Kryzys, nie kryzys – wiadomo nie od dziś, że politycy nie zwykli oszczędzać na organizacji świąt, także Wielkanocnych. I bez wątpienia wszyscy mogą świątecznych stołów częstochowskim prominentom pozazdrościć.
Ile nasi politycy wydają pieniędzy na zbliżające się święta?
Jacek Kasprzyk – poseł (Sojusz Lewicy Demokratycznej)
– Nie widzę w Wielkanocy i w zbliżającym się weekendzie niczego nadzwyczajnego czy świątecznego. Wydam tyle samo, co w każdą sobotę. U mnie w domu nie zanosi się na „rozpasanie”. Po prostu zrobię jak zawsze zakupy. Będzie jak co dzień.
Izabela Leszczyna – posłanka (Platforma Obywatelska)
– Ale mnie pani „zastrzeliła”… Wczoraj miałam poważną rozmowę z mężem o tym, że moje środki finansowe już wyczerpały się i potrzebuję około 500 złotych na święta. W tej kwocie chciałabym się zmieścić. Na szczęście w moim domu nie ma tradycji Zajączków – obdarowywania się prezentami, więc na podarunki nie musimy wydawać pieniędzy. Co roku obiecuję sobie, że w święta będzie mniej szynki i mazurków, które kocham, ale przyznaję, iż trudno sobie w święta zabronić nieco smakołyków.
Lucjan Karasiewicz – poseł (do niedawna Prawo i Sprawiedliwość)
– O rany, nie wiem… Moja żona zajmuje się zakupami na święta, ja najczęściej jestem tylko kierowcą. Dla mnie święta to czas zadumy i odpoczynku, a przede wszystkim moment, w którym mogę wyłączyć telefon komórkowy. Święta spędzamy rodzinnie – z moimi siostrami i bratem żony, więc i szykujemy wszystko wspólnie.
Marek Balt – radny, przewodniczący Rady Miasta (Sojusz Lewicy Demokratycznej)
– Nie mam pojęcia… chyba niedużo, bo idziemy do teściów, dlatego nie robimy specjalnych zakupów. Teraz, przez 6 tygodni jestem na urlopie macierzyńskim i z racji tego, że jesteśmy rodzicami 4,5-miesięcznego bobasa, cały czas mamy co robić, niezależnie od świąt.
Jerzy Nowakowski – radny wiceprzewodniczący Rady Miasta (Prawo i Sprawiedliwość)
– Tak na oko… jakieś 3 – 4 tysiące złotych, normalnie byłoby 2 – 3 tysiące, ale będzie więcej o co najmniej tysiąc złotych, bo w święta mam imieniny. W kuchni nie będę ścigał się z żoną, bo to ona jest zdolniejsza kulinarnie. Ja przygotowuje jedną, jedyną potrawę – klops świąteczny. I oczywiście wspólnie robimy zakupy.
Bartłomiej Sabat – radny, wiceprzewodniczący Rady Miasta (Platforma Obywatelska)
– Zupełnie się nie orientuję, musiałbym spytać żony – zakupy to jej domena. Porządki świąteczne natomiast zaczęły się dla naszej rodziny znacznie wcześniej, takie drobne remonty. A to dlatego, że spodziewamy się dziecka, które już „puka” – przyjdzie na świat na początku maja. Niemniej jednak okna pomyłem i wykonałem zlecone przez żonę prace porządkowe.
Konrad Głębocki – radny, wiceprzewodniczący Rady Miasta (Wspólnota Samorządowa)
– Jeszcze nie zacząłem wydawać pieniędzy na święta, bo jestem bardzo zapracowany i nie miałem czasu przymierzyć się do świątecznych zakupów. Nie odpowiem na to pytanie – po prostu nie wiem. Pomagam oczywiście w porządkach świątecznych – lubię czasem pozmywać, sprzątam piwnice, bo też musi na święta „przejrzeć”.
Tyle wielkiego świata – zejdźmy na ziemię
Mariusz (30 lat) – pracownik administracji
Na święta wydam nie więcej niż 100 złotych. Wiem, nie wydam dużo, ale niestety nie stać mnie na „przejedzenie” wypłaty.
Mariola (40) – bezrobotna
– Na szczęście, praktycznie nie wydam nic. Idziemy z mężem i dziećmi do moich i małżonka rodziców. Nie wiem, co by było, gdybym musiała zrobić święta u siebie.
Urszula (35) – plastyk
– Będę starała się zmieścić w kwocie 200 złotych. Muszę kupić mięso i składniki do ciast. W tym roku nie będzie żadnego szaleństwa na naszym stole.
Zofia (68) – emerytka
– Na pewno mniej niż 200 złotych. Bardzo oszczędnie i bardzo racjonalnie wydaję pieniądze, by jeszcze po świętach coś zostało. Kupę wędliny, owoce, a ciasto robię sama. Z emerytury na niewiele mnie stać.
Darek (37) – kasjer
– Jest bardzo źle. Wiem, że nie jest to wyjście z sytuacji, ale na święta musiałem wziąć drobny kredyt gotówkowy – 600 złotych. To przecież święta i nie powiem dzieciom, że w tym roku nie będzie szynki czy mazurka.
Podobno „wszyscy mamy równe żołądki”, ale czy aby na pewno? Częstochowscy politycy niechętnie mówią o swoich wydatkach świątecznych, w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych częstochowian. Najwyraźniej powodzi im się na tyle dobrze, iż nie traktują świąt w kategoriach „przedsięwzięcia finansowego”, pochłaniającego jednak – dla większości – znacznie więcej pieniędzy, niż zwykły weekend.