Kiedyś brylowali na lokalnych imprezach – wygłaszali tyrady, przecinali wstęgi, wznosili toasty, składali wieńce – o czym ze szczegółami informowały rodzime media. Z dumną miną pozowali fotografom na sejmowych korytarzach, a jeszcze chętniej udzielali głosu i twarzy przed wyborami. Znamy ich dobrze z plakatów i ulotek – eks-reprezentanci ziemi częstochowskiej w Sejmie.Gdy przyszła pora rozstania z polityką, posłowie zamienili partyjne legitymacje na… No właśnie, na co? Sprawdzamy, co dziś robią zapomniani, byli posłowie.
W poprzedniej części opisaliśmy wielkich nieobecnych po zakończaniu VIII kadencji Sejmu (od 2015 do 2019). W 2019 roku z Parlamentem pożegnali się: Halina Rozpondek (PO), Konrad Głębocki (PiS) i Tomasz Jaskóła (Kukiz’15).
Teraz przejrzymy się posłom VII kadencji Sejmu, którym nie udało się doprowadzić do reelekcji.
VII kadencja trwała od 2011 do 2015 roku
Reprezentantami ziemi częstochowskiej byli wówczas posłowie:
Prawo i Sprawiedliwość (2 posłów)
Szymon Giżyński
Jadwiga Wiśniewska (do 27 maja 2014), potem Jerzy Sądel
Platforma Obywatelska (3 posłów)
Izabela Leszczyna
Halina Rozpondek
Grzegorz Sztolcman
Sojusz Lewicy Demokratycznej (1 poseł)
Marek Balt
Ruch Palikota (1 poseł)
Artur Bramora
5-ciu spośród 8 parlamentarzystów (drugi mandat PiS zajmowało w trakcie kadencji dwoje posłów) musiało pożegnać się z Sejmem. W 2015 roku w ławach poselskich nie zasiedli: Jerzy Sądel (PiS), Jadwiga Wiśniewska (PiS), Grzegorz Sztolcman (PO), Marek Balt (SLD), Artur Bramora (Ruch Palikota).
Od liposukcji sejmowej do liposukcji tkanki tłuszczowej
Grzegorz Sztolcman (Platforma Obywatelska) zapewne czuł niesmak po przegranych wyborach w 2015 roku. Przez dwie kadencje zasiadał w ławach poselskich, do czego można się przyzwyczaić. Z perspektywy czasu jednak Sztolcman wygrał, bo spełnił się przecież politycznie, a teraz „kroi kasę” jako wysokiej klasy specjalista.
Poseł Grzegorz Sztolcman (ur. 1962 roku) był raczej bardziej znany jako lekarz niż polityk. W 1988 roku został zatrudniony w Szpitalu im. Ludwika Rydygiera w Częstochowie, w 2003 objął funkcję dyrektora ds. lecznictwa Zespołu Szpitali Miejskich w Częstochowie (trzech połączonych szpitali), a od 2006 pełnił funkcję dyrektora Zespołu Szpitali Miejskich.
W tak zwanym międzyczasie w latach 2001–2002 był wicewojewodą śląskim.
W 2006 roku z ramienia Platformy Obywatelskiej został wybrany radnym sejmiku śląskiego i zrezygnował ze stanowiska dyrektora częstochowskiego szpitala.
W wyborach parlamentarnych w 2007 roku uzyskał mandat poselski z listy PO. W 2011 kandydował w wyborach parlamentarnych z 3. miejsca na liście komitetu wyborczego Platformy Obywatelskiej w okręgu wyborczym nr 28 w Częstochowie i uzyskał ponownie mandat poselski. Bez powodzenia kandydował w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014, a w 2015 nie uzyskał poselskiej reelekcji.
Wśród wielu planów, które snuł poseł Sztolcman w 2014 roku była „pomoc w szukaniu inwestorów, którzy będą chcieli wybudować fabryki, zakłady w „Częstochowskiej Strefie Ekonomicznej”. Mówił wówczas: „Myślę że to jest bardzo ważny punkt, bo tylko miejsca pracy mogą zatrzymać ucieczkę młodych mieszkańców Częstochowy.” Nie udało się, ani Sztolcmanowi po raz trzeci zostać posłem, ani zatrzymać młodzieży w Częstochowie, o inwestorach nie ma co wspominać. Ostatecznie Grzegorz Sztolcman powrócił do zawodu lekarza, a jest specjalistą chirurgii plastycznej oraz chirurgi ogólnej i raczej – co potwierdza brak wolnych terminów w jego prywatnym gabinecie lekarskim – nie ma powodów do narzekań.
