PO częstochowskie czeka wielka czystka. Złośliwcy twierdzą, że nie ma już co czyścić. Dla wielu mieszkańców lokalna Platforma jest partią po prostu martwą.
Ostatnie wydarzenia w częstochowskiej Platformie Obywatelskiej poddają w wątpliwość sens jej istnienia w ogóle. Czarne chmury zbierały się wprawdzie od dawna, ale nawet przeciwnicy nie myśleli, że jest aż tak źle.
Przykład idzie z góry
Mówiąc „liderzy PO”, kogo mamy na myśli? Senator Szewiński, „syn nie swojej matki”, wielki przegrany w sprawie Mistrzostw Świata w Siatkówce 2014 w nowej hali na Zawodziu i wiecznie niewidoczny lokalnie. W niebycie na głowę bije go jednak poseł Sztolcman, który wyłania się niczym feniks z popiołów zawsze tuż przed wyborami, a przez cztery lata wznosi modły, by nikt go nie zauważał. Lasecki to z kolei wielki baron na salonach, wystarczy mu tytuł senatorski, który nieźle komponuje się z tytułem szlacheckim. Jego celem nie są sprawy elektoratu, lecz zespół pałacowy w Bobolicach i w Mirowie. Posłanka Leszczyna chaotycznie i bez planu próbuje być widoczna na lokalnej scenie politycznej. Na własne życzenie przyrósł do niej wizerunek Fiony; niestety tak wizualnie, jak intelektualnie postać z bajki, w którą wcieliła się posłanka, nie nadaje się do wielkiej polityki. Sen z powiek spędza Leszczynie rywalizacja z koleżanką z Sejmu, a nie sprawy ważne dla miasta. I ostatnia platformiana osobowość – posłanka Rozpondek. Od lat niekwestionowana królowa PO w Częstochowie (kiedyś u boku zniesławionego Chatysa). Nic nie dzieje się bez jej zgody, chociaż usilnie próbuje stworzyć wrażenie samodzielności swoich podopiecznych. Posłanka nie przeciwstawia się decyzjom lewackiej władzy, bo np. syn straciłby pracę w spółce miejskiej (ZGM). I chociaż niewielu docenia jej wkład w rozwój miasta za czasów prezydentury w Częstochowie, faktem jest, że dziś nie pozostała nawet namiastka dawnej Haliny Rozpondek. Jej znakiem szczególnym, w latach świetności posłanki i prezydenta miasta, była idea samorządności, którą nieco wbrew pełnionej funkcji skutecznie wdrożyła w życie. Uważała bowiem, że Rada Miasta jest najważniejszym i decydującym organem w mieście, a prezydent pełni rolę drugorzędną – wykonawczą. Dziś posłanka Rozpondek zmieniła front. Wprawdzie swoje doświadczenie wykorzystuje w Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej, w której jest zastępcą przewodniczącego, to lokalnie własne dokonania obróciła wniwecz i zapomnienie.
Dwie się biją, SLD korzysta
Kompromitujące walki na najniższych szczeblach PO, są odzwierciedleniem waśni na górze. Przez lata całe w Częstochowie działał jeden klub Platformy. Rywalizacja Leszczyny z Rozpondek doprowadziła do stworzenia drugiego koła. Konflikt interesów, szorstka przyjaźń czy może szczera nienawiść? Polityczne drogi koleżanek z jednej partii rozeszły się, raczej na dobre. Dziś panie toczą przeciwko sobie najważniejszą batalię w politycznej karierze, a przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi należy spodziewać się apogeum, bo do kompromisu z pewnością nie dojdzie – jedna chce władzy, druga władzy nie odda.
Rozmyte ideały, brak jednomyślności i ciągłe zatargi na górze lokalnej piramidy zwiastują koniec PO w naszym mieście. Posłowie i senatorowie gdzieś są i może nawet coś robią, ale nie dla Częstochowy.
By się nachapać, by się ustawić
Jaki pan, taki kram… radnych. VI kadencja Rady Miasta zapisze się dla potomnych jako najsłabsza, najbardziej interesowna i ekstremalnie zmanipulowana przez ekipę rządzącą. Wielu radnych PO już wie, że jest w radzie po raz ostatni. Bez umiaru korzystają więc z przywilejów, by jak najwięcej „ugrać” dla siebie.
