WFOŚiGW w KatowicachWspomniane w poprzednim odcinku naszego ekologicznego cyklu nawozy naturalne i sztuczne budzą wciąż pewne kontrowersje, ale do nawożenia, jako do metody polepszania wydajności w rolnictwie jesteśmy już od lat przyzwyczajeni. O wiele większe natomiast kontrowersje budzi nowa metoda zwiększania wydajności w produkcji żywności, jaką jest genetyczne modyfikowanie organizmów żywych.
Organizmy oznaczane skrótem GMO, pochodzącym od angielskich słów genetically modified organism, to te rośliny i zwierzęta, których geny zostały zmienione w sposób niezachodzący w warunkach naturalnych na skutek rekombinacji, czy krzyżowania. Selekcję i dobór oraz krzyżowanie znamy od dawna, ale ich efektami, z definicji, nie są GMO. Pojęcie „żywność genetycznie zmodyfikowana” ma szerokie znaczenie i odnosi się (według unijnych rozporządzeń) do żywności składającej się, zawierającej lub wyprodukowanej z GMO. Żywność genetycznie modyfikowana może więc składać się z modyfikowanych roślin lub zwierząt w całości, w części, albo nie zawierać ich w sobie wcale, ale być z nich wyprodukowana, jak cukier, czy olej. Żywnością genetycznie modyfikowaną (którą będziemy dalej zwali „żywnością GM”) nie są natomiast nazywane produkty spożywcze wytworzone tylko za pośrednią pomocą GMO, jak mleko od krowy karmionej modyfikowaną paszą, miód z transgenicznych roślin, czy wino od transgenicznych drożdży.
Unia Europejska ma najsurowsze przepisy dotyczące żywności GM na świecie. W Unii bada się wszystkie GMO, nawet te, w przypadku których nie podejrzewa się ryzyka. Dodatkowo bada się każdy gatunek, a nawet każdy produkt osobno. Mimo tego polska polityka nie jest zbieżna z polityką unijną. Nasze ministerstwa środowiska, zdrowia oraz rolnictwa o wiele bardziej rygorystycznie pilnują bezpieczeństwa środowiska i konsumentów. Polska jednak, jako członek UE musi dopuszczać obrót żywnością GM i paszami GM na terenie kraju.
Z jednej strony ruchy ekologiczne są więc zadowolone z blokowania, czy opóźniania prac nad kolejnymi ustawami o nasiennictwie, rejestracji odmian transgenicznych i im podobnych. Z drugiej strony jednak ekonomiści ostrzegają, że sytuacja, w której żywność GM jest dostępna na terenie Polski, a nie jest tu produkowana, doprowadza jedynie do wzrostu cen niektórych produktów spożywczych, bo ich składniki trzeba importować. Ograniczanie produkcji przy zezwoleniu na obrót nie obroni nas więc przed wytworzonymi z GMO produktami dostępnymi w sklepach, a jedynie zwiększy koszty ponoszone przez rolników i producentów żywności. Zapłaci za to oczywiście konsument.
Na szczęście jednak unijne i polskie przepisy zgodnie twierdzą, że konsumenta nie można wprowadzać w błąd. Ich praktyczna interpretacja sprowadza się do tego, że konsument musi mieć umożliwiony świadomy wybór miedzy żywnością produkowaną z użyciem GMO, a jej „konwencjonalnym” odpowiednikiem. Etykiety na produktach winny zatem być przejrzyste i jednoznaczne, a oprócz informacji ogólnej, o zawartości GMO w produkcie, na etykiecie muszą być także wymienione poszczególne modyfikowane składniki. W niektórych krajach Europy zachodniej pojawia się też dodatkowo informacja uproszczona mówiąca o tym dla kogo dany produkt się nie nadaje (np. dla diabetyków, bezglutenowców, nadciśnieniowców, wegetarian, wyznawców danych religii itp.)
Przeglądając etykiety w sklepach trzeba też pamiętać o tym, że informacja o tym, że produkt jest wolny od GMO nie jest obowiązkowa – wiele innych produktów też nie ma w sobie GMO i nie ma takich napisów. Ich umieszczanie jest wyłącznie zabiegiem marketingowym, mającym przyciągnąć uwagę konsumentów.
Kontrowersje
Zwolennicy wykorzystywania GMO do produkcji żywności zwracają uwagę opinii publicznej przede wszystkim na wydajność rolnictwa i koszty produkcji. GMO pozwalają na zmniejszanie areału upraw przy wzroście produkcji. To z kolei skutkuje oszczędzaniem wody, ograniczeniem zużycia nawozów, ratowaniem środowiska przed agresywnymi środkami ochrony roślin, możliwością wykorzystania gruntów o niskiej jakości do produkcji biomasy na biopaliwa. Podniesiona w procesie genetycznych modyfikacji odporność na choroby i szkodniki także redukuje koszty produkcji.
