Gorzka ironia brzmiała w słowach Wincentego Witosa, gdy bronił się przed oskarżeniami w tzw. „procesie brzeskim” toczącym się od X 1931 do I 1932 r. Oskarżony był o podżeganie do zamachu stanu; a przecież – co podkreślił – to on był premierem rządu obalonego przez zamach stanu; zamach przeprowadzony przez oskarżycieli.
Nie tylko sam proces budził kontrowersje. Trzykrotny Premier Rzeczpospolitej aresztowany został we wrześniu 1930 r. w sposób uchybiający godności, traktowany jak zwykły bandyta. Jego akurat nie bito w więzieniu brzeskim, był wyjątkiem, ale nie oszczędzono mu innych szykan. Premier Rządu Ocaleni Narodowego, broniącego Polski przed bolszewikami, zmuszony był do szorowania kibla więziennego gołymi rękami na kolanach… Aresztowanego w tej samej sprawie posła PPS Liebermana w drodze do więzienia zbito pałami i pasami, kazano klękać, całować ziemie i przepraszać za grzechy. Byłego legionistę, posła Bagińskiego bito pasami, zarzuciwszy worek na głowę. Wszystkim aresztowanym posłom ( H. Liberman, N. Barlicki, A. Pragier, St.Dubois, Z. Mostek i A. Ciołkosz z PPS; W. Witos, Wł. Kiernik, K. Bagiński, J. Putek – stronnictwa ludowe; K. Popiel i W. Korfanty – chadecja, Al. Dębski – endecja; Baćmaga, Celewicz, Paljiw, Kohut i Wysłocki – mniejszość ukraińska) nie szczędzono upokorzeń, policzkowano ich publicznie, kazano ćwiczyć „żabki”, wyzywano najgorszymi słowy, zmuszano do uciążliwych prac. Zwykłych złodziei, nożowników czy sutenerów traktowano w więzieniu lepiej, niż posłów Rzeczypospolitej, w tym osoby o wybitnych zasługach dla kraju.
Pomnik Piłsudskiego stoi dziś w Katowicach obok pomnika Korfantego. W święto Niepodległości prezydent kwiaty składał pod pomnikiem Witosa. Tym bardziej Brześć boli. Trudno przełknąć słowa najprzyzwoitszego z piłsudczyków Walerego Sławka, że lepiej kilku posłom porachować kości niż rozlać krew w wojnie domowej. Trudno, bo w imię tych słów ten uczciwy człowiek musiał publicznie kłamać, że w Brześciu sadyzmu i znęcania nie było.
Zwycięzców nikt nie sądzi, nie ocenia się moralnej wartości ludzi wyniesionych na pomniki. Zasług Piłsudskiego dla odzyskania przez Polskę Niepodległości i jej obronienia w bojach z bolszewikami nikt poważny nie kwestionował. Zdarzała się krzywdząca krytyka, najczęściej anonimowa, tak jak to zawsze bywa w krajach korzystających z wolności słowa. Sam Marszałek z tej samej wolności korzystał, obrzucając swoich oponentów niewybrednymi słowami. Przykre wręcz było, gdy ten sam człowiek dumnymi i wzniosłymi słowami witał zmartwychwstanie po latach zaboru polskiego Sejmu; kilka lat później, zrażony do demokracji ten Sejm nazywał burdelem, a posłów „fajdanisami”.
Faktem jest, że Sejm nie był ciałem zbudowanym przez ideały. 1/3 posłów nie miała nawet średniego wykształcenia, ani tym bardziej rozumu zdolnego dostrzegać interes państwa. Krzewiła się korupcja, nadużywano mandatu poselskiego dla prywatnych korzyści. Sejm, niestety, zawsze będzie taki, jak społeczeństwo. Po latach niewoli trudno od ludzi wymagać, by byli aniołami.
Faktem też była przemoc, wylewająca się z debat parlamentarnych na ulice i wracająca z ulic na salę sejmową. Jesienią 1923 r. w Krakowie doszło do walk ulicznych z użyciem broni palnej. Zrewoltowany tłum rozbroił wojskowych. Zginęło i zostało rannych kilkadziesiąt osób. Nie było to, niestety, wydarzenie odosobnione. Do jawnej przemocy nawoływali komuniści (zamach terrorystyczny na cytadelę warszawską), na prawicy tez nie brakło chętnych, by naśladować Mussoliniego. Niski autorytet Sejmu, zmieniające się jak rękawiczki rządu, nie dawały gwarancji zapewnienia spokoju. Zwłaszcza, że sytuacja gospodarcza była trudna; tysiące bezrobotnych wegetowało bez prawa do zasiłków. W takiej sytuacji obrzucanie błotem Sejmu przez Józefa Piłsudskiego, osobę obdarzoną wielkim autorytetem, było dolewaniem benzyny do ognia.
