Coś tam wiadomo, ale wszyscy milczą. – Mam mnóstwo znajomych, którzy w Częstochowie prowadzą własne firmy, niektórzy całkiem spore. Płacą KRUS. Nikt oczywiście nie przyznaje się do tego, bo i po co – mówi Małgorzata M., właścicielka firmy remontowej z Częstochowy. KRUS dla wielu biznesmenów z miast stał się skutecznym sposobem unikania bardzo wysokiego ZUS-u. Na koniec III kwartału 2011 roku na terenie regionu częstochowskiego ubezpieczonych w KRUS-ie było 21.715 rolników.
O KRUS-ie niechętnie mówią politycy, rolnicy, a nawet wszyscy pozostali. Ci ostatni przede wszystkim dlatego, że w ogóle nic nie wiedzą.
– Dla mnie, mieszkanki Częstochowy – od urodzenia po dziś dzień – najważniejszą sprawą jest to, że będąc w KRUS-ie znacznie mniej opłacam na ubezpieczenie niż gdybym była w ZUS-ie, a co istotne prowadzę własną firmę. Nic poza tym się nie liczy – mówi pani Małgorzata.
Z biznesmena w rolnika
Niebagatelną korzyścią płynącą z posiadania ziemi rolnej jest możliwość otrzymania statusu rolnika. Aby dołączyć do tej wpływowej i uprzywilejowanej grupy zawodowej należy posiadać zaledwie jeden hektar przeliczeniowy ziemi rolnej. Potem trzeba się jeszcze zgłosić do powiatowego biura ARMiR, uzyskać numer ewidencyjny i rozpocząć działalność rolniczą. Dzięki temu już po trzech latach „gospodarowania” można legalnie przenieść się z ZUS do KRUS. – Gdzieś czytałam, że podobno trzeba ziemię uprawiać. Może i tak, ale ja swojego pola nawet na oczu nie widziałam. Mąż załatwił z sąsiadem dzierżawę i tyle – zwierza się częstochowianka.
Rolnik oraz jego najbliższa rodzina zwana domownikami, aby znaleźć się w wyjątkowej sytuacji, powinni – zgodnie z przepisami – stale prowadzić działalność rolniczą i pracować w gospodarstwie rolnym. Oprócz tradycyjnej produkcji roślinnej lub zwierzęcej, w tym ogrodniczej, sadowniczej, pszczelarskiej i rybnej, można zająć się np. uprawą grzybów i ich grzybni lub hodowlą określonych zwierząt futerkowych. Warunek stałości pracy w gospodarstwie budzi od dawna kontrowersje. Nie chodzi bowiem o ciągłe fizyczne przebywanie w gospodarstwie – tak stoi w przepisach, lecz o zachowanie związku z nim – cokolwiek to znaczy. – Wiele mądrych głów myślało o tym, w jaki sposób ułatwić sobie życie. Przy okazji skorzystali, tacy jak ja i mój mąż, syn i córka – wyjaśnia rolnik – przedsiębiorca.
Na ile kolejne obwarowania ustawowe utrudniają miejskiemu biznesowi działać w rolnictwie? Teoretycznie rolnik opłacający KRUS nie może nigdzie pracować na etacie, ani pobierać emeryturę. Jeśli zatem rolnik podejmie zatrudnienie na umowę o pracę, zostanie wyłączony z KRUS. Co ważne, ta konsekwencja mu nie grozi, gdy zawrze umowę – zlecenie czy inną cywilną. Kolejnym warunkiem pozostania w ubezpieczeniu rolniczym przy równoczesnym prowadzeniu pozarolniczej działalności gospodarczej jest osiągnięcie w poprzednim roku podatkowym przychodu z prowadzenia tej działalności w ramach tzw. rocznej kwoty granicznej. Obecnie górna kwota wynosi około 3 tysięcy złotych, ale co roku jest waloryzowana. – To śmieszne… Po to firmę mam ja i mój mąż, by tej kwoty granicznej nie przekraczać. Poza tym wolę kupić coś do firmy niż płacić podatki. Tak robi każda firma i nieważne czy jest w KRUS-ie czy w ZUS-ie – mówi pani Małgorzata
O jakich pieniądzach mówimy?
Różnica finansowa jest ogromna. Każdy „nierolny” przedsiębiorca (właściciel firmy) co miesiąc musi oddać ZUS-owi prawie 900 złotych, niezależnie od osiąganych przychodów. Zaś rolnik – biznesmen płaci na KRUS niewiele ponad 300 złotych na kwartał plus 219 złotych na składkę emerytalną, również kwartalnie, czyli około 200 złotych miesięcznie. Różnica wynosi bez mała 700 złotych na miesiąc. Roczne oszczędności to ponad 8 tysięcy złotych.
