Nowy cykl Tygodnika obala mity i jednocześnie odkrywa sekrety lokalnych polityków, od parlamentarzystów po samorządowców, niezależnie od opcji politycznych. Nasze publikacje mają zdementować plotki i nakłonić rozmówców do odpowiedzi na nierzadko niewygodne pytania.
Izabela Leszczyna
posłanka Platformy Obywatelskiej, Sekretarz Stanu – Pełnomocnik Rządu do spraw Informacji i Edukacji Finansowej w zakresie Budżetu, Finansów Publicznych i Instytucji Finansowych oraz Ochrony Finansów Publicznych.
– Pani poseł, Pani minister, mocny awans… – Ministerstwo Finansów. Czy to znaczy, że opuszcza Pani Częstochowę?
– Nigdy! Częstochowa to moje miasto i nie jest to żaden slogan wyborczy. Tu się urodziłam, tu urodzili się moi rodzice i nie wybieram się stąd nigdzie. Lubię to miasto! Wierzę, że ma potencjał i, że wreszcie kiedyś wybierzemy prezydenta na miarę potencjału Częstochowy.
– Ale zawodowo bardziej jest Pani dziś związana z Warszawą niż z Częstochową…
– Tak, ale wszystko, co robię w Warszawie, robię z myślą o Częstochowie, bo przecież prace rządu mają wpływ na życie lokalnych społeczności. Częstochowianie powierzyli mi mandat posła, a premier Tusk funkcję sekretarza stanu i pełnomocnika rządu ds. edukacji, informacji i ochrony finansów publicznych – to bardzo odpowiedzialne zadania i cieszę się, że premier powierzył je częstochowiance. W Warszawie zawsze staram się podkreślać, że jestem z Częstochowy i promować, np. nasze kluby sportowe, a mamy się czym chwalić.
– Skoro nie Warszawa to może Bruksela?
– Do Brukseli się nie wybieram. Póki co, jest bardzo dużo do zrobienia w Warszawie, bo w czasach kryzysu, który trwa od 6 lat, jest bardzo trudno realizować nasze obietnice wyborcze i program, którego celem było i jest to, że codzienne życie Polaków będzie coraz lepsze, a Polska stanie się nowoczesnym i bogatym krajem. Ale robimy to najlepiej jak można w warunkach recesji lub spowolnienia gospodarek we wszystkich niemal krajach świata. Rozwój gospodarczy (choć tempo nie jest zadowalające) naszego kraju, gdy wokół jest recesja, nie bierze się znikąd. Realizujemy nasz program Rodzina, praca, gospodarka (m. in. dłuższy urlop rodzicielski, większa ulga podatkowa na trzecie i kolejne dziecko, podwyżka zasiłków opiekuńczych, deregulacja dostępu do zawodów, elastyczny czas pracy, kasowy VAT, abolicja ZUS dla małych przedsiębiorstw, program mieszkanie dla młodych (MDM), mieszkania na wynajem, wreszcie program Inwestycje Polskie – mogłabym wymieniać tak jeszcze długo).Wszystko właśnie po to, by życie Polaków było lepsze.
– Złośliwcy twierdzą, że Pani minister na tym się nie zna i nie ma Pani odpowiedniego wykształcenia?
– Myśli Pani, że gdyby tak było, premierzy Tusk i Rostowski powierzyliby mi to zadanie? Złośliwcy będą na świecie zawsze, więc o nich nie dbam, ale częstochowianom, a szczególnie moim wyborcom pragnę powiedzieć, że trzy lata temu skończyłam studia z zakresu finansów publicznych w Szkole Głównej Handlowej, a przez cztery lata byłam członkiem sejmowej komisji finansów. Ponadto kilka lat temu ukończyłam studia podyplomowe na Uniwersytecie Jagiellońskim – zarządzanie jakością w instytucjach, a wiele lat wcześniej filozofię, która, według wielu, jest najważniejszą z nauk. I jeszcze jedno: w Ministerstwie Finansów ani ja, ani żaden inny wiceminister, nie przeprowadzamy analiz makroekonomicznych, tylko zarządzamy ludźmi, którzy wykonują cały szereg zadań z zakresu finansów publicznych, realizując politykę rządu.
Gdyby minister Rostowski potrzebował kolejnego ekonomisty, finansisty, to zapewne znalazłby takich wielu, ale mamy świetnych specjalistów i analityków w MF i nie potrzebujemy innych.
W MF zajmuję się między innymi zmianami w systemie emerytalnym, odpowiadam za ten projekt ze strony Ministerstwa Finansów, ale nasz Przegląd systemu emerytalnego to efekt pracy wielu specjalistów i ekspertów z MF i Ministerstwa Pracy.
– Z Warszawy wróćmy do Częstochowy. Lokalne struktury PO są bardzo słabiutkie…
– Nie zgodzę się z panią. Dwa Koła Platformy Obywatelskiej, ponad 400 członków w mieście, a wśród nich prywatni przedsiębiorcy, prawnicy, lekarze, nauczyciele i młodzi, porządnie wykształceni ludzie, którzy non stop dyskutują i podpowiadają nam, co poprawić, jakie wnosić inicjatywy. Wśród radnych Platformy Obywatelskiej mamy np. Jurka Zająca. To jest radny, z którego partia może być dumna, człowiek, który tworzył demokrację w naszej ojczyźnie. Drugi radny Platformy Obywatelskiej, który, choć młody, ma bogate doświadczenie samorządowe to Marcin Biernat. Mało kto wie o tym, że bardzo wiele pomysłów realizowanych dziś przez ekipę SLD, to są pomysły, które rozpoczął – jako wiceprezydent – Marcin Biernat. Pomysły inwestycyjne, społeczne i kulturalne, np., konsultacje społeczne to był projekt Marcina Biernata i Dominika Kabusa, to oni je wymyślili. Festiwal Frytka Off też oni zapoczątkowali.