Liderzy Platformy biernie przyglądają się wewnętrznej rzezi, bo porządek oznaczałby jednomyślność i dyscyplinę. A trup platformiany ściele się gęsto. Sabat bezwstydnie patrzył kolegom w oczy i wypierał się swojego udziału w aferze internetowej. Pokazał prawdziwe oblicze, wypisując na forach: o Marcinie Biernacie, że wygląda jak chomik; o Izabeli Leszczynie – że się na plakacie “zrobiła na ‘trzydziestkę’, lekka przesada”; o Halinie Rozpondek i Grzegorzu Sztolcmanie – że lepiej, by się już z polityki wycofali, bo to tylko “nyndza, prostactwo, słoma wychodząca z lakierków”. Po udowodnieniu Sabatowi winy i tak twierdził, że deszcz pada. Inny radny PO, Biernat, z twarzą pokerzysty utrzymuje, że kilka tysięcy złotych wynagrodzenia mu się należało (został radnym, będąc w tym czasie na wypowiedzeniu z funkcji wicekomisarza Częstochowy). Może i tak, to rozstrzygną prawnicy, ale ludzka przyzwoitość nakazywała dać sobie na wstrzymanie. Kolejny radny PO, Wawrzkiewicz, notorycznie nie zgadza się z kolegami z partii. Wręcz zasadnym jest pytanie, z której listy startował, bo z pewnością nie z PO (tak się dziś zachowuje). Podczas ostatniej sesji Rady Miasta Wawrzkiewicz, jako jedyny z Platformy, zagłosował za odrzuceniem rezygnacji Sabata z funkcji wiceprzewodniczącego Rady, podobnie jak „koledzy” z SLD. Sabat po wybrykach internetowych został ukarany przez sąd koleżeński PO i zawieszony na dwa lata w prawach członka Platformy. Musiał zrezygnować ze wszystkich funkcji nadanych mu przez partię. Wawrzkiewicz, nie przyjmując rezygnacji Sabata, sprzeciwił się decyzji sądu PO.
Niekończąca się opowieść o lukratywnych stanowiskach w spółkach miejskich członków PO i jednocześnie radnych, np. Salwierak, Iżyńska, budzi zażenowanie nawet wśród liberałów. Bezrobotny radny, choć „opozycyjny”, mniejsze obiekcje miał będzie podczas głosowań, gdy dostanie pracę – z takiego założenia wyszła lewica i pomysł, genialny w swej prostocie, padł na podatny grunt. Radni PO bez skrępowania przyjmują propozycje Matyjaszczyka, a pytani o konflikt interesów – udają Greka.
To, jacy są nasi radni, pokazuje sesja (każdy mieszkaniec powinien pójść i zobaczyć, drzwi są otwarte, każdy może wejść). Ktoś, kto przyjdzie po raz pierwszy, z pewnością przeżyje szok: radni są niepunktualni, nie słuchają referentów, w tym czasie chodzą po sali, rozmawiają między sobą lub przez telefony, wychodzą z sali w trakcie dyskusji. Wrażenie jest uderzające – grupa dzieci chorych na ADHD. W braku kultury osobistej i szacunku do miejsca brylują radni PO.
Przyjdzie Tusk i wyrówna
Kto ponosi winę za katastrofalny stan PO w naszym mieście? Lokalni przywódcy. Ich zachowanie kopiują pozostali członkowie partii.
* Liderzy nie potrafią działać wspólnie, sami tworzą chaos i tak też postępują radni. Lepiej udawać wewnętrzny rozłam niż przyznać, że PO przeszło na stronę SLD.
* Nikt w Platformie nie ma pomysłu na Częstochowę. Brakuje inicjatyw parlamentarzystów, na których mogliby wzorować się radni.
* Nikomu w PO nie jest na rękę rywalizacja z SLD, zwłaszcza że nie wiadomo, jak będzie i kto wygra następne wybory. Stanowiska przecież rozdane.
* Członkowie PO mozolnie budują obraz, że za błędy rządzenia odpowiadają jacyś urzędnicy lub ewentualnie jacyś radni, ale nigdy Platformy Obywatelskiej. A to właśnie głosami radnych PO przechodzi większość projektów SLD. Platforma ponosi współodpowiedzialność za decyzje dotyczące miasta. Obecna sytuacja w partii jest niestety efektem wielu lat uprawiania „strusiej polityki” przez władze lokalne PO, tak naprawdę obawiające się samodzielnego ponoszenia odpowiedzialności za rządzenie miastem, za to wyznające zasadę bycia „cichym wspólnikiem” kolejnych prezydentów miasta. Tak naprawdę obecne zachowanie radnych PO jest kopią zachowania radnych tej partii z czasów rządów Tadeusza Wrony. Jedyna różnica jest taka, że obecnie dzieje się to jawnie, w sposób wręcz bezwstydny na oczach opinii publicznej. Można by nawet pokusić się o przypuszczenie, że prezydent Matyjaszczyk i jego otoczenie uprawiają „korupcję polityczną” w stosunku do radnych PO, gdyby nie fakt, że na razie nikt nikogo nie nagrał i nie złapał za rękę („korupcja polityczna” w przypadku udowodnienia jest karana jak przestępstwo pospolite, z czego część radnych „opozycyjnych” chyba w ogóle nie zdaje sobie sprawy).