Za same słowa nikt nigdy nie powinien być karany. Ale ukształtowanym we współczesnych standardach trudno przyjąć do wiadomości jawne i ostentacyjne przygotowanie buntu armii przez jej dowódców. Jesienią 1925 r., jeden z moich ulubionych bohaterów czasu legionowego, częstochowianin gen. Gustaw Orlicz Dreszer, będąc dowódcą warszawskiej 2. Dywizji Kawalerii, przyprowadził do Sulejówka pielgrzymkę czynnych zawodowo żołnierzy, publicznie ofiarując Piłsudskiego „wypróbowane w bojach szable”. Za coś takiego, za jawne wypowiedzenie lojalności rządowi, każdy oficer w czynnej służbie, w każdym państwie, były karany, nawet karą śmierci. Ale Polska parlamentarna w 1925 r. nie miała nawet siły, by kontrolować własne wojsko.
Być może przewrót majowy był historyczną koniecznością. Być może zapobiegł gorszemu scenariuszowi: wojnie domowej między lewicą a prawicą. Polityka bywa wyborem mniejszego zła. Bez względu na racje stron, to nie Piłsudski bronił w maju 1926 godności i honoru Niepodległej Rzeczpospolitej. Ten zaszczyt przypadł Prezydentowi Stanisławowi Wojciechowskiego. Dawny przyjaciel Piłsudskiego z czasów podziemnej konspiracji PPS, skromny człowiek, idealny urzędnik i działacz spółdzielczy, postawiony został w szczególnie trudnej sytuacji. Musiał, chcąc być w zgodzie z Konstytucją i sumieniem, bronić Sejmu, którego nie poważał, rządu prawicowo-ludowego, z którym się nie zgadzał, przed swoim najbliższym politycznym przyjacielem. I ten skromny człowiek, samotnie zatrzymał na moście Poniatowskiego uzbrojone oddziały; pokazał majestat Głowy Państwa, twardo broniąc przed Piłsudskim Konstytucji. Ta scena powinna w podręcznikach historii być równie popularyzowana jak protest Rejtana.
W okresie „pomajowym” na podobny szacunek zasłużył Ignacy Daszyński, wybrany w nowej kadencji 1928-1930 marszałkiem Sejmu. Przewrót majowy nie pozbawił Polski demokracji, w pewnym sensie tworzył szansę poprawy jej funkcjonowania. Potrzebne było wzmocnienie władzy wykonawczej; ograniczenie prerogatyw Sejmu nawet w dziedzinie legislacyjnej, skutkowało lepszą jakością prawa. Z uznaniem oceniać można wprowadzane dekretami Prezydenta RP, przygotowane przez fachową komisję kodyfikacyjną kodeksy: karny, cywilne, handlowy, rodzinny. Poprawa sytuacji państwa, lepsze rządy i lepsze prawo, mogły wzmocnić autorytet wszystkich państwowych instytucji: rządu i Sejmu. Daszyński był po stronie Piłsudskiego w czasie dni majowych. Potem, mimo rozczarowania marzących o rewolucji mas PPS-owskich, też wierzył w sens rozwiązań forsowanych przez Marszałka. Niestety i jemu historia narzuciła kostium Rejtana.
Rzecz po prostu w wartościach, czynniku tak lekceważonym zarówno wczoraj, jak i dziś. Chronić demokrację to znaczy uznać rzeczywistą równość wszystkich obywateli państwa wobec prawa. Nie jest to łatwe. Są ludzie mądrzejsi i głupsi, bardziej i mniej zasłużeni, swoi i obcy. To Witos zauważył, że trudno się zgodzić, by głos profesora uniwersytetu znaczył w państwie tyle, co głos analfabety z Polesia. Naturalnym jest w każdej społeczności, że jednym – swoim – wierzymy bardziej niż innym – obcym. A zasługi… sami dziś byliśmy świadkami, jak niektórzy politycy, chlubiąc się przeszłą działalnością w „Solidarności”, rościli sobie większe prawa polityczne.