– Pani minister, wymieniła Pani raptem dwóch radnych, spośród siedmiu, zresztą rozbieżności w szeregach PO widać podczas głosowań…
– Klub radnych, tak samo jak klub parlamentarny, głosuje jednolicie wtedy, gdy przewodniczący klubu wprowadza dyscyplinę. Dzieje się tak wtedy, gdy dany projekt jest ważny z punktu widzenia partii. Jeśli przewodniczący nie wprowadza dyscypliny, to każdy radny ma prawo głosować tak, jak chce. Należy pamiętać jednak, że ktoś kto przychodzi do Rady Miasta z listy danej partii jest w niej nie po to, by realizować własne pomysły na Częstochowę, ale pomysły Platformy, skoro jest w Platformie. A Marcina i Jurka wymieniłam tylko dlatego, że są w kole numer 2 przy ulicy Targowej i stąd o wiele lepiej wiem, czym się zajmują, jakie projekty są dla nich ważne. Obaj zawsze głosują, w mojej ocenie, tak, jak powinna głosować prawdziwa, ale rozsądna opozycja.
– Pozostali radni PO tego nie robią?
– Nie powiedziałam tego. Powiedziałam tylko, że jestem przekonana, iż Biernat i Zając zawsze głosują tak, jak powinna głosować silna, ważna, odpowiedzialna za miasto partia opozycyjna. I tyle.
– Czy istnieje konflikt (czy to tylko plotka) pomiędzy posłankami: Izabelą Leszczyną i Haliną Rozpondek?
– Plotka. Nie istnieje żaden konflikt między nami. Lubimy się i szanujemy z Panią Poseł, ale to nie znaczy, że w każdej sprawie musimy mieć takie samo zdanie.
– To po co utworzono drugie koło PO w Częstochowie pod przewodnictwem posła Grzegorza Sztolcmana, z którym de facto kojarzy się przede wszystkim Pani nazwisko?
– Częstochowa to miasto ponad 200-tysięczne. Platforma jest partią rządzącą, w dodatku rządzimy od 6 lat i głęboko wierzę w to, że w 2014 roku w wyborach samorządowych pokażemy, iż warto głosować na Platformę, szczególnie tu, w Częstochowie, gdzie zawsze było albo prawicowo, albo lewicowo, czas na centrum. Wciąż do naszej partii zapisują się nowi ludzie. W starym kole przy ulicy Nowowiejskiego, w pewnym momencie mieliśmy ponad 200 członków. Doszliśmy z posłem Grzegorzem Sztolcmanem do wniosku, że utrzymywanie tak dużego koła jest fikcją. Koło, żeby można było nim sprawnie zarządzać, tzn. spotykać się, dyskutować, znać się z twarzy i imienia, nie powinno mieć więcej niż 150-200 osób.
– Cofnijmy się nieco w czasie do poprzednich wyborów samorządowych, w których kandydowała Pani na prezydenta Częstochowy. Nie udało się. Czy dziś Pani wie, w którym miejscu popełniła błąd, dlaczego Pani przegrała?
– Najczęściej przyczyn jest wiele, to jak z katastrofą samolotową, i tak było w tym przypadku. Wielokrotnie się nad tym zastanawiałam, bo jest oczywiste, że skoro wystartowałam w wyborach, to bardzo chciałam je wygrać, i bardzo chciałam być prezydentem Częstochowy. Miałam pomysł na Częstochowę i chciałam go realizować, dzisiaj wiem, że był realny i Częstochowa mogła na wygranej Platformy Obywatelskiej skorzystać.
Ale wiem też, że Platforma Obywatelska nie była w stanie wygrać tamtych wyborów w Częstochowie. Przez 10 lat naszym miastem rządził zdeklarowany prawicowy prezydent Tadeusz Wrona, bardzo blisko związany z Kościołem, Kurią, Jasną Górą, a potem został odwołany w referendum. Gdy rok później ludzie mieli podjąć decyzję, kogo chcą widzieć na najważniejszym stanowisku w mieście, było oczywiste, że wybiorą kogoś, kto będzie zaprzeczeniem, przeciwieństwem poprzednika. Mieli do wyboru lewicowego, a więc stojącego na antypodach wobec Tadeusza Wrony, krytykującego wszystko, co prawicowe i związane z Kościołem, Matyjaszczyka i mnie – człowieka centrum. Ludzie odbili się od prawej burty i zatrzymali dopiero na lewej. Nie mieliśmy szansy przekonać ludzi, że: a. Tadeusz Wrona nie będzie moim wiceprezydentem – bo przecież takie plotki chodziły; b. że nie jestem związana z Kurią i żaden biskup nie dał mi błogosławieństwa na te wybory; c. że nie będzie powrotu do tego wszystkiego, co było, tzn. braku inwestycji rozwojowych, arogancji władzy wobec inwestorów i przedsiębiorców. To są czynniki zewnętrzne, na które nie mieliśmy wpływu i moim zdaniem były to czynniki decydujące. Niestety pierworodny błąd popełniła moja Platforma – kandydata na prezydenta miasta ogłasza się co najmniej na rok przed wyborami, w trzy miesiące, choćby kandydat był ze złota [śmiech] nie da się do niego przekonać mieszkańców, i to był grzech zaniechania powiatowych władz Platformy.