***
Sekretarz generalny PO, Andrzej Wyrobiec, w wypowiedzi dla Tygodnika „7 dni” stwierdził, że wszystko jest jeszcze do naprawienia. Trudno przyjąć optymizm „warszawki”.W przypadku Częstochowy „tuskobus” nie pomoże, a tylko „tuskożer”, bo jedyne wyjście to wszystko zrównać z ziemią.
6 komentarzy
Znakomita analiza przypadku PO w Częstochowie i przepiękna mówiąca wszystko – ilustracja KR.Tos.(?).
To co teraz obserwujemy to „rezultat” i dla każdego wytrawnego obserwatora lokalnej scenki żadne zaskoczenie. PO w Częstochowie niczego – poza kilkoma stanowiskami parlamentarnymi dla wybranych i frukt dla familiantów – nie osiągnęła. Sromotnie przegrała ostatnie wybory samorządowe (prezydent miasta, rada miasta), czego jedną z przyczyn było zaprezentowanie swoich możliwości w roku 2010 – roku komisarycznego zarządzania miastem. Jaki idiota w tak trudnym okresie – przyczajonego do ataku na miejskie stołki SLD – desygnował na p.o. prezydenta jakąś „pacynkę” Kurpiosa, z pomagierami wyciągniętymi z kapelusza – niedojrzałym Biernatem, podpartym bufonowatym Majerem z PISu? I jeszcze na okrasę „cmentarnego” Wydmucha na dyrektora generalnego urzędu miasta? To był gwóźdź do nomen omen trumny PO w Częstochowie. Częstochowianie w tym krótkim okresie zobaczyli jakich „liderów” ma PO i jakim zapleczem intelektualnym dysponuje. Oczekiwania przynajmniej części mieszkańców, po referendum odwołującym Wronę i krytycznie usposobionych do stylu jego rządzenia, były duże. Należało wykorzystać okazję i zaprezentować pragmatyczny profesjonalizm w zarządzaniu miastem, należało czymś błysnąć. Nic takiego nie miało miejsca, a wręcz przeciwnie było coraz gorzej. Tragiczna w swych skutkach decyzja częstochowskiej „prawicy”- cokolwiek miałoby to znaczyć. W swarach napędzanych karygodnym ambicjonerstwem ta tragiko-śmieszna „prawica” wystawia trójkę kandydatów (Leszczyna, Warzocha, Wrona) i choć w sumie – przy frekwencji 39,6 % – uzyskują w I turze 36 866 głosów (48,21% oddanych głosów) nieco więcej od Matyjaszczyka 35 045 (45,835%), a ostatecznie wygrywa ten ostatni i „rządzi” do dzisiaj – zawodząc coraz większą liczbę mieszkańców. I po wyborze Matyjaszczyka częstochowska PO popełnia kolejne błędy, zamiast przejść na pozycje konstruktywnej opozycji dla prezydenta i SLD, skutecznie kontrolując jego decyzje i punktując amatorszczyznę i kolesiostwo, daje ciała czyli dupy i za śmierdzące srebrniki – kilka marnych stanowisk to tu, to tam – posłusznie firmuje brak jakiejkolwiek polityki rozwojowej miasta w wydaniu Matyjaszczyka i bawi się razem z nim wizerunkowymi humbugami – rozreklamowanymi bzdurami (a to Chiny, a to Dubaje, in vitro, Road Show etc.). Częstochowska PO obudziła się ostatnio, pod wpływem zmasowanej krytyki na forach internetowych i w prasie, w sprawie „opłaty śmieciowej” i absolutnie przegapionej uchwały w sprawie gospodarowania majątkiem gminy przez prezydenta bez pytania rady miasta. Po drodze miała wiele wpadek (Chatys/uniewinniony?, Sabat…) kładących się cieniem na wizerunku tego ugrupowania. Ale największym cieniem, największą hańbą tego ugrupowania, IMHO, jest, przerażający postronnego obserwatora, zawstydzająco niski poziom intelektualny i szerzej kulturowy zarówno liderów PO – dzisiaj posłów, senatora (nota bene podzielonych i nie współpracujących), ale przede wszystkim radnych miasta Częstochowy i sejmiku śląskiego. Zainteresowanych trzeba odesłać do serialu 7.dni: „Jak przekupić radnego?”, w którym obnażają oni bezwstydnie swoje „walory”. Gieroń Barbara, Iżynska Małgorzata, Salwierak Marta, Sabat, Wawrzkiewicz Maciej, Wrona Przemysław, Biernat Marcin… To nie są osoby z dostatecznymi kompetencjami do współrządzenia miastem, to nie są osoby, które przyciągają do PO sympatyków i potencjalnych wyborców.
