Człowiek uczy się całe życie, jak się przystosować do patologii klimatycznych. Jak leje deszcz, to jest powódź i ogół chodzi zalany, jak słońce świeci – to jest susza i wielu suszy. Powoli się do tego przyzwyczajamy, młodzież obowiązkowo protestuje w obronie białych misiów, biały misie przy władzy myślą, jak utraconą cnotę zamienić na rubla.
Obok patologii klimatycznych mamy, w sierpniu, patologie patriotyczne, dzięki którym nazwę miesiąca piszemy dużą literą. 1 – Powstanie Warszawskie, 15 – Święto Wojska w rocznicę Cudu nad Wisłą, 23 – (święto dyplomacji?) rocznica paktu Ribbentrop – Mołotow, 31 – Porozumienie Gdańskie, 1 – wybuch I wojny światowej. Trochę wcześniej – 15 lipca – Narodowa Rekonstrukcja Bitwy pod Grunwaldem, trochę później – 17 września – agresja ZSRR. Przy okazji – obchodzimy 24 sierpnia Narodowe Święto Niepodległości Ukrainy, by wyrównać bilans z uroczystościami lipcowymi upamiętniającymi Rzeź Wołyńską. My tu, u siebie, mamy dodatkowo Dni Częstochowy, a dla wierzących są święta katolickie, 15 i 26 sierpnia. Atrakcji w sumie prawie tyle, co w Energielandzie… Zatem – Sierpień – Patriotyzm: patos, powaga, parada. Czyli patologiczna klęska urodzaju.
Ze mnie żaden patriota, więc w sierpniu uciekam na rowerze, nocami oglądając perseidy. Nie lubię dogmatów bezdyskusyjnych. Nauczanie historii powinno się różnić od katechezy, pamięć o sierpniowych wydarzeniach powinna skłaniać do różnych refleksji. A my trzymamy się na poziomie umysłowości mojego wnuka 8-latka, trzeba wyraźnie wskazać: kto jest dobry (swój), kto zły (obcy) i głośno kibicować swoim (dobrym).
W życiu tak dobrze nie ma. Paradnie obchodzimy 15 sierpnia w rocznicę wygrania Bitwy pod Warszawą. Wygraliśmy bitwę, ale czy w 1920 r. wygraliśmy wojnę? Jaki był cel polityczny, rozpoczynającej wojnę, ofensywy na Kijów, a jaki efekt polityczny uzyskaliśmy w kończącym zmagania traktacie pokojowym zawartym w Rydze? Wojna światowa zaczęła się od ataku na Polskę. 8 maja 1945 r. agresor niemiecki ogłosił kapitulację uznając swoją przegraną. Ale czy my – jako obywatele Rzeczpospolitej Polskiej – wygraliśmy…? Chyba nie, skoro straciliśmy suwerenność i 40% obszaru przedwojennego państwa… A może – tak, bo zyskaliśmy tzw. Ziemie Odzyskane i prawo słuchania władzy mówiącej w polskim języku.
Patriotyzm to miłość do własnego państwa, a poprzez to – obowiązek solidarności z innymi obywatelami Polski. Patriota mierzyć powinien każdy fakt historyczny zadając pytanie: czy było to dobre dla Polski… Jest to pytanie, na które nie ma odpowiedzi, bo nie znamy wspólnej definicji dobra Polski. Nie jest tym dobrem spektakularne zwycięstwo w jakieś bitwie/meczu, ani tym bardziej honorowa przegrana. Wspólne dobro powinno przynosić trwałe efekty i przenosić się na prywatne dobro każdego z mieszkańców naszego kraju. Trudne to do zdefiniowania i do ogarnięcia. Łatwiej być patriotą deklaratywnym, któremu dziadek podpowie komu kibicować i z czego się cieszyć.
Myślenie zamiast parad. Ponura to perspektywa, bo jak żyć bez defilad…? Skończy taki pomysł podobnie jak tradycyjne hasło Kościoła: „Sierpień miesiącem trzeźwości”.
Trzeźwi, myślący patrioci. To raczej do naszego charakteru narodowego, o ile takowy występuje w przyrodzie, nie pasuje. Bardziej liryka i tkliwa dynamika.