– Wielu mieszkańców do dziś pamięta niezbyt udaną kampanię plakatową z Fioną…
– A ja wielokrotnie słyszałam od różnych ludzi, że była bardzo dobra, odważna, z dystansem i humorem. Przecież przez całą kampanię sztab mojego konkurenta, wykorzystując łamy jednej z gazet, wymyślał o mnie niestworzone i nieprawdziwe rzeczy, w końcu nazwano mnie Fioną. To zresztą bardzo sympatyczna postać – dobra, rzetelna, uczciwa, w dodatku pokochała Ogra [śmiech]. Chciałam odpowiedzieć na „zarzuty” – tak: mam kredyt mieszkaniowy, jestem rozwiedziona i uważam, że Fiona jest jedną z jaśniejszych postaci bajki o „Shreku”, więc mogę być Fioną, tym bardziej, że mam tylko trochę ponad 160 cm wzrostu. Polityk naprawdę nie powinien unosić się dwa palce nad ziemią, musi być normalny.
– A skoro poruszyła Pani minister temat wyborów samorządowych, to do najbliższych mamy niewiele ponad rok. Czy jest już kandydat Platformy?
– Ja nie jestem w powiatowych władzach Platformy, więc nie potrafię odpowiedzieć, ani kto będzie kandydatem Platformy, ani kiedy zarząd powiatowy ogłosi swojego kandydata.
– A może kandydatem czy raczej kandydatką będzie Izabela Leszczyna?
– Nie.
– Takie stanowcze nie?
– Stanowcze nie, choć podobno takich w polityce nie ma. I powiem dlaczego. Dzisiaj dla Częstochowy mogę zrobić więcej, będąc w Warszawie. Niedługo będą zapadać decyzje o strefie ekonomicznej, i będą zapadać w Warszawie, nie tutaj, dokładnie w Ministerstwie Finansów, bo pozytywna opinia Ministra Finansów jest konieczna, żeby powstała strefa. Jestem pewna, że prezydent Częstochowy z Platformy Obywatelskiej i wiceminister finansów z Platformy Obywatelskiej (i z Częstochowy) to team, który może dla naszego miasta zrobić więcej, niż sam prezydent, bez wiceministra [śmiech]. Wiele zostało zaprzepaszczone przez bardzo nieudolne rządy prezydenta Matyjaszczyka, ale niektóre moje, i mojego sztabu, pomysły na pewno da się uratować i wdrożyć.
– Być może wówczas, jak i teraz, Platforma powinna pomyśleć o koalicji…
– Po przegranych wyborach z Krzysztofem Matyjaszczykiem redaktor telewizji publicznej zapytał mnie tuż po ogłoszeniu wyników, czy wyobrażam sobie koalicję z SLD. Wtedy odpowiedziałam, że absolutnie nie. Ta kampania pokazała ogromne różnice, nie tylko w programie, ale i kulturze prowadzenia kampanii i zachowaniach politycznych i moim zdaniem, nie da się tego pogodzić. Ja chciałam czegoś innego dla Częstochowy, a mój kontrkandydat, który wygrał – chciał czegoś innego. To powiedziałam trzy lata temu i zdania nie zmieniłam.
– Nadal nie wiemy, kto będzie kandydatem PO na prezydenta miasta?
– Przewodniczącą Platformy Obywatelskiej w Częstochowie jest pani poseł Halina Rozpondek i to ona powinna odpowiedzieć na to pytanie. Ja mogę jedynie powiedzieć, kto moim zdaniem byłby dobrym kandydatem z Platformy. Mamy dwóch parlamentarzystów, którzy z powodzeniem mogą startować w wyborach i wygrać z Krzysztofem Matyjaszczykiem. To senator Andrzej Szewiński i poseł Grzegorz Sztolcman.
– Ostatnie pytanie. Jak ocenia Pani minister stan miasta dziś?
– Rozumiem, że poprzez ocenę stanu miasta prosi mnie pani redaktor pośrednio o ocenę trzech lat administrowania, bo ciężko to nazwać zarządzaniem, miastem przez ekipę SLD. Miasto powoli się rozwija, choć to raczej zasługa samych częstochowian, którzy są niezwykle przedsiębiorczy, niż ekipy prezydenta. To także zasługa poprzednich ekip, które „zostawiły” po sobie dużo projektów inwestycyjnych, których realizacji należało tylko dopilnować (a i z tym bywa już różnie). Sama czuję się autorką sukcesu pozyskania, w poprzedniej kadencji, jeszcze w czasach ministra Grabarczyka, środków na budowę wielopoziomowego skrzyżowania DK1 z Al. Jana Pawła II. Cieszy mnie, że budowa ta wreszcie ruszyła.
Ale oprócz inwestycji ze środków unijnych, odziedziczonych po poprzednikach, prezydent nie zrobił dla mieszkańców Częstochowy zupełnie nic, jak z piosenki Lady Pank: mniej niż zero.