I słaba to pociecha, że w częstochowskim PISie od lat siedzą tacy giganci jak Giżyński, Warzocha, Gawroński, Majer, Nowakowski, Strzelczak … A w SLD brylują: Balt, Matyjaszczyk z Marszakiem i Niesmacznym, Wabnic, Danek, Blukacz, Kapinos, Kot, Szczuka czy Wolski…
To wszystko razem to częstochowska katastrofa quasi polityczna.
Znakomita analiza przypadku PO w Częstochowie i przepiękna mówiąca wszystko – ilustracja KR.Tos.(?).
To co teraz obserwujemy to „rezultat” i dla każdego wytrawnego obserwatora lokalnej scenki żadne zaskoczenie. PO w Częstochowie niczego – poza kilkoma stanowiskami parlamentarnymi dla wybranych i frukt dla familiantów – nie osiągnęła. Sromotnie przegrała ostatnie wybory samorządowe (prezydent miasta, rada miasta), czego jedną z przyczyn było zaprezentowanie swoich możliwości w roku 2010 – roku komisarycznego zarządzania miastem. Jaki idiota w tak trudnym okresie – przyczajonego do ataku na miejskie stołki SLD – desygnował na p.o. prezydenta jakąś „pacynkę” Kurpiosa, z pomagierami wyciągniętymi z kapelusza – niedojrzałym Biernatem, podpartym bufonowatym Majerem z PISu? I jeszcze na okrasę „cmentarnego” Wydmucha na dyrektora generalnego urzędu miasta? To był gwóźdź do nomen omen trumny PO w Częstochowie. Częstochowianie w tym krótkim okresie zobaczyli jakich „liderów” ma PO i jakim zapleczem intelektualnym dysponuje. Oczekiwania przynajmniej części mieszkańców, po referendum odwołującym Wronę i krytycznie usposobionych do stylu jego rządzenia, były duże. Należało wykorzystać okazję i zaprezentować pragmatyczny profesjonalizm w zarządzaniu miastem, należało czymś błysnąć. Nic takiego nie miało miejsca, a wręcz przeciwnie było coraz gorzej. Tragiczna w swych skutkach decyzja częstochowskiej „prawicy”- cokolwiek miałoby to znaczyć. W swarach napędzanych karygodnym ambicjonerstwem ta tragiko-śmieszna „prawica” wystawia trójkę kandydatów (Leszczyna, Warzocha, Wrona) i choć w sumie – przy frekwencji 39,6 % – uzyskują w I turze 36 866 głosów (48,21% oddanych głosów) nieco więcej od Matyjaszczyka 35 045 (45,835%), a ostatecznie wygrywa ten ostatni i „rządzi” do dzisiaj – zawodząc coraz większą liczbę mieszkańców. I po wyborze Matyjaszczyka częstochowska PO popełnia kolejne błędy, zamiast przejść na pozycje konstruktywnej opozycji dla prezydenta i SLD, skutecznie kontrolując jego decyzje i punktując amatorszczyznę i kolesiostwo, daje ciała czyli dupy i za śmierdzące srebrniki – kilka marnych stanowisk to tu, to tam – posłusznie firmuje brak jakiejkolwiek polityki rozwojowej miasta w wydaniu Matyjaszczyka i bawi się razem z nim wizerunkowymi humbugami – rozreklamowanymi bzdurami (a to Chiny, a to Dubaje, in vitro, Road Show etc.). Częstochowska PO obudziła się ostatnio, pod wpływem zmasowanej krytyki na forach internetowych i w prasie, w sprawie „opłaty śmieciowej” i absolutnie przegapionej uchwały w sprawie gospodarowania majątkiem gminy przez prezydenta bez pytania rady miasta. Po drodze miała wiele wpadek (Chatys/uniewinniony?, Sabat…) kładących się cieniem na wizerunku tego ugrupowania. Ale największym cieniem, największą hańbą tego ugrupowania, IMHO, jest, przerażający postronnego obserwatora, zawstydzająco niski poziom intelektualny i szerzej kulturowy zarówno liderów PO – dzisiaj posłów, senatora (nota bene podzielonych i nie współpracujących), ale przede wszystkim radnych miasta Częstochowy i sejmiku śląskiego. Zainteresowanych trzeba odesłać do serialu 7.dni: „Jak przekupić radnego?”, w którym obnażają oni bezwstydnie swoje „walory”. Gieroń Barbara, Iżynska Małgorzata, Salwierak Marta, Sabat, Wawrzkiewicz Maciej, Wrona Przemysław, Biernat Marcin… To nie są osoby z dostatecznymi kompetencjami do współrządzenia miastem, to nie są osoby, które przyciągają do PO sympatyków i potencjalnych wyborców.
