Koniec października, to czas, kiedy odwiedzamy i porządkujemy groby bliskich nam osób, palimy znicze, składamy kwiaty, okazując tym należny im po śmierci szacunek. Są jednak sytuacje, kiedy postępowanie ludzi wobec zmarłych budzi duże wątpliwości. W marcu 2012 roku z zaciekawieniem śledziłem doniesienia gazet, dotyczące odnalezienia szczątków ludzkich w związku z prowadzonym remontem kościoła św. Zygmunta.
Zabytki trzeba odnawiać
To najstarsza parafia w Częstochowie. Pierwsza historyczna wzmianka o niej pochodzi z wykazu świętopietrza z lat 1325-27. Początkowo jej siedzibą był drewniany kościół p.w. Najświętszej Maryi Panny na Jasnej Górze, a od 1382 r. kościół św. Zygmunta, postawiony najprawdopodobniej po roku 1356, tj. po otrzymaniu przez Częstochowę praw miejskich. Pamiętajmy, że ówczesna Częstochowa, to osada skupiona przy rzece Warcie. Osada w pobliżu Jasnej Góry to była wówczas Częstochówka, jej pozostałość to m.in. Rynek Wieluński.
Parafia św. Zygmunta do 1474 r była zarządzana przez księży diecezjalnych. W tym bowiem roku oddano ją w administrację OO. Paulinom, którzy przy niej założyli klasztor (zachowany do dziś budynek klasztorny powstał w latach 1769-1787) i prowadzili duszpasterstwo do 1864 r. tj. do czasu skasowania klasztoru przez władze carskie.
Cmentarz był tam od dawna
Wiadomym było, że w obrębie kościoła znajdował się cmentarz. Oprócz mieszkańców miasta, grzebano na nim m.in. OO. Paulinów, osoby hojnie wspierające działalność parafii, pochowane tam zostały również ofiary epidemii, które nawiedzały nasze miasto. Z biegiem czasu cmentarz rozrastał się, obejmował większą część dzisiejszego placu Daszyńskiego, aż po ulicę Ogrodową. Przez setki lat cmentarz przy parafii św. Zygmunta był największą nekropolią w naszym mieście, na której pochowano dziesiątki tysięcy mieszkańców.
Podczas realizacji projektu wytyczenia alei łączącej Starą i Nową Częstochowę w latach 1818 – 1826, rozebrano kaplicę cmentarną, a sam cmentarz przeniesiono w rejon ulicy Fabrycznej (obecnie Mielczarskiego), a w 1882 roku ostatecznie do osady Kule, nazywanej tak od nazwiska właścicieli tej ziemi. Tyle historii.
Szczątki pozostały
Po raz pierwszy na szczątki ludzkie pochodzące z cmentarza przed kościołem św. Zygmunta natknięto się podczas remontu kanalizacji w okolicy I Alei w latach 80-tych. Przystępując do remontu kościoła i parafii św. Zygmunta w 2012 roku, jak zawsze w takich przypadkach, pierwszeństwo przed budowlańcami otrzymali archeolodzy. Prace archeologiczne były prowadzone w większości w kościele i budynku klasztornym, na zewnątrz w terenie przyległym do kościoła zostały wykonane pobieżnie. Odnaleziono ludzkie szczątki, jednak nie zrobili tego archeolodzy i nie na terenie parafii lecz znaleziono je na działce położonej przy ulicy Sudeckiej w dzielnicy Lisiniec.
Rozsypano kości po mieście
Trudno się dziwić, że kiedy na łamach Gazety Wyborczej przeczytałem artykuł zatytułowany „Skandal, ludzkie szczątki i gruz wywozili ciężarówkami”, zacząłem śledzić doniesienia w tej sprawie. Ukazało się kilka publikacji, również w tygodniku „7 dni” (z 29 III 2012), które opisały to zdarzenie.
Gazeta Wyborcza donosiła, że teren został zabezpieczony przez policję, a prokuratura wszczęła śledztwo. Właściciel terenu, chcąc go podwyższyć, zamówił ziemię i gruz od firmy, która zajmuje się takimi zleceniami. Ta sama firma prowadziła prace ziemne przy remoncie kościoła i parafii św. Zygmunta. W ten oto sposób szczątki trafiły na działkę przy ulicy Sudeckiej. W tym miejscu sprawa urywa się. Wiem tylko, że szczątki miały zostać pochowane na cmentarzu komunalnym.
Czy ostatecznie tam trafiły? Jaki był wynik śledztwa prowadzonego przez
prokuraturę w tej sprawie?
Dzisiaj próżno szukać w archiwum Gazety Wyborczej artykułu, na który powołuję się. Nie znajdziemy też żadnego śladu o wynikach śledztwa prowadzonego w tej sprawie przez prokuraturę.
Trzeba było posprzątać
Kilka tygodni później wychodząc z cmentarza zauważyłem pomarańczowego Volkswagena Transportera, który zatrzymał się przy wejściu na cmentarz Kule, sąsiadującym z ogródkami działkowymi. Z samochodu wysiadło trzech mężczyzn, którzy zaczęli wynosić z niego białe, pękate, płócienne worki. Zainteresowany, przystanąłem w nie wielkiej odległości przyglądając się temu dziwnemu zdarzeniu. Mężczyźni wynieśli z samochodu około 10 worków. Wszystkie złożyli w wykopanym pod murem dole, który był prawdopodobnie miejscem po znajdującym się tam wcześniej grobie. Zapytałem jednego z nich, co jest w workach. Odpowiedział mi, że to te szczątki znalezione na Lisińcu, o które było tyle hałasu.
W tym samym momencie, kiedy próbowałem zrobić zdjęcie, mój rozmówca został przywołany do porządku przez swoich kolegów. Oczywiście, jak nie pozwolono mi wykonać zdjęcia, do dzisiaj jednak pamiętam to zdarzenie.
Pozostają zagadki
Jeżeli to jest epilog historii związanej z odnalezieniem tych szczątków, pochodzących z dawnego cmentarza znajdującego się w obrębie kościoła i parafii św. Zygmunta, powstaje wiele pytań. Dlaczego nie pochowano tych szczątków z należnym im szacunkiem? Dlaczego tego pochówku nie upamiętnia stosowna tablica pamiątkowa? Dlaczego nie opublikowano wyników śledztwa, które prowadziła prokuratura?
Być może uda się uzyskać odpowiedzi na niektóre z tych pytań od Czytelników. Jeśli macie Państwo jakieś informacje na ten temat to prosimy o kontakt z redakcją.
1 Komentarz
Widzialem ludzkie czaszki i kości na terenie budowy zabudowań archidiecezji przy ul. Ogrodowej. Byl tam głęboki wykop w ktorym znajdowano szczątki. Walały się po trawie i nikt, włącznie z dyrektorem obiektu nie reagował na zgłaszane informacje o znalezieniu kolejnych pozostałości ludzkich. Dziś dołu już nie ma i pewnie problem, przynajmniej wizualnie zniknął wraz z nim.
Widzialem ludzkie czaszki i kości na terenie budowy zabudowań archidiecezji przy ul. Ogrodowej. Byl tam głęboki wykop w ktorym znajdowano szczątki. Walały się po trawie i nikt, włącznie z dyrektorem obiektu nie reagował na zgłaszane informacje o znalezieniu kolejnych pozostałości ludzkich. Dziś dołu już nie ma i pewnie problem, przynajmniej wizualnie zniknął wraz z nim.