Rozmawiała Renata Kluczna
7 komentarzy
FAKT
FAKT
Niestety odpowiedzi na niektóre pytania nijakie i budzące kontrowersje, ale takie prawo p. Leszczyny do osobistego – subiektywnego i/lub podporządkowanego toczącej się grze politycznej – widzenia rzeczywistości i interpretacji czasu minionego i obecnego. Zatrzymajmy się nad niektórymi wypowiedziami bo charakterystyczne dla tego światka lokalnej polityczki, bo powiedzmy sobie szczerze, na poziomie krajowym posłowie i senatorowie „ziemi częstochowskiej” to, niestety, ciągle niewiele znaczące pionki.
1. Mówi p. Leszczyna: „…wierzę, że ma [nasze miasto] potencjał i, że wreszcie kiedyś wybierzemy prezydenta na miarę potencjału Częstochowy”. Znowu ta „wiara”, a gdzie realizm i twardy pragmatyzm oraz dobrze przygotowana przemyślana strategia wyborcza zdobycia „władzy” w mieście uwzględniająca dzisiejsze byle jakie status quo? Przecież już Matyjaszczyk startował z „budzeniem energii” i złośliwi mówią, że obudził się z ręką w nocniku… i kiczem potęgi – „miniaturą sakralną” na miarę realnego potencjału miasta.
2. Szczegóły formalnego wykształcenia p. Leszczyny przy „uzasadnieniu” czy „usprawiedliwieniu” politycznego awansu w administracji rządowej są zbędne, a nawet pogarszające sytuację – u wielu utrwala przekonanie, że tylko słabi się tłumaczą. W dobie takiej dramatycznej dewaluacji dyplomu szkoły wyższej – gdzie tak wielu, cała armia utytułowanych miernot, może poszczycić się całymi zestawami kwitów i certyfikatów wszelakich – wyliczanie publice swych osiągnięć studialnych: filozofii, zarządzania jakością, finansów publicznych… mija się z celem. Dzisiaj w cenie, w tym światku lokalnej polityczki i „gry o władzę”, winny być, śmiałe i realistyczne plany, zarys polityki wynikającej z twardych faktów wyróżniającej się oryginalnością spojrzenia i wyczuciem czasu, antycypacją zagrożeń i szans rozwoju miasta. Potwierdzone konkretnymi dokonania, systematycznym medialnym oddziaływaniem kształtującymi i przekonującym do siebie opinię publiczną – wypowiedziami, wyborami i zachowaniami publicznymi, a także przedstawieniem zaplecza ekspertów i potencjalnych kandydatów na kluczowe stanowiska w administracji samorządowej naszego miasta.
3. Zupełnie nieprzekonujące uzasadnienie opinii, że „lokalne struktury PO są bardzo słabiutkie”. „Struktury” strukturami, a obecni radni i ich poziom oraz rola jaką odgrywali i odgrywają w lokalnej koalicji „rozgrywającego” Matyjaszczyka? Śmiem twierdzić, że dopiero pod naciskiem krytyki niektórych lokalnych mediów nastąpiło niewielkie otrzeźwienie, ale to niewiele zmienia, bo „folwark Matyjaszczyka” nabrał rozpędu i jedzie sam. I nie potrzebuje nawet jakiegoś Sabata z PO jako listka figowego na czwartego zastępcę prezydenta. Mści się kunktatorstwo i brak jasnej polityki opozycji dla „Sojuszu” – i częstochowskie samorządowe sitwiarstwo oraz korupcja polityczna ma się dobrze – podeSeLDowski POPIS.
4. Eksponowanie osób Zająca i Biernata – jak rozumiem tandem młodości, żeby nie powiedzieć dziecięcości, z seniorstwem podlanym zasłużonym kombatanctwem rad. Zająca – to malutko, o wiele za malutko jak na „obsuwającą się” PO, jak na zwycięska kampanię wyborczą 2014 w mieście. Rad. Biernat choć wyróżnia się in plus lepszą ogólną orientacją w złożonej problematyce gospodarki komunalnej, to tylko na tle nader słabej reszty rajcowego towarzycha różnej barwy. I ciągnie się za nim odium kompletnie nieudanego komisarzowania ekipy Kurpiosa, zakończonego – obok innych przyczyn i błędów kampanii wyborczej – zwycięstwem SLD i Matyjaszczyka w Częstochowie. A rad. Zając czasy świetności ma już za sobą, czego dowodzi jego obecna publiczna działalność, niczym nie wyróżniająca się, nieskuteczna i z pewnością nie zjednująca nowych zwolenników czy nawet sympatyków.
5. O relacjach Rozpondek-Leszczyna trudno cośkolwiek sensownego wydedukować z wyrażonej opinii p. Leszczyny. Faktem jest, że ów tandem absolutnie się już zużył i wiele wskazuje, że nie może stanowić skutecznej siły napędowej, a wręcz przeciwnie może być kontrproduktywny, w kolejnych zwycięskich kampaniach wyborczych PO w naszym mieście.