I słaba to pociecha, że w częstochowskim PISie od lat siedzą tacy giganci jak Giżyński, Warzocha, Gawroński, Majer, Nowakowski, Strzelczak … A w SLD brylują: Balt, Matyjaszczyk z Marszakiem i Niesmacznym, Wabnic, Danek, Blukacz, Kapinos, Kot, Szczuka czy Wolski…
To wszystko razem to częstochowska katastrofa quasi polityczna.
Podzielam pogląd iż “politykę w naszym kraju/mieście robią sami ludzie marni i o niskich motywacjach, jak również wąskich horyzontach lub bez horyzontów w ogóle”, a także, że “nasza przestrzeń publiczna pełna jest szlamu, po którym ślizga się kilkudziesięciu politycznych celebrytów znanych z tego, bo są znani w mainstreamowej telewizji… reszta sceny politycznej to tymczasowe wydmuszki, syfilitycy, porażki ogólnożyciowe, maminsynki, wielbiciele kotów i ojcowie debili ewentualnie znanych córek. Co tu dużo ukrywać – nie mamy szczęścia do ludzi wielkiego formatu – nie ma myślicieli, filozofów, nie ma nawet ludzi będących autorytetami zdystansowanymi od banałów codziennych konfliktów i nieporadności, jakich pełno na scenie politycznej” – krakauer.
Podzielam pogląd iż “politykę w naszym kraju/mieście robią sami ludzie marni i o niskich motywacjach, jak również wąskich horyzontach lub bez horyzontów w ogóle”, a także, że “nasza przestrzeń publiczna pełna jest szlamu, po którym ślizga się kilkudziesięciu politycznych celebrytów znanych z tego, bo są znani w mainstreamowej telewizji… reszta sceny politycznej to tymczasowe wydmuszki, syfilitycy, porażki ogólnożyciowe, maminsynki, wielbiciele kotów i ojcowie debili ewentualnie znanych córek. Co tu dużo ukrywać – nie mamy szczęścia do ludzi wielkiego formatu – nie ma myślicieli, filozofów, nie ma nawet ludzi będących autorytetami zdystansowanymi od banałów codziennych konfliktów i nieporadności, jakich pełno na scenie politycznej” – krakauer.
Odnosząc się do części bardzo słusznej Pana analizy jestem bardzo,ale to bardzo za jednomandatowymi okręgami wyborczymi. Wszędzie!
Ale nie do wszystkiego,co Pan napisał się odniosę, bardziej do tego,co napisała Pani Redaktor Otóż Pani wspaniała i światła redaktor, Pani nie zna Konstytucji i jej zasad. Wybory to są wybory i bez dyskusji!Nic ponad to.To mieszkańcy decydują,kto ma ich reprezentować,i choćby Pani nie wiem , co pisała,to oni zdecydują.A jak znam życie zawsze będzie podobnie!Wg mnie rolą mediów jest wskazywanie i złych,ale i dobrych stron działaczy samorządowych, bo nieprawdą jest, że oni tylko to robią dla zysku. Tacy dziennikarze,jak Pani wyeliminowali m.in. przedsiębiorców.którzy nie chcą iść do rad miasta,czy powiatu, żeby nie być posądzonym, o układy(o których zresztą pa
ni tu gęsto pisze! To kto wg Pani powinien być radnym miasta (oprócz tych demokratycznie wybranych?)
A tak w ogóle,nie jestem cieniarzem, naprawdę panuję nad sytuacją w partii, nad nią nie panują niestety dziennikarze! Ani się nie rozdrobniłam, ani nie uważam się za namiastkę tego co robiłam,a nawet więcej zrobiłam niż mogę
Systematycznie i dobrze prowadzę partię do zwycięstwa -od 2004 roku – nie widzę porażek! A co będzie dalej zobaczymy!