W latach 20. XX wieku, po wielkiej wojnie, ta kwestia zasług doprowadziła do podważenia fundamentów demokracji nie tylko w Polsce. Faszyzm włoski miał dokładnie to samo źródło idei, co polska sanacja. Młodzi ludzie wysłani zostali na wojnę, by bronic Ojczyzny; przez cztery lata walczyli, ginęli, odnosili rany, gnili w błocie okopów. Młodzi ludzie w Polsce konspirowali, narażając się na więzienie i śmierć przeciw zaborczym władzom; po wywalczeniu niepodległości bronili Ojczyzny we Lwowie, w postaniach śląskich, nad Wisłą i Niemnem. Towarzyszyła im gorycz: oni walczyli, a na tyłach „dekownicy” żyli normalnie, niektórzy nawet bogaci się czy zdobywali prestiżową pracę. Ta gorycz brzmiała w słowach ich nieformalnego hymnu – I Brygady: „nie chcemy dziś od Was uznania….jebał Was pies”. Tę gorycz znajdziemy w opisach bohaterów „Przedwiośnia” Żeromskiego i „Pokolenia Marka Świdy” Struga.
Po maju narastało przekonanie, że Polska powinna należeć do tych, którzy ją pod wodzą Piłsudskiego wywalczyli. Wszystko inne: inni ludzie, inne partie, Sejm – było tylko zawadą. Piłsudski miał po wyborach 1928 r. możliwość partnerskiej współpracy z większością sejmową. Mógł wzmocnić autorytet państwa i skuteczność władzy, nie niszcząc Sejmu. Nie chciał.
Wolał upokorzyć posłów, wolał narzucać im swoja wolę, grozić przemocą i szantażem wymuszać posłuch. Doszło do tego, że jego dawny polityczny przyjaciel Daszyński musiał, broniąc własnej i Sejmu godności, powiedzieć: „pod groźbą pistoletów Sejmu nie otworzę…”. Na co Marszałek burknął pogardliwie „stary dureń”. Ale znów, jak na moście Piłsudskiego, to ten „stary dureń” bronił honoru Rzeczpospolitej, a nie jej Marszałek.
Przemoc rodzi przemoc, pogarda pogardę. Opozycja, widząc, że władzę zmienić może tylko siła, wybrała drogę „kryterium ulicznego”. Centrolew, sojusz opozycyjnego PPS z PSL, otwarcie nawoływał do zdecydowanych manifestacji, wymuszających zmianę rządu. Zaczynał się „wielki kryzys”, rósł radykalizm wykluczonych, broni w ich rękach nie brakowało. Być może rację miał Sławek, że sprawa brzeska uratowała kraj od nowej groźby wojny domowej. Ale też tej groźby by nie było, gdyby przede wszystkim władza okazała szacunek dla wartości demokratycznych.
Przemoc jest dopuszczalna na wojnie, a także po to, by wojny uniknąć. Ale nic, żadna racja stanu, żadne zasługi, nie są usprawiedliwieniem, gdy w imię niskich uczuć zemsty upodlamy i poniżamy pokonanego przeciwnika. Gdy Marszałek Polski przyzwala, by trzykrotny Premier RP gołymi rękami musiał gówna zbierać w polskim więzieniu.
1 Komentarz
Można przyjąć, że Autor nie gardząc – mnoży znaki zapytania: być może…? – w istocie gardzi Marszałkiem (ściślej jego postawą i polityką), który w jego opinii okazał się niecnym antydemokratą i jakby tego było mało, perfidnie upokarzającym swoich przeciwników politycznych… A to nie mieści się w porządku wartości demokratycznych. I to się nie mieści.