6. Za kuriozalne uznaję usprawiedliwianie porażki wyborczej w naszym mieście p. Leszczyny i PO w 2010, rzekomymi a, b i c z Wroną w tle: „…że nie będzie powrotu do tego wszystkiego, co było, tzn. braku inwestycji rozwojowych, arogancji władzy wobec inwestorów i przedsiębiorców”. Pani Leszczyna tkwi w okowach stereotypu – wystarczy sięgnąć do faktów z tamtych lat, ocen ratingowych Fitcha, sprawozdań budżetowych etc. – i jest ofiarą „pralni mózgów” referendalnych i aferalnych kombinatorów zwanych „kamienicznikami” – Kocyga, Kulawik, Drygas i in. – których skutecznie, jak widać, wykorzystał i ograł dzisiejszy administrator Matyjaszczyk z Baltem i Marszałkiem oraz ekipą nomenklaturowych towarzyszy spoza miasta „uprawiających” obecny folwark „władzy”. I żeby było jasne: widzę niedostatki Wrony i mankamenty jego polityki, ale widzę też, że na tle tamtego okresu – dzisiejsza rzeczywistość samorządowa to nieudolna podróba i popis nieudolności – zero programu działań w perspektywie wieloletniej i chichot historii… Ale żeby to dostrzec trzeba dystansu, trzeba wiedzy z istniejących źródeł i powściągnięcia umysłowego lenistwa, trzeba charakteru i zwyczajnej przyzwoitości.
7. Dawna „Fiona” miała zadatki na zwycięstwo wyborcze, ale dzisiaj, tak mi podpowiada intuicja, rozmieniła je na drobne i przeputała. Nawet ostatni awans w hierarchii administracji rządowej mógłby jej bardziej zaszkodzić, niż pomóc w ewentualnym zwycięstwie wyborczym. Ma sama chyba tę świadomość i zapowiada, że nie wystartuje w kolejnych wyborach na prezydenta miasta Częstochowy. Szkoda, bo jako jedna z nielicznych, publicznie celnie punktowała i „pozycjonowała” SLD i Matyjaszczyka, widząc w nich zagrożenie dla całej formacji centrowej i samorządu obywatelskiego miasta, zdobywającego zwolenników zniesmaczonych partyjniactwem i sitwiarstwem. Ale częstochowska PO nie poszła niestety w tę stronę.
8. Wskazywanie kandydatur Szewińskiego i Sztolcmana z PO jako skutecznych rywali Matyjaszczyka zakrawa na kpinę. Cenię nas trzeźwych wyborców częstochowskich – pomnych swych fatalnych wyborów – i nie sadzę by łatwo dali się nabrać na kolejne plewy.
Raczej nie będą głosować z braku akceptowalnej kandydatury niż wybiorą byle co.
Trzeba osób z minimalnymi kompetencjami merytorycznymi do zarządzania coraz bardziej złożonym organizmem miejskim, z doświadczeniem i ponadprzeciętnym zaangażowaniem w rozwiązywanie problemów miasta i jego mieszkańców. Potrzeba roztropnego i rzetelnego „gospodarza”, umiejętnie wykorzystującego szanse na bezpieczne trwanie miasta i co najmniej niepogarszanie komfortu życia jego mieszkańców. Gospodarza rozliczanego z konkretnych mierzalnych efektów jego działalności, rozumiejącego, że administracja lokalna jest nie panem, ale sługą mieszkańców. A nie nachalnego lansera i hucpiarza zaklinającego rzeczywistość i pitolącego, osobiście i ustami swoich rzeczników i stronników, trzy po trzy. Marzeniem jest człowiek-kandydat twórczy i elastyczny, dostrzegający i rozumiejący kierunek i zawrotne tempo zmian XXI wieku, ukierunkowujący swoimi wyborami i decyzjami procesy rozwojowe naszego miasta – miasta postindustrialnego, ale uciekającego od martwiejącego skansenu. Wystawianie osób, choćby nie wiem jak utytułowanych i „ustanowiskowanych”, ale bez albo tylko z minimalnym autorytetem w lokalnej społeczności i słabo rozpoznanymi, bo nieujawnionymi jak dotąd publicznie, merytorycznymi predyspozycjami i doświadczeniem, jest zapowiedzią kolejnej klęski wyborczej. No i wodą na młyn „sojuszników” – cokolwiek miałoby to dzisiaj oznaczać, bo przecież nie żadną „lewicę”, tylko pazerną i cyniczną oligarchię partyjno-prezesowską SLD. To owoc wynaturzonej demokracji, gdy uprawniona mniejszość „rządzi” zobojętniałą, do czasu, większością.
9. Przy takim podejściu do nieodległej przyszłości wyborczej, IMHO, not a ghost of a chance – nie ma cienia szansy na zwycięstwo. A czas pokaże czy jako społeczność lokalna – wyborcy i podatnicy – nauczyliśmy się odróżniać ziarno od plewy?
10. Czas najwyższy na wyzwolenie od Zatrzasku Lokalnego, który tak trafnie charakteryzował Jan Herman: skamieniała, obezwładniająca, dusząca atmosfera z tych „wszystko już poustawiane, wszystkie fuchy porozdawane, wszystkie szemrane interesy zaklepane”, która przydusza lokalne społeczności do ziemi. Przeciętny mieszkaniec dzielnicy, gminy, powiatu – doskonale się orientuje, po nazwiskach i nazwach, kto w czym „miesza”, z kim coś można załatwić, komu nie należy się narażać, do kogo iść ze sprawą i z „kieszonkowym”…
Niestety odpowiedzi na niektóre pytania nijakie i budzące kontrowersje, ale takie prawo p. Leszczyny do osobistego – subiektywnego i/lub podporządkowanego toczącej się grze politycznej – widzenia rzeczywistości i interpretacji czasu minionego i obecnego. Zatrzymajmy się nad niektórymi wypowiedziami bo charakterystyczne dla tego światka lokalnej polityczki, bo powiedzmy sobie szczerze, na poziomie krajowym posłowie i senatorowie „ziemi częstochowskiej” to, niestety, ciągle niewiele znaczące pionki.