Odnosząc się do części bardzo słusznej Pana analizy jestem bardzo,ale to bardzo za jednomandatowymi okręgami wyborczymi. Wszędzie!
Ale nie do wszystkiego,co Pan napisał się odniosę, bardziej do tego,co napisała Pani Redaktor Otóż Pani wspaniała i światła redaktor, Pani nie zna Konstytucji i jej zasad. Wybory to są wybory i bez dyskusji!Nic ponad to.To mieszkańcy decydują,kto ma ich reprezentować,i choćby Pani nie wiem , co pisała,to oni zdecydują.A jak znam życie zawsze będzie podobnie!Wg mnie rolą mediów jest wskazywanie i złych,ale i dobrych stron działaczy samorządowych, bo nieprawdą jest, że oni tylko to robią dla zysku. Tacy dziennikarze,jak Pani wyeliminowali m.in. przedsiębiorców.którzy nie chcą iść do rad miasta,czy powiatu, żeby nie być posądzonym, o układy(o których zresztą pa
ni tu gęsto pisze! To kto wg Pani powinien być radnym miasta (oprócz tych demokratycznie wybranych?)
A tak w ogóle,nie jestem cieniarzem, naprawdę panuję nad sytuacją w partii, nad nią nie panują niestety dziennikarze! Ani się nie rozdrobniłam, ani nie uważam się za namiastkę tego co robiłam,a nawet więcej zrobiłam niż mogę
Systematycznie i dobrze prowadzę partię do zwycięstwa -od 2004 roku – nie widzę porażek! A co będzie dalej zobaczymy!
Czy Pan przeczytał,to co Pan napisał, bzdury i jeszcze raz bzdury! Zapomniał Pan,jak i Pani Redaktor, że te osoby,o których piszecie zostały wybrane w demokratycznych wyborach.I nic innego od demokracji ateńskiej,na której są w części wzorowane nasze przepisy Konstytucji, nie wymyślimy.Miałam takiego adwersarza,z którym się kłócilam za pośrednictwem forum,zaprosiłamgo do uczestnictwa w dyskusji i co… został radnym.
Pana też proszę o kontakt, cenię krytyczne głosy i staram się im iś ć naprzeciw. Proszę więc o kontakt na rozpondek.biuro.pl
Czy Pan przeczytał,to co Pan napisał, bzdury i jeszcze raz bzdury! Zapomniał Pan,jak i Pani Redaktor, że te osoby,o których piszecie zostały wybrane w demokratycznych wyborach.I nic innego od demokracji ateńskiej,na której są w części wzorowane nasze przepisy Konstytucji, nie wymyślimy.Miałam takiego adwersarza,z którym się kłócilam za pośrednictwem forum,zaprosiłamgo do uczestnictwa w dyskusji i co… został radnym.
Pana też proszę o kontakt, cenię krytyczne głosy i staram się im iś ć naprzeciw. Proszę więc o kontakt na rozpondek.biuro.pl
I jeszcze jedno bardzo ważne – to jest Pani Redaktor wizja i chciejstwo, żeby tak było, a tak nie będzie – bo o tym będą decydować wybory!!!Pani Redaktor – WYBORY!!!
I jeszcze jedno bardzo ważne – to jest Pani Redaktor wizja i chciejstwo, żeby tak było, a tak nie będzie – bo o tym będą decydować wybory!!!Pani Redaktor – WYBORY!!!