Przeciwnicy spożywania GMO w żywności ostrzegają głównie przed słabą znajomością długofalowych skutków ubocznych diety opartej o substancje spożywcze ze zmienionymi genami. Na świecie spożywa się produkty modyfikowane genetycznie od niespełna 20 lat. Według przeciwników żywności GM to za krótko, by mieć o nich pełną wiedzę. Przypomina się problemy wywołane przez DDT, papierosy, talidomid, czy azbest. W momencie wprowadzania do obrotu też były one uważane za nieszkodliwe… Opłakane skutki uboczne ujawniły się dopiero po pewnym czasie.
Najczęściej krytykowana jest ostatnio manipulacja genetyczna podnosząca odporność roślin i zwierząt. Niektórzy przyrodnicy twierdzą, że, o ile zacznie się ona przenosić na organizm konsumenta, to paradoksalnie będzie szkodliwa dla zdrowia. Zanim bowiem uodporni się człowiek, wcześniej uodpornią się obecne w nas bakterie, a zwłaszcza te obecne w układzie pokarmowym. W przypadku bakterii chorobotwórczych taka odporność to zagrożenie dla całego organizmu. Już obecnie zauważa się zwiększenie odporności niektórych bakterii chorobotwórczych przez nadużywanie antybiotyków. Efekt może być ten sam. Dodatkowo przeciwnicy spożywania GMO obawiają się tworzenia nowych białek mogących powodować alergie. Chodzi zwłaszcza o tzw. alergie krzyżowe, ujawniające się, gdy skład chemiczny nowopowstałych białek przypomina skład znanych już alergenów.
Kto kogo kontroluje
Pretensje środowisk ekologicznych do ustawodawców wydają się być uzasadnione zwłaszcza w przypadkach, gdy badania nad szkodliwością (czy nieszkodliwością) produktów spożywczych zawierających GMO są prowadzone przez laboratoria należące do producentów takiej żywności. Przeciwnicy spożywania genetycznie modyfikowanych organizmów argumentują, że jest to sytuacja sprzeczności interesów, która może doprowadzać do nadużyć i nieuczciwego publikowania danych. Dopóki zatem kontrola nad GMO nie zostanie przejęta przez niezależne instytuty badawcze, uniwersytety, czy jednostki rządowe, nie ma mowy o całkowitej transparentności badań i pełnej wiarygodności podawanych opinii publicznej informacji.
Na razie naukowcy różnych branż zgadzają się co do jednego – nie ma na obecnym etapie rozwoju badań naukowych żadnych jednoznacznych danych udowadniających szkodliwość produktów zawierających GMO. Nie mamy jednak w tej dziedzinie wiedzy pełnej, a jedynie wybiórczą. Ryzyko ujawnienia się problemów w przyszłości nie jest wykluczone, a królikami doświadczalnymi w skali globalnej są konsumenci. W skali laboratoryjnej nie da się przewidzieć wszystkich zmiennych. Kto nie chce ryzykować ma w obecnej sytuacji jedno wyjście – czytać uważnie etykiety i wymagać od producentów żywności czytelnych i jednoznacznych informacji. Na wiarygodne potwierdzenie informacji o szkodliwości, bądź nieszkodliwości żywności z GMO przyjdzie nam zapewne jeszcze czekać latami.
O dietę dbajmy sami
W naszym regionie pojawia się dopiero moda na produkty lokalne. Większość ich wytwórców szczyci się tym, że powstają one bez chemikaliów, sztucznych nawozów, genetycznych modyfikacji, czy zadawania zwierzętom cierpienia. Wspomnieliśmy, że tzw. żywność ekologiczna najprawdopodobniej nie będzie mogła cenowo konkurować z produktami korporacji stosujących nowoczesne technologie na skalę przemysłową. Jeśli więc dokonujemy świadomego wyboru i godzimy się nieco więcej płacić za „zdrowsze” jedzenie, to możemy przy okazji spoglądać na miejsce produkcji. Dzięki temu region częstochowski może mieć szanse na spopularyzowanie ciekawych lokalnych produktów. Na zachodzie już to działa, więc mamy nadzieję, że przyjmie się i u nas. Pamiętajmy także o unikaniu marnowania jedzenia, bo myśląc w czasie zakupów i nie podejmując w supermarketach pochopnych decyzji zaoszczędzimy więcej, niż dopłacimy za zdrowy, regionalny produkt.
„Dofinansowano ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach”.
“Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach”.