1. Mówi p. Leszczyna: „…wierzę, że ma [nasze miasto] potencjał i, że wreszcie kiedyś wybierzemy prezydenta na miarę potencjału Częstochowy”. Znowu ta „wiara”, a gdzie realizm i twardy pragmatyzm oraz dobrze przygotowana przemyślana strategia wyborcza zdobycia „władzy” w mieście uwzględniająca dzisiejsze byle jakie status quo? Przecież już Matyjaszczyk startował z „budzeniem energii” i złośliwi mówią, że obudził się z ręką w nocniku… i kiczem potęgi – „miniaturą sakralną” na miarę realnego potencjału miasta.
2. Szczegóły formalnego wykształcenia p. Leszczyny przy „uzasadnieniu” czy „usprawiedliwieniu” politycznego awansu w administracji rządowej są zbędne, a nawet pogarszające sytuację – u wielu utrwala przekonanie, że tylko słabi się tłumaczą. W dobie takiej dramatycznej dewaluacji dyplomu szkoły wyższej – gdzie tak wielu, cała armia utytułowanych miernot, może poszczycić się całymi zestawami kwitów i certyfikatów wszelakich – wyliczanie publice swych osiągnięć studialnych: filozofii, zarządzania jakością, finansów publicznych… mija się z celem. Dzisiaj w cenie, w tym światku lokalnej polityczki i „gry o władzę”, winny być, śmiałe i realistyczne plany, zarys polityki wynikającej z twardych faktów wyróżniającej się oryginalnością spojrzenia i wyczuciem czasu, antycypacją zagrożeń i szans rozwoju miasta. Potwierdzone konkretnymi dokonania, systematycznym medialnym oddziaływaniem kształtującymi i przekonującym do siebie opinię publiczną – wypowiedziami, wyborami i zachowaniami publicznymi, a także przedstawieniem zaplecza ekspertów i potencjalnych kandydatów na kluczowe stanowiska w administracji samorządowej naszego miasta.
3. Zupełnie nieprzekonujące uzasadnienie opinii, że „lokalne struktury PO są bardzo słabiutkie”. „Struktury” strukturami, a obecni radni i ich poziom oraz rola jaką odgrywali i odgrywają w lokalnej koalicji „rozgrywającego” Matyjaszczyka? Śmiem twierdzić, że dopiero pod naciskiem krytyki niektórych lokalnych mediów nastąpiło niewielkie otrzeźwienie, ale to niewiele zmienia, bo „folwark Matyjaszczyka” nabrał rozpędu i jedzie sam. I nie potrzebuje nawet jakiegoś Sabata z PO jako listka figowego na czwartego zastępcę prezydenta. Mści się kunktatorstwo i brak jasnej polityki opozycji dla „Sojuszu” – i częstochowskie samorządowe sitwiarstwo oraz korupcja polityczna ma się dobrze – podeSeLDowski POPIS.
4. Eksponowanie osób Zająca i Biernata – jak rozumiem tandem młodości, żeby nie powiedzieć dziecięcości, z seniorstwem podlanym zasłużonym kombatanctwem rad. Zająca – to malutko, o wiele za malutko jak na „obsuwającą się” PO, jak na zwycięska kampanię wyborczą 2014 w mieście. Rad. Biernat choć wyróżnia się in plus lepszą ogólną orientacją w złożonej problematyce gospodarki komunalnej, to tylko na tle nader słabej reszty rajcowego towarzycha różnej barwy. I ciągnie się za nim odium kompletnie nieudanego komisarzowania ekipy Kurpiosa, zakończonego – obok innych przyczyn i błędów kampanii wyborczej – zwycięstwem SLD i Matyjaszczyka w Częstochowie. A rad. Zając czasy świetności ma już za sobą, czego dowodzi jego obecna publiczna działalność, niczym nie wyróżniająca się, nieskuteczna i z pewnością nie zjednująca nowych zwolenników czy nawet sympatyków.
5. O relacjach Rozpondek-Leszczyna trudno cośkolwiek sensownego wydedukować z wyrażonej opinii p. Leszczyny. Faktem jest, że ów tandem absolutnie się już zużył i wiele wskazuje, że nie może stanowić skutecznej siły napędowej, a wręcz przeciwnie może być kontrproduktywny, w kolejnych zwycięskich kampaniach wyborczych PO w naszym mieście.
6. Za kuriozalne uznaję usprawiedliwianie porażki wyborczej w naszym mieście p. Leszczyny i PO w 2010, rzekomymi a, b i c z Wroną w tle: „…że nie będzie powrotu do tego wszystkiego, co było, tzn. braku inwestycji rozwojowych, arogancji władzy wobec inwestorów i przedsiębiorców”. Pani Leszczyna tkwi w okowach stereotypu – wystarczy sięgnąć do faktów z tamtych lat, ocen ratingowych Fitcha, sprawozdań budżetowych etc. – i jest ofiarą „pralni mózgów” referendalnych i aferalnych kombinatorów zwanych „kamienicznikami” – Kocyga, Kulawik, Drygas i in. – których skutecznie, jak widać, wykorzystał i ograł dzisiejszy administrator Matyjaszczyk z Baltem i Marszałkiem oraz ekipą nomenklaturowych towarzyszy spoza miasta „uprawiających” obecny folwark „władzy”. I żeby było jasne: widzę niedostatki Wrony i mankamenty jego polityki, ale widzę też, że na tle tamtego okresu – dzisiejsza rzeczywistość samorządowa to nieudolna podróba i popis nieudolności – zero programu działań w perspektywie wieloletniej i chichot historii… Ale żeby to dostrzec trzeba dystansu, trzeba wiedzy z istniejących źródeł i powściągnięcia umysłowego lenistwa, trzeba charakteru i zwyczajnej przyzwoitości.