Ulubienica prezesa
Jadwiga Wiśniewska (Prawo i Sprawiedliwość) zrezygnowała z Parlamentu RP dobrowolnie, bo poszła wyżej. Analizując karierę polityczną posłanki trudno oprzeć się wrażeniu, że od początku miała wszystko dokładnie przemyślane i zaplanowane. Najpierw była nauczycielką nauczania początkowego, a potem dyrektorką szkoły podstawowej w Gniazdowie. Już wówczas bardzo udzielała się publicznie: przewodnicząca Samorządu Mieszkańców w Koziegłowach, członkini zarządu Stowarzyszenia dla Rozwoju Gmin Koziegłowy. Dziś odmieniona Wiśniewska bryluje na salonach i w gabinetach rządowych.
Jadwiga Wiśniewska (ur. w 1963 roku) od 2002 zasiadała w radzie powiatu myszkowskiego. W 2005 z listy Prawa i Sprawiedliwości została wybrana na posła V kadencji w okręgu częstochowskim. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz drugi uzyskała mandat poselski. W 2011 powtórzyła swój wynik i po raz trzeci trafiła do Sejmu. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku z listy PiS Wiśniewska uzyskała mandat eurodeputowanej VIII kadencji. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 z powodzeniem ubiegała się o reelekcję, uzyskując trzeci najlepszy wynik w kraju (409.373 głosy).
Czy się to komuś podoba czy nie, Jadwiga Wiśniewska jest politycznie najbardziej wpływową osobą w subregionie częstochowskim. Zdeklasowała wszystkich konkurentów, tak zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Doskonale wie, że ucho prezesa Kaczyńskiego jest kluczem do jej przyszłości. Nazwisko Wiśniewskiej na liście wyborczej (np. do Sejmu) gwarantuje, że słupki przebiją sufit. Tylko patrzeć, jak nauczycielka z Gniazdowa (gminy Koziegłowy) przejmie częstochowską prawicę.
Polityczny fart nie trwa wiecznie
Kolejny, który raczej wygrał niż przegrał, mimo że nie dostał się ponownie do Sejmu jest Marek Balt (Sojusz Lewicy Demokratycznej). Balt jest przykładem na to, że trzeba mieć w życiu szczęście. Jego życiorys można skwitować: „od pucybuta do milionera”.
Marek Balt (ur. w 1973 roku) tradycyjnie, jak na lewaka przystało studiował na Politechnice Częstochowskiej. W latach 90-tych i jeszcze przez co najmniej 2 dekady renomowana wówczas uczelnia uchodziła za kuźnię elit młodej lewicy. To stamtąd wywodzi się większość działaczy postkomunistycznych, którzy dziś rządzą Częstochową.
Od 1995 Balt pracował w Hucie Częstochowa, gdzie doszedł do stanowiska zastępcy dyrektora ds. remontów. W 2004 kandydował do Parlamentu Europejskiego, bez powodzenia. W wyborach samorządowych w 2006 i w 2010 był wybierany na radnego Częstochowy. W wyborach parlamentarnych w 2011 roku uzyskał mandat poselski, startując z 2. miejsca na liście SLD w okręgu częstochowskim.
W 2012 roku został przewodniczącym struktur SLD w województwie śląskim, a zaledwie 4 lata później wybrano go na wiceprzewodniczącego krajowego SLD i pełnił tę funkcję do 2021, po czym został zawieszony w prawach członka partii. W sierpniu 2021 roku wrócił na łono członków Lewicy. Konflikt między Markiem Baltem a szefem SLD Włodzimierzem Czarzastym nie wróży dla tego pierwszego najlepiej, bo to, czy Balt znajdzie się na listach wyborczych Lewicy (jesienią 2023 roku lub wiosną 2024) zależy przecież od władz partii.
W wyborach w 2015 bez powodzenia ubiegał się o poselską reelekcję. To wówczas zaliczył bolesny upadek, bo z pewnością stanowisko doradcy zarządu w miejskiej spółce Częstochowskie Przedsiębiorstwo Komunalne (wysypisko śmieci w Sobuczynie pod Częstochową) nie było jego spełnieniem politycznych ambicji. W zaledwie 3 lata zła passa odwróciła się i w wyborach samorządowych w 2018 z ramienia koalicji SLD Lewica Razem uzyskał mandat radnego sejmiku śląskiego. W 2019 został wybrany posłem do Parlamentu Europejskiego IX kadencji z listy Koalicji Europejskiej. Tak więc ostatecznie Marek Balt zamienił ławę w Sejmie polskim na fotel w Parlamencie Europejskim.
