szyderstwo autorów artykułu.
Gdy czytam takie „ wyznanie” delikwenta: „… chciałbym wyjaśnić – ja występowałem w obronie rolników. Taśm nie zamierzałem upubliczniać… to scyzoryk mi się otwiera… ciągle skrajni aroganci, zadowoleni z siebie, jakby im kto w kieszeń narobił, próbują narzucić swoje opinie zdezorientowanej publice.
A poza tym jaki niezły krętacz i samolub: „…to było moje prywatne nagranie, które zostało rozpowszechnione bez mojej zgody i wiedzy. Wszystko odwróciło się przeciwko mnie, nastąpił element zaskoczenia i szoku. Dziś wiem, że powinienem był przyznać się od razu. Nie chciałem nikogo skompromitować, bo na tym filmiku przede wszystkim jestem ja…”.
Gdy czytam taką „life story” ślusarza narzędziowego, „polityka” od siedmiu boleści, ogrywającego swoich i nie swoich towarzyszy, kręcącego „kółkiem” od tylu lat i robiącego wodę z mózgu „chłopstwu” i innym proletariatom, twierdzącego uparcie, że „dzięki mnie się dużo zmieniło” – chyba we jego własnym gumnie – to pusty śmiech mnie ogarnia…
I to też przerażająca jednak prawidłowość, że p. Matyjaszczyk – reprezentant młodego pokolenia funkcjonariuszy partyjnych – mówi o takim indywiduum:
„…to bardzo ciekawa i barwna postać”, dając przykład swego wyrafinowanego gustu…
Sami barwni i ciekawi „socjotechnicy” – jak to określił inny lokalny działacz p. Giżyński – czyli cyniczni gracze opanowali półświatek lokalnej, regionalnej i krajowej polityki…
I się kręci…
Żyjemy jednak w dziadowskich czasach jeśli niejaki Serafin przedstawiany jest jako „człowiek renesansu” – biorąc nawet poprawkę na zawoalowaną ironię czy szyderstwo autorów artykułu.
Gdy czytam takie „ wyznanie” delikwenta: „… chciałbym wyjaśnić – ja występowałem w obronie rolników. Taśm nie zamierzałem upubliczniać… to scyzoryk mi się otwiera… ciągle skrajni aroganci, zadowoleni z siebie, jakby im kto w kieszeń narobił, próbują narzucić swoje opinie zdezorientowanej publice.
A poza tym jaki niezły krętacz i samolub: „…to było moje prywatne nagranie, które zostało rozpowszechnione bez mojej zgody i wiedzy. Wszystko odwróciło się przeciwko mnie, nastąpił element zaskoczenia i szoku. Dziś wiem, że powinienem był przyznać się od razu. Nie chciałem nikogo skompromitować, bo na tym filmiku przede wszystkim jestem ja…”.
Gdy czytam taką „life story” ślusarza narzędziowego, „polityka” od siedmiu boleści, ogrywającego swoich i nie swoich towarzyszy, kręcącego „kółkiem” od tylu lat i robiącego wodę z mózgu „chłopstwu” i innym proletariatom, twierdzącego uparcie, że „dzięki mnie się dużo zmieniło” – chyba we jego własnym gumnie – to pusty śmiech mnie ogarnia…
I to też przerażająca jednak prawidłowość, że p. Matyjaszczyk – reprezentant młodego pokolenia funkcjonariuszy partyjnych – mówi o takim indywiduum:
„…to bardzo ciekawa i barwna postać”, dając przykład swego wyrafinowanego gustu…
Sami barwni i ciekawi „socjotechnicy” – jak to określił inny lokalny działacz p. Giżyński – czyli cyniczni gracze opanowali półświatek lokalnej, regionalnej i krajowej polityki…
I się kręci…