Takie czasy, że nawet na 1 kwietnia nie wypada robić tradycyjnych żarcików. Zresztą niby jak: rzeczywistość jest o wiele bogatsza od fikcji, najbardziej nieprawdopodobna fikcja może być odebrana jako rzeczywisty program polityczny. Subtelność żartu nie pasuje do powagi „narodowych swarów”. Do tego wzmożenie polityczne wyprodukowało po obu stronach sporu zastępy cenzorów i inkwizytorów, czuwających nad poprawnością polityczną publicznych wypowiedzi. Poprawność ma cechy cepa, a cep – jak wiemy – czyni z człowieka kiepa.
Poprawnie dla jednych, niepoprawnie dla drugich, pan pisarz Żulczyk nazwał brzydkim słowem Prezydenta RP. Słowo nie było aż tak brzydkie, bym miał się gorszyć, ale… Właśnie, ale… Nie jestem ciemniakiem, przeczytałem, choć z wielkim trudem, jedną książkę pana Żulczyka. Do innych nie sięgnę z powodów naturalnych: dla jednych piękno jest w muzyce Mozarta, dla innych w muzyce Wagnera, każdy ma prawo lubić, to co lubi. W każdym razie staram się zachować grzeczność i nie nazywać książki, ani autora, rzeczą głupią lub debilną, choć każde upublicznione dzieło podlega różnej w formie krytyce.
Żulczyka, bo jest gwiazdą, a książki nawet na serial przerobiono, krytykować nie wypada. Wypada, za to, robić to Sienkiewiczowi, choć był większą gwiazdą, miał większą sprzedaż książek, przerabianych także na popularne filmy i seriale. Pan profesor-polityk poseł Maciej Gdula, zajęczał donośnie, że jego dzieci są torturowane za pomocą „W pustyni i w puszczy”, karmiąc się od młodości rasistowskimi stereotypami. Zgadzam się z jednym: dzieci torturować nie wolno, zwłaszcza za pomocą książek. Widać zresztą skutki, wpisywanie na listy obowiązkowych lektur szkolnych, skutecznie zniechęca do sięgania po czytadło. Gorzej niż Azję Tuhajbejowicza nasz system szkolny potraktował Kochanowskiego, każąc niewinnym maluchom wychrząkiwać wykute na blachę jego staropolskie fraszki. Nie ma powodu, by tylko Sienkiewicza winić pośmiertnie za sadystyczne ciągoty speców od edukacji.
Pan Gdula jako polityk musi zauważać sprawy dostrzegane przez jego wyborców jako ważne, a jako tzw. lewicowiec musi czujnie uważać, by iść na czele postępu. Skoro w Ameryce biją Murzynów, to my nie możemy tylko tego potępiać, musimy wyszukiwać i piętnować naszych „bijaczy Murzynów”. Rasizm to przewrotna sprawa, słuszna ideologia wymaga, by odpowiedzialność zawsze ponosił Biały Człowiek. I w tym leży problem „W pustyni i w puszczy”.
Było tak, i to ta książka opisuje, że „biały człowiek” Brytyjczyk zakazał w północno-wschodniej Afryce prowadzenia handlu niewolnikami, przeciw temu zakazowi wybuchł bunt handlarzy „żywym towarem” kierowany przez Mahdiego. Sienkiewiczowski małoletni bohater (klasyczny biały człowiek) nie tylko sam uciekał przed arabskimi buntownikami, ale ocalił z niewoli dwoje czarnych ludzi: Meę i Kalego. Cholerny, że tak powiem, rasista, gorszy od psa ogrodnika: sam nie niewolił i jeszcze innym nie dawał…
Myślę sobie jednak, że mój odczyt myśli współczesnych myślicieli jest błędny. Przypomniał mi się pewien sąsiad, który z empatycznie smutną miną powiadomił drugiego sąsiada, że ktoś mu nową limuzynę porysował. Skoczył jak w ogień poszkodowany, za nim wściekła rodzina… a informator z lekkim rechotem wyznał: a to durnie, nie wiedzą co to Prymas Aprylis…
Moja ułomność nie dostrzega czasem subtelności inteligenckiego żartu.