Dlatego przedsiębiorcy z miast coraz częściej stają się właścicielami ziemskimi. Dzięki sprytnemu manewrowi zakup ziemi zwróci się najpóźniej w ciągu dwóch lat.
Co na to politycy stanowiący prawo?
Kiedy w 1990 roku budowano podstawy systemu ubezpieczenia społecznego rolników, który miała realizować Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, nie brakowało dylematów. Zastanawiano się, w jakim sposób szybko stworzyć konkretne warunki organizacyjne i finansowe do funkcjonowania nowego systemu i nowej, budowanej od podstaw instytucji ubezpieczeniowej. Zapobiegliwi przedsiębiorcy już wówczas, przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej byli w posiadaniu co najmniej kilku hektarów ziemi. – To prawda, że kiedyś znacznie szybciej można było zostać rolnikiem. Teraz oprócz kliku warunków najważniejszy dotyczy trzyletniej karencji. W połowie lat 90-tych, z dnia na dzień stałam się chłopką – stwierdza mieszkanka Częstochowy.
Rząd Donalda Tuska już od lat obiecuje uporządkowanie systemu KRUS. – Sposób naliczania składki na ubezpieczenie zdrowotne rolników powinien zależeć od ich dochodów – uważa minister rolnictwa Marek Sawicki. Opłata zdrowotna to tylko jeden z elementów składki kwartalnej. Dziś za 1,5 miliona rolników opłaty do NFZ wnosi budżet państwa w wysokości 1,8 miliarda złotych. Przedstawiciele PSL proponują, by za rolników o niskich dochodach, tak jak za bezrobotnych, zapłaciło państwo, natomiast pozostali płaciliby 1,25 proc. od swoich dochodów, tak jak ZUS-owcy z własnego portfela, a pozostałe 7,75 proc. będzie potrącane z podatku gruntowego. Propozycja wcale nie jest wyrazem troski o pustą kasę państwa. Polityków „przycisnęło” orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził niezgodność z konstytucją przepisów dotyczących ubezpieczenia zdrowotnego rolników i wyznaczył 15 miesięcy na poprawienie przepisów. Nowe rozwiązania powinny obowiązywać najpóźniej od 4 lutego 2012 roku. Politycy nie wyjaśniają jednocześnie, kogo ów przywilej opłacania nadal niewielkich składek będzie dotyczył. Pojawiły się propozycje, by kondycję finansową rolnika oceniać na podstawie wielkości gospodarstwa. W konfrontacji z politykami staje sam KRUS, z którego danych wynika, że 98 proc. polskich rolników posiada gospodarstwo, którego powierzchnia kwalifikuje go do najniższego progu składek. Proponowane więc zmiany, niczego nie zmieniają.
Jaka emerytura z KRUS-em?
– Nie zastanawiam się nad tym, czy to będzie ZUS czy KRUS i tak w przyszłości emerytura będzie marna. Skończyłam 40 lat, więc przede mną jeszcze wiele lat pracy – mówi pani Małgorzata. Eksperci od finansów zgodnie przyznają, że emerytury rolników są niższe od tych wypłacanych z ZUS. Zdaniem finansistów, aby zapewnić sobie spokojną starość 30-letni rolnik wraz z małżonką powinni odkładać około 12 proc. swoich dochodów. – Państwo dało takie możliwości prawne, politycy stworzyli furtki dla siebie i moja rodzina z tego skorzystała. Inwestujemy z mężem w kolejne tereny rolnicze lub inne nieruchomości. Nie martwię się emeryturą, mamy już trochę majątku – stwierdza częstochowianka.
Z bałaganem i niejasnościami w funkcjonowaniu KRUS-u zmagamy się już ponad 20 lat. Nikt w Polsce nie potrafi odpowiedzieć, czemu z budżetu państwa, czyli z kieszeni nas wszystkich, nadal mają być finansowane składki za niektórych pseudo rolników, biznesmenów z miast i terenów wiejskich? Dlaczego szczególne przywileje nie obejmują też najbiedniejszych emerytów, ubogich rencistów, pracowników z minimalną pensją i przedsiębiorców, którzy mają straty lub ledwo starcza im na ZUS i podatki? Czy to znaczy, że biedni są tylko rolnicy?
Ucieczka z ZUS-u w KRUS to nie tylko problem lokalny, częstochowski. Dla przykładu, w samym tylko mieście Wrocław gospodaruje ponad 24,5 tysiąca „rolników”, co stanowi 42 proc. liczby farmerów z całego Dolnego Śląska. Jeszcze większym centrum rolniczym jest Kraków, który jest zamieszkiwany przez 25 tysięcy „rolników”.