Niestety ta sekwencja trzech wpisów nie została podpisana, mogę jedynie domniemywać, że to sama Pani Halina Rozpondek (HR) usiłuje dać odpór opiniom wyrażonym w artykule Renaty R. Klucznej i w komentarzach nim wywołanych. Ponieważ jestem autorem jednego z nich podpisanym marcel@op.pl , a „wywołanym” przez p. HR tyleż elegancką, co niewiele, a nawet nic nie mówiącą, formułą „bzdury i jeszcze raz bzdury pan piszesz”, korzystam z okazji i prawa do repliki. „Odpór” p. HR krytycznym głosom absolutnie nieudany a wręcz chybiony, potwierdzający zasmucającą hipotezę, że częstochowska PO, to raczej „wielki klops” niż intelektualna i kulturowa alternatywa dla innych lokalnych ugrupowań SLD, PiS, WS. To ta sama podklasa „polityczna” – bezprogramowa – żadnych programów i strategii rozwojowych, żadnego perspektywicznego myślenia, której jedynym celem jest zdobycie władzy, budowanie mniej lub bardzie jawnych układów partyjno-biznesowych oraz dbałość o towarzyszy i familiantów, i czerpanie z tej „władzy” przede wszystkim osobistych profitów. No i to zadowolenie z siebie, znamionujące typy małe, zamknięte, bezkrytyczne, obrażalskie, twierdzące o sobie „… nie uważam się za namiastkę tego co robiłam, a nawet więcej zrobiłam niż mogę” (sic!). Jeśli ktoś pisze: „systematycznie i dobrze prowadzę partię do zwycięstwa – od 2004 roku – nie widzę porażek! A co będzie dalej zobaczymy!” – to albo kpi albo o drogę pyta. A prezydentura Matyjaszczyka to nie największa porażka i „rachunek” dla tzw. ugrupowań prawicowych Częstochowy, w tym dla PO i WS? To częstochowski fenomen odsuwający czy wręcz odpychający normalsów od polityki samorządowej w tak tandetnym wykonaniu – wszechobecnej miernoty i bylejakości, a przecież są polskie miasta gdzie bywa inaczej. Przywoływanie, w kontekście przedstawionej w artykule i komentarzach krytyki częstochowskiej PO, demokracji ateńskiej jest groteskowe i budzi uśmiech politowania nad głębią tej riposty. Nikt nie neguje tutaj demokratycznych konwencji i procedur. Ubolewam, mocno ubolewam, że częstochowska „prawica” dwukrotnie w ostatnich latach oddała pole w mieście SLD – najpierw Ewie Janik i Marasowi (pod rządami innej ordynacji), a teraz Matyjaszczykowi – niejako na własne życzenie. Tak, wybory decydują, ale wyniki wyborów są dzisiaj pochodną m.in. atrakcyjności obietnic wyborczych, które najczęściej są pustymi deklaracjami, na które ma się nabrać „ciemny lud”. Są też wynikiem, jednak „autorytetu” – cokolwiek to dzisiaj znaczy – liderów oraz niedoinformowania i podatności na iluzje wyborców. Przywołana tutaj ordynacja JOW, ma w polskiej rzeczywistości tyleż zalet, co wad. Może np. utrwalić na lata całe „dziedziczny” bipolarny układ władzy w mieście SLD-PO, albo SLD-PiS, co sprzyja „mafijnym” miejskim układom zarządczym po dobiciu targu (new „business underhand deal”), bez wielkiej krzywdy dla obu beneficjentów. A miasto, jego nierozwiązane problemy i realne zagrożenia przyszłości, a życie ogółu mieszkańców, a kto by się tym przejmował, byle „familia” miała się dobrze i jej totumfaccy. Szkoda, że p. HR nie ustosunkowała się rzeczowo do przedstawionych opinii, a wzorem modnych dzisiaj, nic nie znaczących – bo nie mających pokrycia w rzeczywistości – zapewnień, bezradnie bałamuci, odbiega od meritum, zakrzykuje i mówi, mówi, by nic nie powiedzieć. Potwierdza to niestety wyrażone wcześniej opinie i oceny o intelektualnej niemocy liderów i radnych częstochowskiej PO, rozwiewa wątpliwości i utrwala niestety przekonanie, że z tej mąki dobrego chleba nie będzie. I słaba to pociecha, że ugrupowanie częstochowskiego PiSu jest jeszcze gorsze pod każdym względem, a ekipa SLD – nie rozwiązując żadnego istotnego miejskiego problemu, przy oczywistym wsparciu radnych PO i PiS, doskonale się bawi dojąc z publicznej kasy i „układu”, ile się da według skompromitowanej, w „lepszym świcie”, zasady BMW – bierny, mierny, ale wierny.
Dymanie mieszkańców-podatników naszego miasta, często słabo poinformowanych i zorientowanych, trwa. Złoty interes dla „wybranych” kwitnie, a miasto się „zwija”. Historia, również naszego miasta, uczy jednak, że do czasu. Ale też wynika z niej, że układ dojeni-dojący jest wieczny. Kto będzie następnym dojącym?
