Częstochowa w rozkwicie, wabiąca ludzi nie tylko Jasną Górą, ale przede wszystkim pracą i edukacją, pozostanie już tylko czarno-białym wspomnieniem, uwiecznionym w najnowszym filmie dokumentalnym Krzysztofa Kasprzaka… Przemysłową kartę z dziejów miasta lepiej poznać z filmu „Częstochowa 1962” niż z autopsji, przechodząc koło dawnych fabryk, które dziś jedynie przygnębiają swoją bezużytecznością i nędznym stanem technicznym.
Zmarnowany potencjał
Województwo śląskie jest największym skupiskiem zabytkowych obiektów przemysłowych w Polsce. Częstochowie, wprawdzie z trzema ośrodkami industrialnymi (choć w słabej kondycji finansowej lub o niskim poziomie atrakcyjności), łatwo było się zatem dostać na Szlak Zabytków Techniki, tylko czy z tego tytułu miasto jest w stanie przyciągnąć turystów? W budynkach industrialnych innych miejscowości zdążono utworzyć muzea techniki, lofty, centra kulturalne, galerie handlowe bądź sztuki nowoczesnej. Poprzemysłowe budynki Łodzi, Żyrardowa czy Katowic przyciągają nie tylko turystów, ale służą przede wszystkim mieszkańcom i lokalnym artystom, napędzają też ekonomię miast. Tymczasem z Częstochowy tego rodzaju budynki sukcesywnie znikają lub sprzedawane są za grosze „inwestorom”, którzy czekają, aż będą mogli w ich miejsce wybudować coś nowego. Tak postąpiono z drukarnią Oderfelda i Kohna i papiernią, której miejsce zajęła Galeria Jurajska.
Z przemysłowego charakteru okolic ulicy Krakowskiej pozostały opustoszałe budynki: drukarnia, guzikarnia, iglarnia, Elanex… Ten ostatni jest zabytkiem z XIX w., choć w oficjalnej ewidencji zabytków nie figuruje. Wprawdzie jest już prywatną własnością, ale grozi zawaleniem, tak jak pozostałe pofabryczne pamiątki. W gruncie rzeczy na nic zdało się wpisanie w rejestr zabytków browaru przy ul. Ogrodowej – łódzki właściciel LCC i tak nie zainwestował w jego remont, więc sytuacja jest patowa – wejść do budynku i tak nie można, ponieważ grozi zawaleniem,a przed zburzeniem chroni go prawo.
Nieeksponowane eksponaty
Raczej nie ma szans, aby poprzemysłowe placówki zostały zaadaptowane do nowych celów. Skoro nie budynki, to może w inny sposób można było wykorzystać dziedzictwo przemysłowe miasta? No tak, można było utworzyć muzeum! Znaleźli się nawet ludzie, wariaci rzec można, którzy zdecydowali się kolekcjonować obiekty ruchome z dawnych fabryk. Z nich też powstało Muzeum Techniki, Przemysłu i Rzemiosła, które można zwiedzić tylko w … internecie. Eksponaty, gorliwie zbierane od 2005 roku, kiedy to zawiązał się Komitet Społeczny, aby chronić dorobek przemysłowy Częstochowy, obecnie kurzą się w magazynach: część z nich jest w TZN-ie, inna – na terenie Politechniki, niektóre przeszły na stan Muzeum Częstochowskiego, a pozostałe znajdują się w byłej zajezdni na ulicy Kawiej. Są niezakonserwowane, stoją w nieładzie i niszczeją. Na chwilę obecną Komitet zaprzestał przyjmowania eksponatów – już nie ma gdzie ich pomieścić.
Społeczna inicjatywa stała się udręką – pomimo licznych i wieloletnich deklaracji instytucji miejskich muzeum nigdy nie powstało. Poprzemysłowe budynki – potencjalne siedziby – dostały się w prywatne ręce. Członkowie Komitetu (początkowo było ich wielu, ale przez 7 lat Komitet zdążył skruszeć) liczyli, że w końcu ktoś przejmie eksponaty, które zebrali kosztem własnych pieniędzy (choćby za ich przewóz) i czasu, także tego zawodowego. Zbiory wymagają natychmiastowej konserwacji. Na ten moment społecznicy chcą po prostu zbyć eksponaty, ale nie mają komu… Muzeum Częstochowskie również nie ma miejsca. A z tych zbiorów mogłoby powstać nawet centrum edukacyjno-muzealne, które popularyzowałoby nauki techniczne, a przy okazji przemysłowe dziedzictwo naszego miasta. Dla najmłodszego pokolenia, dzieci i studentów. -Najłatwiej poznać zasady działania nowoczesnych urządzeń technicznych, poznając prawa fizyki i chemii, biologii itd. na przykładzie starych prostych urządzeń. To, co dzisiaj łatwo realizuje się, programując układy scalone, dawniej z wielkim talentem i pomysłowością realizowano za pomocą układów mechanicznych – tłumaczy inicjator przedsięwzięcia, prof. nadzw. Politechniki Częstochowskiej Antoni Sawicki.
Członkowie Komitetu szukali pomocy na wielu polach. Spotykali się z urzędnikami miejskimi, prorektorami, pracownikami Politechniki i dyrektorami fabryk. – Sprawa popularyzacji nauk ścisłych i wiedzy technicznej w Częstochowie nie spotykała się i nie spotyka z przychylnością władz Miasta. Ratowanie materialnych pamiątek historycznych z zakresu techniki, to nie tylko opór, ale nawet nerwowe kontrdziałania niektórych urzędników – stwierdza prof. Sawicki. Trzeba jednak sprawiedliwie przyznać, że miasta nie stać na inwestycję rzędu 50-70 mln. zł. Dodatkowo samorząd musiałby zabezpieczyć na utrzymanie placówki odpowiedniej kwoty w budżecie. Wsparcia finansowego udzielić nie może, bo Komitet nie ma osobowości prawnej. W styczniu br. delegacja Komitetu była na rozmowie z Jarosławem Marszałkiem, Zastępcą Prezydenta. Usłyszała tradycyjną odpowiedź: brak pieniędzy. Jednak zdaniem prof. Sawickiego, kwestia ekonomiczna to nie jedyna przeszkoda na drodze do zrealizowania przedsięwzięcia. -Zdobywanie wiedzy technicznej stało się niemodne. Również uczelnie techniczne w większości kształcą nieinżynierów lub prawie inżynierów. Ten problem już wcześniej istniał w krajach zachodnich. Tamtejsze władze podjęły konkretne działania, organizując na wysokim poziomie centra nauki i edukacji dla dzieci i młodzieży. W Polsce przykładem jest niedawno powstałe Centrum Kopernik lub powstające w Katowicach Centrum Curie-Skłodowskiej – tłumaczy.
Od lat w mieście toczy się dyskusja o tym, jak zatrzymać w Częstochowie pielgrzymów. Postindustrialna strona miasta miała kiedyś potencjał, aby turystów przyciągnąć, teraz straszy nawet samych mieszkańców opustoszałymi i zawalającymi się budynkami. O niechcianym dziedzictwie, tj. niepowstałym Muzeum Techniki, Przemysłu i Rzemiosła zainteresowani mogą poczytać w internecie na stronie: http://ids.czest.pl/~mtpir/. Można też z sentymentem powspominać dawne czasy, oglądając półgodzinny dokument złożony ze starych nagrań filmowych „Częstochowa 1962”. Płyta DVD do kupienia w informacji turystycznej (III Aleja), w kioskach na Promenadzie, także u Jagiellończyków.
Fot. Marek Dziurkowski