Skąd w mediach tak optymistyczny obraz kulturalnego częstochowianina? Skąd ta zmowa milczenia nad prowincjonalnym snobizmem, niewdzięczną publicznością i jej krnąbrnymi przejawami lekceważenia?
Media donoszą, że gwiazdy wieczorów były w doskonalej formie, a widownia bawiła się wspaniale, a nawet wybornie – to o juwenaliach. Noc Muzeów wypadła także doskonale – zaciekawione twarze nie dowierzały własnym oczom, jakie to cuda na co dzień ukrywają oddziały muzealne za swoimi „niedostępnymi” murami. A ja pytam – skąd w mediach tak optymistyczny obraz kulturalnego częstochowianina? Skąd ta zmowa milczenia nad prowincjonalnym snobizmem, niewdzięczną publicznością i jej krnąbrnymi przejawami lekceważenia?
Bieżący miesiąc był wdzięcznym okresem do obserwacji naszej publiczności. Diagnoza: częstochowianie nie są zainteresowani lokalnymi zespołami, nowinkami artystycznymi czy ot tak, działalnością znajomych ze studiów/dzielnicy/jednego podwórka czy miasta. Lojalność i solidarne, mentalne wsparcie częstochowskich kolektywów nie leży w naturze mieszkańców „miasta świętej wieży”. Poziom artystyczny młodych zespołów jest rzecz jasna zróżnicowany, ale ich występy przed popisami „gwiazd” – czy to na festiwalu Reggae On, czy na Juwenaliach – miały być dla nich szansą zaprezentowania się szerszej publiczności. Zamiast tego była żenada – pustki pod sceną, brak interakcji ze strony widowni, a jak już to tylko opryskliwe okrzyki (zespół: – Czy chcecie więcej muzyki? publiczność: – Nie! Dziker: – Częstochowa, jesteście tutaj? Publiczność: – Nie!). Drogi Artysto, aby częstochowianin przyszedł na Twój występ, koncert powinien być bezpłatny, a Ty sam powinieneś mieć mandat ogólnopolskiej krytyki, który pozwoliłby zaszufladkować Cię jako gwiazdę jakiegoś stylu muzycznego. Najlepiej żebyś był legendą i obchodził jakieś „-lecie” twórczości. Bo częstochowianin na „byle co” chodzić nie będzie.
Umarł król, niech żyje król!
Majową fetę muzyczną zainicjował w „Czewie” Krzysiek Niedźwiecki i może trzeba powtarzać to w kółko: „Częstochowa gra Muńka” była jego autorskim projektem. W sobotę 19 maja częstochowianie mieli mu okazję za ten pomysł podziękować, ale szansy nie wykorzystali. W tym czasie obchodzili 25-lecie IRY.
Pech chciał, że akurat w ten sam dzień wypadła Noc Muzeów. Programem raczej ona nie zaskoczyła, ograniczyła się głównie do darmowego podniesienia muzealnych podwoi wieczorową porą, dwóch skromnych wernisaży i kilku zabaw edukacyjnych dla dzieci. Ergo: dla pasjonatów sztuki niespodzianek nie było, nieprzekonani do niej zdania nie zmienili, ale rodzice z dziećmi mieli alternatywę na sobotni wieczór i szansę udziału w ogólnopolskiej akcji kulturalnej. Ze wszystkich oddziałów Częstochowskiego najbardziej zróżnicowaną ofertę artystyczną zaproponowało Muzeum Centrum Promocji Młodych. Koncert „Niedźwiecki Live 2012” był gwoździem programu, ale poniósł frekwencyjną porażkę. Tak skromnej publiczności nie spodziewali się chyba nawet organizatorzy.
„One Man Show” w wykonaniu Niedźwiedzia ujmuje lirycznością przesłania i łagodnością dźwięku. Nie tego można było się spodziewać po byłym gitarzyście Habakuka i obecnym członku zespołu Bakshish. W autorskim projekcie częstochowianina widoczna jest raczej kontynuacja linii twórczej ze współtworzonego przez niego zespołu Ptaszyska. Więcej tu rocka niż rytmów reggae, pojawiają się też akcenty bluesa. Nie jest to twór jednolity gatunkowo, raczej kolaż stylistyczny. Nie ma też próby podbicia publiczności szlagierami, hałaśliwymi czy krzykliwymi hasłami. Nie jest to nawet popis gitarowej wirtuozerii. To cichy, ale konsekwentny bunt, niesiony przez liryczne teksty własne i cudze (np. ks. Twardowskiego). To muzyczny przekaz wrażliwych, polskich tekstów. Zresztą Niedźwiecki od dawna angażuje się w częstochowskie i krajowe przedsięwzięcia muzyczne, promujące twórczość poetycką takich artystów: Jacek Kaczmarski, Edward Stachura, Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz czy Bonifacy Dymarczyk. W swoim autorskim programie koncertowym prezentuje zarówno własne kompozycje napisane m.in. dla Andrzeja Grabowskiego, jak i interpretacje utworów cudzych (np. „Nie wierz tym” zespołu IncarNations). W materiale promocyjnym koncertu Niedźwiecki zapowiada: „Nie będzie żadnej rewolucji”. To prawda. Jest „po prostu’ klimatyczny i przyzwoity koncert, wykonany z dbałością o przekaz słowny, wzbogacony o oprawę wizualną i kontekst filmowy. Bez patosu, bez krzyku, bez gwiazdorskiej nonszalancji, za to podany z humorystycznym dystansem, pasją i wieloletnim doświadczeniem muzycznym. To nastrojowy przystanek w hałaśliwym świecie. Wart uwagi i udziału.
Krzyczymy: Częstochowa!
Najchętniej krzyczą to ci, którzy brylują na scenie. Pod sceną już nie jest tak fajnie wykrzykiwać nazwę swojego miasta. I nawet Muńkowi nie było łatwo przekonać publiczność do okrzyku „Częs-to-cho-wa!”. Ludzie wstydzą się tego miasta, nie utożsamiają się z nim. Utwór „Miasto” wydaje się niejako pisany pod publiczkę i o samym mieście mówi niewiele. Jest jednak jedna piosenka, która w pełni oddaje koloryt tego miasta, choć popularności nie zbiła. Tekst do niej napisał nieżyjący już aktor częstochowskiego teatru, Bonifacy Dymarczyk. Wykonał ją niegdyś Niedźwiecki w klubie Zero, śpiewając o Częstochowie: „Czasem muza tu któraś zawita, by zabawić się troszkę, poszaleć, ale wkrótce umyka jak zmyta, przestraszona pustkami na sali”. Miejmy nadzieję, że po sobotnim niewypale frekwencyjnym Niedźwiedź się nie jednak przestraszył…
Foto: Marek Dziurkowski, Daniel Wojtasik, Wojtek Sambor.