7. Dawna „Fiona” miała zadatki na zwycięstwo wyborcze, ale dzisiaj, tak mi podpowiada intuicja, rozmieniła je na drobne i przeputała. Nawet ostatni awans w hierarchii administracji rządowej mógłby jej bardziej zaszkodzić, niż pomóc w ewentualnym zwycięstwie wyborczym. Ma sama chyba tę świadomość i zapowiada, że nie wystartuje w kolejnych wyborach na prezydenta miasta Częstochowy. Szkoda, bo jako jedna z nielicznych, publicznie celnie punktowała i „pozycjonowała” SLD i Matyjaszczyka, widząc w nich zagrożenie dla całej formacji centrowej i samorządu obywatelskiego miasta, zdobywającego zwolenników zniesmaczonych partyjniactwem i sitwiarstwem. Ale częstochowska PO nie poszła niestety w tę stronę.
8. Wskazywanie kandydatur Szewińskiego i Sztolcmana z PO jako skutecznych rywali Matyjaszczyka zakrawa na kpinę. Cenię nas trzeźwych wyborców częstochowskich – pomnych swych fatalnych wyborów – i nie sadzę by łatwo dali się nabrać na kolejne plewy.
Raczej nie będą głosować z braku akceptowalnej kandydatury niż wybiorą byle co.
Trzeba osób z minimalnymi kompetencjami merytorycznymi do zarządzania coraz bardziej złożonym organizmem miejskim, z doświadczeniem i ponadprzeciętnym zaangażowaniem w rozwiązywanie problemów miasta i jego mieszkańców. Potrzeba roztropnego i rzetelnego „gospodarza”, umiejętnie wykorzystującego szanse na bezpieczne trwanie miasta i co najmniej niepogarszanie komfortu życia jego mieszkańców. Gospodarza rozliczanego z konkretnych mierzalnych efektów jego działalności, rozumiejącego, że administracja lokalna jest nie panem, ale sługą mieszkańców. A nie nachalnego lansera i hucpiarza zaklinającego rzeczywistość i pitolącego, osobiście i ustami swoich rzeczników i stronników, trzy po trzy. Marzeniem jest człowiek-kandydat twórczy i elastyczny, dostrzegający i rozumiejący kierunek i zawrotne tempo zmian XXI wieku, ukierunkowujący swoimi wyborami i decyzjami procesy rozwojowe naszego miasta – miasta postindustrialnego, ale uciekającego od martwiejącego skansenu. Wystawianie osób, choćby nie wiem jak utytułowanych i „ustanowiskowanych”, ale bez albo tylko z minimalnym autorytetem w lokalnej społeczności i słabo rozpoznanymi, bo nieujawnionymi jak dotąd publicznie, merytorycznymi predyspozycjami i doświadczeniem, jest zapowiedzią kolejnej klęski wyborczej. No i wodą na młyn „sojuszników” – cokolwiek miałoby to dzisiaj oznaczać, bo przecież nie żadną „lewicę”, tylko pazerną i cyniczną oligarchię partyjno-prezesowską SLD. To owoc wynaturzonej demokracji, gdy uprawniona mniejszość „rządzi” zobojętniałą, do czasu, większością.
9. Przy takim podejściu do nieodległej przyszłości wyborczej, IMHO, not a ghost of a chance – nie ma cienia szansy na zwycięstwo. A czas pokaże czy jako społeczność lokalna – wyborcy i podatnicy – nauczyliśmy się odróżniać ziarno od plewy?
10. Czas najwyższy na wyzwolenie od Zatrzasku Lokalnego, który tak trafnie charakteryzował Jan Herman: skamieniała, obezwładniająca, dusząca atmosfera z tych „wszystko już poustawiane, wszystkie fuchy porozdawane, wszystkie szemrane interesy zaklepane”, która przydusza lokalne społeczności do ziemi. Przeciętny mieszkaniec dzielnicy, gminy, powiatu – doskonale się orientuje, po nazwiskach i nazwach, kto w czym „miesza”, z kim coś można załatwić, komu nie należy się narażać, do kogo iść ze sprawą i z „kieszonkowym”…
Rzetelny wywiad z solidnym politykiem
Rzetelny wywiad z solidnym politykiem
Marcel, Twoja ocena lokalnej polityki jest jak najbardziej słuszna. Popełniasz jednak zasadniczy błąd: z podwórka lokalnego próbujesz oceniać polityka krajowego. Taka ocena nie może być poprawna – p.Leszczyna wyraźnie podkreśliła brak chęci kandydowania w lokalnych wyborach – stąd też brak w jej wypowiedzi lokalnej strategii wyborczej. O tę należało by zapytać kandydatów na stanowiska samorządowe – jak już zostaną wyłonieni. Po drugie, żądasz od osób pełniących stanowiska publiczne cyt:”merytorycznych predyspozycji i doświadczenia” i jednocześnie krytykujesz “wyliczanie studialnych osiągnięć”. Nie wiem jak Ty, ale ja uważam, że studia na UJ lub SGH dają “merytoryczne predyspozycje”.
