Ile kosztują urzędnicy miejscy? Odpowiedź wcale nie jest krótka,ma wiele cyfr. Miasto Częstochowa miesięcznie wydaje na utrzymanie swoich – naszych pracowników: 2.682.322 złote i 31 groszy.
W kraju mówiono o tanim państwie, loalnie szeptano o oszczędnym mieście. I co? I… nic. Z początkiem roku, tuż po tym, gdy w fotelu prezydenta miasta zasiadł Piotr Kurpios, padło z jego ust ważne dla mieszkańców Częstochowy i pracowników urzędu miasta, zdanie: “Chcę, żeby w urzędzie pracowało mniej osób”. Powiało groźbą, zawiało paniką. Wdrażaniem przemyśleń Kurpiosa zajął się nowopowołany naczelnik Wydziału Nadzoru i Administracji Jarosław Wydmuch. Wtórował szefowi mówiąc: “Pierwsze efekty naszych poczynań powinno być widać na koniec marca”. Sprawdziliśmy.
Dotychczasowe ruchy kadrowe p.f. prezydenta w magistracie, nie zmniejszyły w sposób znaczący liczby pracowników. Jak na razie, mówić możemy jedynie o kosmetycznych zmianach – zamianach. Za Wrony w urzędzie pracowało 879,58 etatowców, w tym 31 pracowników skierowanych przez Powiatowy Urząd Pracy w ramach robót publicznych, 5 – prac interwencyjnych, 9 – staży absolwenckich oraz 4 osoby odbywały w mieście praktyki zawodowe. Wówczas krzyczano – i słusznie – że administracja się rozrasta, mimo planów ówczesnego prezydenta na jej odchudzenie. Bezdyskusyjnie pracowało zbyt wielu urzędnikow, co nie przekładało się na obsługę petentów i decyzyjność poszczególnych wydziałów. Wydawało się więc, że nowy włodarz wykona chirurgiczne cięcie. Kadry miejskie zmniejszyły się jednak o… zaledwie 18 osób, co trudno nazwać spełnieniem wcześniejszych obietnic. Połowa z owej 18 to praktykanci i stażyści (m.in. Oplłacani przez PUP), którzy za Kurpiosa na przygotowanie zawodowe w administracji liczyć nie mogą. 10-ciu etatowców to ludzie, którzy odeszli na emerytury, np. wiceprezydenci: Ludwin i Betnarski bądź – z różnych powodów – sami zrezygnalwali z pracy w towarzystwie Kurpiosa, np. Zbigniew Kaleta, były naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska. Obiecywana redukcja etetów w wykonaniu Piotra Kurpiosa nie będzie poczytywana mu za sukces, szczególnie w aspekcie kampanii wyborczej. Ponad 2 miliony złotych miesięcznie na same wypłaty dla pracowników, stawia Urząd Miasta Częstochowy w pozycji jednego z największych pracodawców w mieście.
Na tym jednak nie koniec wydatków, poniekąd pracowniczych. Do dyspozycji naczelników oraz osób funkcyjnych są 52 aparaty komórkowe, których miesięczne utrzymanie (abonament i przekroczone limity rozmów) kosztują budżet miasta ponad 6 tysięcy złotych. Bitety miesięczne i jednorazowe na przejazdy autobusami MPK to kolejne 6 tysięcy w skali miesiąca. Nie można pominąć także innych wydatków, np. narzędzi do pracy – z pewnością niezbędnych – choć kosztownych: laptopy (nie udało nam się ustalić ich liczby – tendencją jest, by posiadał go każdy naczelnik), samochody – 2 busy do przewozu ludzi, 3 osobowe, w tym prezydenckie, 1 pojazd gospodarczy. Nazbyt obszernym tematem nazwano wydatki związane z wyjazdami urzędników: na szkolenia, konferencje, wizyty służbowe. W przypadku pracowników urzędu nie można mówić o ekstrabonusach w postaci voucherów na taksówki czy zwrotu kosztów za posiłki. Ogólnie jednak powodów do narzekań raczej urzędnicy nie mają.
W częstochowskim magistracie, tak za Wrony, jak i za Kurpiosa, z pewnością jest przerost zatrudnienia – zbyt duża nieefektywna i po prostu droga administracja samorządowa. Niestety nikt nigdy nie dokonał obiektywnego, rzetelnego badania kwalifikacji i jakości wykonywanych zadań przez pracowników urzędu. Tak naprawdę nie wiadomo, ilu i jakich urzędników potrzebujemy.