Niestety ta sekwencja trzech wpisów nie została podpisana, mogę jedynie domniemywać, że to sama Pani Halina Rozpondek (HR) usiłuje dać odpór opiniom wyrażonym w artykule Renaty R. Klucznej i w komentarzach nim wywołanych. Ponieważ jestem autorem jednego z nich podpisanym marcel@op.pl , a „wywołanym” przez p. HR tyleż elegancką, co niewiele, a nawet nic nie mówiącą, formułą „bzdury i jeszcze raz bzdury pan piszesz”, korzystam z okazji i prawa do repliki. „Odpór” p. HR krytycznym głosom absolutnie nieudany a wręcz chybiony, potwierdzający zasmucającą hipotezę, że częstochowska PO, to raczej „wielki klops” niż intelektualna i kulturowa alternatywa dla innych lokalnych ugrupowań SLD, PiS, WS. To ta sama podklasa „polityczna” – bezprogramowa – żadnych programów i strategii rozwojowych, żadnego perspektywicznego myślenia, której jedynym celem jest zdobycie władzy, budowanie mniej lub bardzie jawnych układów partyjno-biznesowych oraz dbałość o towarzyszy i familiantów, i czerpanie z tej „władzy” przede wszystkim osobistych profitów. No i to zadowolenie z siebie, znamionujące typy małe, zamknięte, bezkrytyczne, obrażalskie, twierdzące o sobie „… nie uważam się za namiastkę tego co robiłam, a nawet więcej zrobiłam niż mogę” (sic!). Jeśli ktoś pisze: „systematycznie i dobrze prowadzę partię do zwycięstwa – od 2004 roku – nie widzę porażek! A co będzie dalej zobaczymy!” – to albo kpi albo o drogę pyta. A prezydentura Matyjaszczyka to nie największa porażka i „rachunek” dla tzw. ugrupowań prawicowych Częstochowy, w tym dla PO i WS? To częstochowski fenomen odsuwający czy wręcz odpychający normalsów od polityki samorządowej w tak tandetnym wykonaniu – wszechobecnej miernoty i bylejakości, a przecież są polskie miasta gdzie bywa inaczej. Przywoływanie, w kontekście przedstawionej w artykule i komentarzach krytyki częstochowskiej PO, demokracji ateńskiej jest groteskowe i budzi uśmiech politowania nad głębią tej riposty. Nikt nie neguje tutaj demokratycznych konwencji i procedur. Ubolewam, mocno ubolewam, że częstochowska „prawica” dwukrotnie w ostatnich latach oddała pole w mieście SLD – najpierw Ewie Janik i Marasowi (pod rządami innej ordynacji), a teraz Matyjaszczykowi – niejako na własne życzenie. Tak, wybory decydują, ale wyniki wyborów są dzisiaj pochodną m.in. atrakcyjności obietnic wyborczych, które najczęściej są pustymi deklaracjami, na które ma się nabrać „ciemny lud”. Są też wynikiem, jednak „autorytetu” – cokolwiek to dzisiaj znaczy – liderów oraz niedoinformowania i podatności na iluzje wyborców. Przywołana tutaj ordynacja JOW, ma w polskiej rzeczywistości tyleż zalet, co wad. Może np. utrwalić na lata całe „dziedziczny” bipolarny układ władzy w mieście SLD-PO, albo SLD-PiS, co sprzyja „mafijnym” miejskim układom zarządczym po dobiciu targu (new „business underhand deal”), bez wielkiej krzywdy dla obu beneficjentów. A miasto, jego nierozwiązane problemy i realne zagrożenia przyszłości, a życie ogółu mieszkańców, a kto by się tym przejmował, byle „familia” miała się dobrze i jej totumfaccy. Szkoda, że p. HR nie ustosunkowała się rzeczowo do przedstawionych opinii, a wzorem modnych dzisiaj, nic nie znaczących – bo nie mających pokrycia w rzeczywistości – zapewnień, bezradnie bałamuci, odbiega od meritum, zakrzykuje i mówi, mówi, by nic nie powiedzieć. Potwierdza to niestety wyrażone wcześniej opinie i oceny o intelektualnej niemocy liderów i radnych częstochowskiej PO, rozwiewa wątpliwości i utrwala niestety przekonanie, że z tej mąki dobrego chleba nie będzie. I słaba to pociecha, że ugrupowanie częstochowskiego PiSu jest jeszcze gorsze pod każdym względem, a ekipa SLD – nie rozwiązując żadnego istotnego miejskiego problemu, przy oczywistym wsparciu radnych PO i PiS, doskonale się bawi dojąc z publicznej kasy i „układu”, ile się da według skompromitowanej, w „lepszym świcie”, zasady BMW – bierny, mierny, ale wierny.
Dymanie mieszkańców-podatników naszego miasta, często słabo poinformowanych i zorientowanych, trwa. Złoty interes dla „wybranych” kwitnie, a miasto się „zwija”. Historia, również naszego miasta, uczy jednak, że do czasu. Ale też wynika z niej, że układ dojeni-dojący jest wieczny. Kto będzie następnym dojącym?