Powtórzę nieskromnie za Gombrowiczem: „nie mnie oceniać jego politykę”. Nie ogarniam tamtych czasów w ich złożoności i wzajemnych uwarunkowaniach, czuję intuicyjnie – wsparty historycznymi przekazami, jednakowoż silnie zróżnicowanymi w zależności od tego kto mówi, a wcześniej analizuje, ocenia i diagnozuje ówczesną sytuację (lata 1918-1939) – że nasz genialny dla jednych, nikczemny dla drugich, Marszałek trafnie oceniał sytuację tak zewnętrzną (rozwój sytuacji w Niemczech), jak i wewnętrzną – warcholstwo i niezdolność Polaków do „pracy zbiorowej” (zagrożenie wojną domową). Mówił w 1926: “Dzieje ludzkie w całych tysiącleciach, wszystko to co nazywamy kulturą, są właściwie przetworem tego ludzkiego żywiołu, człowieczej pracy. A człowiek zamiast być dumnym z opanowania tego, co może opanować, chce być dumnym z opanowania żywiołu nie swego, żywiołu boskiego. Specjalnie człowiek nie chce szanować największej potęgi swego żywiołu: pracy zbiorowej. Chociaż tam właśnie największe cuda tworzy”. Marszałek Piłsudski to postać silnie zmitologizowana, legendarna… dzisiejsze środowiska „kombatanckie” i nowe młode epigoństwo usiłuje czerpać z tej legendy, dając często dowody kompletnej ignorancji historycznej… Biedny ten Piłsudski, Dmowski i inne „figury” tamtego czasu – gdybyż poznali ich dzisiejszych wielbicieli i „kontynuatorów”…
A Piłsudski z Historii Gombrowicza:
WITOLD :
― Wielka moc bije z tego człowieka, ale on oddany Wielkości. […]
Coś w nim nie jest tak, jak być powinno. […]
PIŁSUDSKI :
― […] Ja jestem Państwo, Ja jestem Naród !
WITOLD :
― Józiek ! Józiek ! […]
Udajesz Moc, aby ją posiąść,
Jesteś w przedpokoju mocy ! Czy nie widzisz
Jakie to wszystko słabe ? [….] Na nic wasze dotychczasowe sposoby”.
Można przyjąć, że Autor nie gardząc – mnoży znaki zapytania: być może…? – w istocie gardzi Marszałkiem (ściślej jego postawą i polityką), który w jego opinii okazał się niecnym antydemokratą i jakby tego było mało, perfidnie upokarzającym swoich przeciwników politycznych… A to nie mieści się w porządku wartości demokratycznych. I to się nie mieści.
Powtórzę nieskromnie za Gombrowiczem: „nie mnie oceniać jego politykę”. Nie ogarniam tamtych czasów w ich złożoności i wzajemnych uwarunkowaniach, czuję intuicyjnie – wsparty historycznymi przekazami, jednakowoż silnie zróżnicowanymi w zależności od tego kto mówi, a wcześniej analizuje, ocenia i diagnozuje ówczesną sytuację (lata 1918-1939) – że nasz genialny dla jednych, nikczemny dla drugich, Marszałek trafnie oceniał sytuację tak zewnętrzną (rozwój sytuacji w Niemczech), jak i wewnętrzną – warcholstwo i niezdolność Polaków do „pracy zbiorowej” (zagrożenie wojną domową). Mówił w 1926: “Dzieje ludzkie w całych tysiącleciach, wszystko to co nazywamy kulturą, są właściwie przetworem tego ludzkiego żywiołu, człowieczej pracy. A człowiek zamiast być dumnym z opanowania tego, co może opanować, chce być dumnym z opanowania żywiołu nie swego, żywiołu boskiego. Specjalnie człowiek nie chce szanować największej potęgi swego żywiołu: pracy zbiorowej. Chociaż tam właśnie największe cuda tworzy”. Marszałek Piłsudski to postać silnie zmitologizowana, legendarna… dzisiejsze środowiska „kombatanckie” i nowe młode epigoństwo usiłuje czerpać z tej legendy, dając często dowody kompletnej ignorancji historycznej… Biedny ten Piłsudski, Dmowski i inne „figury” tamtego czasu – gdybyż poznali ich dzisiejszych wielbicieli i „kontynuatorów”…
A Piłsudski z Historii Gombrowicza:
WITOLD :
― Wielka moc bije z tego człowieka, ale on oddany Wielkości. […]
Coś w nim nie jest tak, jak być powinno. […]
PIŁSUDSKI :
― […] Ja jestem Państwo, Ja jestem Naród !
WITOLD :
― Józiek ! Józiek ! […]
Udajesz Moc, aby ją posiąść,
Jesteś w przedpokoju mocy ! Czy nie widzisz
Jakie to wszystko słabe ? [….] Na nic wasze dotychczasowe sposoby”.