Nadzieje mieszkańców umarły… szybko
Chociaż charakterologicznie Artur Bramora (Ruch Palikota) bardzo różnił się od Tomasza Jaskóły (Kukiz’15) to ich kariery polityczne potoczyły się niemal identycznie – błysnęli i zniknęli. Eks-posłowie mają jeszcze jeden wspólny element – wystartowali z nowości politycznych: Jaskóła z Kukiz’15, a Bramora z Ruchu Palikota.
Artur Bramora (ur. w 1972 roku) przed startem do Sejmu w 2011 roku z polityką, choćby tylko lokalną, nie miał nic wspólnego. Od początku lat 90-tych prowadził działalność gospodarczą: był właścicielem salonów optycznych, a także Centrum Kształcenia Optyczno-Medycznego w Częstochowie. W wyborach parlamentarnych w 2011 roku wystrzelił, niczym Filip z konopi i uzyskał mandat poselski, kandydując z 1. miejsca na liście Ruchu Palikota w okręgu częstochowskim. Z Palikotem Bramora współpracował zaledwie 2 lata, po czym jako wciąż czynny poseł założył koło poselskie Inicjatywa Dialogu, które rozwiązano kilka miesięcy później, gdy wszyscy członkowie nowego koła wstąpili do klubu parlamentarnego Polskiego Stronnictwa Ludowego. Bramora nie tylko wszedł do klubu, ale stał się członkiem PSL-u. W 2014 roku kandydował bezskutecznie z listy nowej dla niego partii w wyborach do Parlamentu Europejskiego. W trakcie kadencji u Bramory – zresztą podobnie jak u Jaskóły (Kukiz’15) – widać było pogłębiającą się niechęć do wypełniania obowiązków poselskich. Z natury spokojny i nieco apatyczny Bramora najwyraźniej rozumiał, że polityka to nie jego bajka i – zapewne między innymi dlatego – w 2015 roku Artur Bramora nie ubiegał się o poselską reelekcję, bo zresztą nie było dla niego listy. Po 4 latach „zabawy” w politykę Bramora wrócił do swojego salonu optycznego w Częstochowie.
Jednoroczny poseł
Największym przegranym wyborów do Sejmu w 2015 roku był Jerzy Sądel (Prawo i Sprawiedliwość).
Jerzy Sądel (ur. w 1958 roku) z zawodu leśnik, od lat był związany z Nadleśnictwem Kłobuck. W 2006 i w 2010 był wybierany na radnego powiatu kłobuckiego.
W wyborach w 2011 roku z listy Prawa i Sprawiedliwości bezskutecznie kandydował do Sejmu w okręgu częstochowskim. Wówczas wydawało się, że jego marzenia o posłowaniu nie ziszczą się, gdy nagle w 2014 roku objął mandat posła VII kadencji (w trakcie trwania kadencji), zastępując Jadwigę Wiśniewską, która przeszła do Parlamentu Europejskiego. Jego „zastępstwo” trwało jednak niespełna rok, bo przyszedł czas kolejnych wyborów. W 2015 nie uzyskał poselskiej reelekcji. Partia znalazła jednak dla niego miejsce. Zaraz potem dostał intratne stanowisko dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Lublinie. W 2018 roku Sądel miał szansę ponownie zasiąść w ławach poselskich. Po rezygnacji z mandatu posła przez Konrada Głębockiego (PiS), który został polskim ambasadorem we Włoszech i San Marino (choć tylko przez kilka tygodni, po czym odszedł w niesławie) – zwolniło się miejsce w Sejmie. Kolejny na liście PiS był właśnie Jerzy Sądel, który jednak 3 lata wcześniej dostał stanowisko marzeń w Lasach Państwowych w Lublinie i bardzo polubił nowe miejsce pracy. Tym razem wieczny „rezerwowy” odmówił objęcia mandatu posła VIII kadencji. Nie była to najszczęśliwsza decyzja. Po kilku miesiącach (w lutym 2019 roku) odwołano Sądla ze stanowiska dyrektora Lasów Państwowych. Jerzy Sądel stracił ulubione miejsce pracy, ale też możliwość po raz drugi – choć ponownie w niepełnej kadencji – prawo do tytułu posła. Ostatecznie Sądel wrócił do Nadleśnictwa Kłobuck, gdzie pełni funkcję nadleśniczego.
W kolejnej części cyklu „Ocalić od zapomnienia”, przeanalizujemy działalność posłów VI kadencji Sejmu.