Praw fizyki można nie znać, w obecnych czasach niewiedza uznawana jest za cnotę. Ale nie można ich nie przestrzegać, bo skutki tego bywają bolesne. Zasadę tą zna każde dziecko, nie dzięki edukacji szkolnej, ale przez doświadczenia oceniane siniakami, oparzeniami, zranieniami i kojącymi je łezkami.
Nieszczęście polega na tym, że to samo dziecko, z wbitym przez naturę szacunkiem do praw fizyki, edukuje się, zdobywa dyplom, zalewane jest falą informacji przez dr Googla, uzbrajane w ideologie przez autorytety. To samo dziecko z dyplomem inżyniera, magistra, a nawet profesora w ręku, traci poczucie związku zjawiska A ze zjawiskiem B. Wtedy ogłasza „strajk klimatyczny”, wysiada na chwilę z klimatyzowanej toyoty, wyjmuje smartfona i wpisuje na fejsie deklaracje nie jadania mięsa w piątek, by uratować świat przed klimatyczną zagładą. Zamiar słuszny i szlachetny, tylko, że ten – wymieniany co dwa lata – smartfon oraz – ponoć ekologiczny – samochód jest większym zagrożeniem dla klimatu, niż zwykła poczciwa hodowlana świnia, żyjąca z poczuciem misji zmienienia się w schabowego.
Praw fizyki nie da się oszukać. Mamy dziś wystarczające możliwości techniczne, by emitowane w telewizjach prognozy meteorologiczne uzupełniać widoczkiem mapy termicznej Polski, a nawet Częstochowy i okolic. Wartość informacyjna tego byłaby nie do przecenienia, nie tylko dla mieszczuchów poszukujących miejsc o wyższej jakości dla ich samopoczucia. Pouczający byłby widok powiększających się czerwonych plam, promienników ciepła budowanych żmudnie przez człowieka przez betonowanie i asfaltowanie miast, wsi i wszelkich innych miejsc drażniących bezużyteczną zielenią. Widzieć oczywistość to więcej niż tylko wiedzieć. Gdy na słońcu temperatura wynosi 34 stopnie, to obok – w cieniu drzewa – jedynie 28. Wiemy o tym, lecz mimo to wycinamy drzewa zacieniające ulice, a potem narzekamy, że nawierzchnia nie wytrzymuje zwiększonych różnic temperatury. Może więc, gdybyśmy widzieli codzienną emisję ciepła z miejskich promienników, docenilibyśmy sens siania trawy na dachach i oplatania ścian winobluszczem. Być może odczuwając psychiką zwiększone pragnienie na widok pulsujących czerwonych plam gorąca, pomyślelibyśmy jak możliwie najwięcej wody z opadów atmosferycznych zatrzymać w mieście, zamiast pracowicie wyrzucać ją do morza.
Jeżeli widzimy i dzięki temu wiemy, możemy – posiłkując się prawami fizyki – wyobrażać sobie dalsze skutki przyrostu miejskich promienników ciepła. Jeśli między sąsiadującymi miejscami A i B istnieje kilkustopniowa różnica temperatury, to bezpośrednim tego skutkiem jest cyrkulacja powietrza, tym gwałtowniejsza im większa różnica temperatur. Zatem betonując porośnięty drzewkami skwerek, by tam zrobić parking dla ekologicznej toyoty, fundujemy sobie nie tylko deficyt tlenu, potencjalny udar cieplny, ale także możliwość mierzenia się z huraganowym wiatrem.
Sam tego jednak chciałeś, Grzegorzu Dyndało, więc siedź sobie na słońcu, na nowym parkingu, w swojej nowej toyocie i sprawdzaj na smartfonowej aplikacji, co się z tobą dzieje.
Natura w swej wspaniałomyślności wymyśliła ból ostrzegawczy. Jak sobie człowiek nabije guza to zaczyna szanować prawa fizyki. Inteligentna modernizacja prowadzi do wyeliminowania bólu, tym samym wydaje się nam, że możemy wszystko. I w ten sposób inteligentnie przygotowujemy komfortową, bezbolesną samozagładę. A co? Kto mądrym i bogatym zabroni?