Co do całej reszty związanej z kierunkami rozwoju Naszej Małej Ojczyzny – jeśli Twoje pragnienie roztropnego i rzetelnego gospodarza ma mieć szansę na urzeczywistnienie to jednak, potrzebujemy uwierzyć w potencjał Częstochowy a następnie dokonać właściwych wyborów. Wbrew pozorom, negowana przez Ciebie wiara, jest Nam jednak potrzebna :))
Marcel, Twoja ocena lokalnej polityki jest jak najbardziej słuszna. Popełniasz jednak zasadniczy błąd: z podwórka lokalnego próbujesz oceniać polityka krajowego. Taka ocena nie może być poprawna – p.Leszczyna wyraźnie podkreśliła brak chęci kandydowania w lokalnych wyborach – stąd też brak w jej wypowiedzi lokalnej strategii wyborczej. O tę należało by zapytać kandydatów na stanowiska samorządowe – jak już zostaną wyłonieni. Po drugie, żądasz od osób pełniących stanowiska publiczne cyt:”merytorycznych predyspozycji i doświadczenia” i jednocześnie krytykujesz “wyliczanie studialnych osiągnięć”. Nie wiem jak Ty, ale ja uważam, że studia na UJ lub SGH dają “merytoryczne predyspozycje”.
Co do całej reszty związanej z kierunkami rozwoju Naszej Małej Ojczyzny – jeśli Twoje pragnienie roztropnego i rzetelnego gospodarza ma mieć szansę na urzeczywistnienie to jednak, potrzebujemy uwierzyć w potencjał Częstochowy a następnie dokonać właściwych wyborów. Wbrew pozorom, negowana przez Ciebie wiara, jest Nam jednak potrzebna :))
@ Tomasz Karoń
Swoją uwagą nie daje mi pan, niestety, żadnych argumentów do rzeczowej polemiki. Kilka jednak uwag à propos należy poczynić – mogą ułatwić zrozumienie mego zasadniczego komentarza z 8 sierpnia 18:55
1. Piszę oczywiście z własnej perspektywy „lokalnego podwórka” – bo taki mi na tym forum publicystyczny cel przyświeca – i zamierzam się spierać, a nawet wadzić z każdym zabierającym publicznie głos na temat naszego miasta i jego problemów, nawet jeśli to jest czy będzie największy „polityk krajowy”.
2. Moje uwagi koncentrują się na treści i analizie kontekstu wypowiedzi osób publicznych indagowanych przez redaktor Renatę Kluczną w kolejnych wywiadach prasowych. Są swoistą reakcją na transkrypt wywiadu. Korzystam z cudownej wolności i swobody wyrażania własnych poglądów i opinii na własną odpowiedzialność.
3. Nie neguję nigdzie potrzeby „wiary, nadziei i miłości” – sam się nimi żywię. Podzielam jednak również pogląd, że „dobrobyt nie zależy od wyniku wyborów, ale od tego, czy funkcjonują mechanizmy egzekwowania odpowiedzialności rządzących przed obywatelami i czy ludzie z pomysłami mają dostęp do kapitału”.
@ Tomasz Karoń
Swoją uwagą nie daje mi pan, niestety, żadnych argumentów do rzeczowej polemiki. Kilka jednak uwag à propos należy poczynić – mogą ułatwić zrozumienie mego zasadniczego komentarza z 8 sierpnia 18:55
1. Piszę oczywiście z własnej perspektywy „lokalnego podwórka” – bo taki mi na tym forum publicystyczny cel przyświeca – i zamierzam się spierać, a nawet wadzić z każdym zabierającym publicznie głos na temat naszego miasta i jego problemów, nawet jeśli to jest czy będzie największy „polityk krajowy”.
2. Moje uwagi koncentrują się na treści i analizie kontekstu wypowiedzi osób publicznych indagowanych przez redaktor Renatę Kluczną w kolejnych wywiadach prasowych. Są swoistą reakcją na transkrypt wywiadu. Korzystam z cudownej wolności i swobody wyrażania własnych poglądów i opinii na własną odpowiedzialność.
3. Nie neguję nigdzie potrzeby „wiary, nadziei i miłości” – sam się nimi żywię. Podzielam jednak również pogląd, że „dobrobyt nie zależy od wyniku wyborów, ale od tego, czy funkcjonują mechanizmy egzekwowania odpowiedzialności rządzących przed obywatelami i czy ludzie z pomysłami mają dostęp do kapitału”.
Fajnie ,jak się z sobą dyskutuje!
Fajnie ,jak się z sobą dyskutuje!
Jezykiem posługuje sie zręcznie ale rozeznania i wiedzy politycznej braki widać gołym okiem. Lepiej powierzyć pisanie wystapień Rostowskiemu niż ewentualnie zarządzanie Cze-wą. Mniej niż 0 to właściwa ocena działalności poselskiej i ministerialnej Pani Izabeli L.
Jezykiem posługuje sie zręcznie ale rozeznania i wiedzy politycznej braki widać gołym okiem. Lepiej powierzyć pisanie wystapień Rostowskiemu niż ewentualnie zarządzanie Cze-wą. Mniej niż 0 to właściwa ocena działalności poselskiej i ministerialnej Pani Izabeli L.