„Radna SLD [Ewelina Balt z Częstochowy – przyp.red.] rozpoczęła nagonkę na księdza. Czy wystarczy jej odwagi, aby przeprosić?”.Taki tytuł pojawił się na jednym z ogólnopolskim portali [niezalezna.pl – przyp.red.], który odniósł się do „afery seksualnej” sprzed kilku miesięcy.
We wrześniu ubiegłego roku podczas sesji rady, radna Balt „zasugerowała, że ksiądz katecheta jednego z niepublicznych częstochowskich gimnazjów miał stosunek płciowy z uczennicą drugiej klasy. Ewelina Balt zapytała radnych i prezydentów Częstochowy o konsekwencje grożące nauczycielowi, który dopuścił się niewłaściwych relacji z uczennicą. Radna twierdziła wówczas, że zgłosili się do niej rodzice dziecka, które uczęszcza do tej samej szkoły. Podobno o sprawie uczniowie plotkowali już od dawna, a jednym z argumentów miał być fakt, że ksiądz od dłuższego czasu nie uczył już w tej szkole religii”. Sprawą zajęła się prokuratura.
Konsekwencje wypowiedzi radnej Balt poniósł ksiądz, szkoła i rzecz jasna sama uczennica. Ten pierwszy został zawieszony przez kurię w wykonywanych obowiązkach. Gimnazjum straciło dobre imię, uczennica zresztą też.
Prokuratura częstochowska, która prowadziła w tej sprawie dochodzenie, nie dotarła do jakichkolwiek dowodów świadczących o tym, że mogło dojść do kontaktu intymnego księdza z gimnazjalistką . Rzecznik prasowy prokuratury, Tomasz Ozimek stwierdził, iż przesłuchani w trakcie postępowania świadkowie, w tym uczennica, zaprzeczyli rzekomemu zajściu.
– W toku postępowania ustalono, że nie doszło do popełnienia przestępstwa – podsumował dochodzenie prokuratury rzecznik prasowy Tomasz Ozimek.
– Jesteśmy zrozpaczeni po tej całej sprawie – ja, nauczyciele, rodzice i sami uczniowie. Od początku wiedziałam, że jesteśmy niewinni, ksiądz także.
Ten katecheta pracował u nas od czterech lat, więc naprawdę wiedzieliśmy jaki to człowiek.
Szkoda jest dziecka i szkoda księdza, bo dziś jest nie do poznania. Ta sprawa bardzo go zmieniła.
I teraz należałoby zadać pytanie radnej Balt: kto przywróci honor nauczycielowi i szkole? Z naszej strony uważamy, iż radna Balt powinna nas publicznie przeprosić: na sesji rady miasta oraz w prasie. Przeprosiny po prostu nam się należą – mówi Janina Grewenda, dyrektor szkoły.
Być może żadna ze stron nie zaprowadzi Eweliny Balt przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Z pewnością jednak działania radnej zostały już osądzone przez opinię publiczną i przyszły elektorat.
1 Komentarz
Ewelina B. jako ta wiejska baba, powziąwszy w maglu informację o rzekomych występkach księdza-katechety, pobiegła czym prędzej na rynek z jej dalszym „kolportażem”. Jako podejrzliwa specjalistka od stosunków seksualnych nie miała żadnych wątpliwości. Ciąg skojarzeń był dlań oczywisty: ksiądz-katecheta – uczennica – wycieczka – lato…
Małomiasteczkowa sensacja, prawie skandal, publiczna wrzawa i „sądy kapturowe” nad wszystkimi osobami tej miejskiej „love story”: księdzem-katechetą, uczennicą i Eweliną B. –dociekliwą fundamentalistką moralną, strażniczką i purystką seksualnego obyczaju.
A prokuratura, postawiona na nogi, robiła swoje. Przesłuchawszy kogo trzeba orzekła w końcu, że nie znalazła dowodów na to, że ksiądz-katecheta sypiał z uczennicą i umorzyła postępowanie. Nie znalazła również dowodów, bo w świetle obowiązującego prawa i zasady domniemania niewinności (od nikogo nie można wymagać, aby udowadniał swoją niewinność) nie musiała, że ksiądz-katecheta nie sypiał z uczennicą, ale to już sprawa marginalna. I takie to bywają skutki braku wyobraźni, taktu i dyplomacji osoby zaufania publicznego chętnie, jak widać, żywiącej się byle plotką, podejrzeniem i skandalem. Same ofiary takiego obrotu sprawy: uczennica ze stygmatem − „ a to ta, wiesz, co z tym katechetą, niby nic, ale wiesz nie ma dymu bez ognia…”, ksiądz-katecheta − spłoszony z nadszarpniętą reputacją dla jednych, atrakcyjny bohater dla innych i Ewelina B. – uwikłana, na własne życzenie, w historie małomiasteczkowych stosunków seksualnych, dająca dowód braku kwalifikacji i kompetencji: rozumu, wyobraźni, powściągliwości, dystansu i kultury, pożądanych u rajczyni – osoby zaufania publicznego. Na marginesie tej ostatniej kwestii, jak tu nie zgodzić się z opiniami wielu światłych umysłów, że dzisiejsze zakłady szkolnictwa wyższego „produkują” w nadmiarze dorodne okazy dyplomowanej lumpeninteligencji.
Ewelina B. jako ta wiejska baba, powziąwszy w maglu informację o rzekomych występkach księdza-katechety, pobiegła czym prędzej na rynek z jej dalszym „kolportażem”. Jako podejrzliwa specjalistka od stosunków seksualnych nie miała żadnych wątpliwości. Ciąg skojarzeń był dlań oczywisty: ksiądz-katecheta – uczennica – wycieczka – lato…
Małomiasteczkowa sensacja, prawie skandal, publiczna wrzawa i „sądy kapturowe” nad wszystkimi osobami tej miejskiej „love story”: księdzem-katechetą, uczennicą i Eweliną B. –dociekliwą fundamentalistką moralną, strażniczką i purystką seksualnego obyczaju.
A prokuratura, postawiona na nogi, robiła swoje. Przesłuchawszy kogo trzeba orzekła w końcu, że nie znalazła dowodów na to, że ksiądz-katecheta sypiał z uczennicą i umorzyła postępowanie. Nie znalazła również dowodów, bo w świetle obowiązującego prawa i zasady domniemania niewinności (od nikogo nie można wymagać, aby udowadniał swoją niewinność) nie musiała, że ksiądz-katecheta nie sypiał z uczennicą, ale to już sprawa marginalna. I takie to bywają skutki braku wyobraźni, taktu i dyplomacji osoby zaufania publicznego chętnie, jak widać, żywiącej się byle plotką, podejrzeniem i skandalem. Same ofiary takiego obrotu sprawy: uczennica ze stygmatem − „ a to ta, wiesz, co z tym katechetą, niby nic, ale wiesz nie ma dymu bez ognia…”, ksiądz-katecheta − spłoszony z nadszarpniętą reputacją dla jednych, atrakcyjny bohater dla innych i Ewelina B. – uwikłana, na własne życzenie, w historie małomiasteczkowych stosunków seksualnych, dająca dowód braku kwalifikacji i kompetencji: rozumu, wyobraźni, powściągliwości, dystansu i kultury, pożądanych u rajczyni – osoby zaufania publicznego. Na marginesie tej ostatniej kwestii, jak tu nie zgodzić się z opiniami wielu światłych umysłów, że dzisiejsze zakłady szkolnictwa wyższego „produkują” w nadmiarze dorodne okazy dyplomowanej lumpeninteligencji.