Nagłośniony ponad miarę, maluśki i głupawy incydencik na Podkarpaciu, miał jedną zaletę. Pozwolił odkryć, że poseł Hofman jest człowiekiem. Takim zwykłym, normalnym ludziem, który się cieszy z „piąteczku” i czasem z tej okazji daje w banię.
Było to dla mnie przyjemne zaskoczenie. Dotychczas pan poseł Hofman wydawał mi się cyborgiem, sztucznym wirtualnym bytem, stworzonym na użytek powtarzania słów o genialności swojego prezesa. Maska pokryta kremem, strój i samochód swoim wypasieniem wyznaczający pozycję wśród ważnych oficjeli, mowa jak z taśmy magnetofonowej; wszystko świadczyło o tym, że jest to model doskonały z renomowanego laboratorium. Zwykły człowiek przecież by się czasem spocił, zająknął, poplamił garniturek, rozkraczył samochodem na drodze. Doskonałość jest cechą cyborgów, a poseł niewątpliwie był doskonały. A tu nagle pstryk, maska spadła, „piąteczek”, bańka, pecik i gadka – szmatka, taka jaką wysłuchują małolaty na dyskotece w „Don Kichocie.
Doświadczenie to powinno nas uwrażliwić. Trzeba sobie co jakiś czas powtarzać dla przypomnienia: poseł, a nawet minister, jest człowiekiem. Nie tylko wygląda czasem jak człowiek, ale jest istotą ludzką: myśli, czuje, bawi się albo wzrusza, prawie tak jak każdy z nas. Byłoby obłudą z mojej strony, gdybym z tego wysnuwał wniosek zgodny z hymnem Unii Europejskiej (wszyscy ludzie będą braćmi); bratać albo siostrzyć to się mogę z wybranymi. Ale jedno sobie powiedzmy: traktujmy ich jak ludzi, a każdy człowiek zbudowany jest z wielu wad i kilku zalet.
Sprowadza się to do prostego przełożenia: oceniajmy ich przez owoce ich pracy. To jacy są prywatni to ich prywatna sprawa. Oczywiście są w tym pewne granice: jeśli ktoś bije żonę, okłamuje przyjaciół lub robi rzeczy równie, a nawet bardziej odrażające, jak najbardziej to należy piętnować zarówno u posła jak i u kolejarza. Nawet bardziej u posła, bo ranga zobowiązuje. Ale podniecanie się, że wścibski dziennikarz upolował polityka po pracy, w stanie lekko zmieszanym lub w dziurawych skarpetkach, jest czymś żenującym. Zasada „żyj i pozwól żyć innym” dotyczy każdej ludzkiej istoty, w tym polityków.
Możecie mi natychmiast odpowiedzieć, że tak, owszem, ale nie do końca… Praca polityka nie jest normowana godzinami, płacimy za to by nas godnie reprezentował. W dodatku ten polityk, chcąc być przez nas wybranym chwali się jakim jest porządnym człowiekiem, na afiszach pokazuje się z żoną a nie kochanką, sam najgłośniej potępia wszelkie nieobyczajności… Więc takie przyłapanie jest w interesie ogółu, bo ułatwia eliminowanie kłamstwa i pruderyjności. Zgodził bym się z takim argumentem pod warunkiem „biblijnym”: kto bez grzechu niech kamieniem ciśnie. W istocie człowieczeństwa leży prezentowanie siebie jako lepszego niż się jest. Prawie każdy widząc swoją twarz w lustrze, dziękuje naturze, że stworzyła go takim wspaniałym, pięknym i mądrym. Nie wielu, w takiej sytuacji, nie będąc na kacu, wzdychać będzie: „łoj, jaka ze mnie żałosna świnia”.
No tak, ale politycy sami się odsłaniają zachowując jak celebryci? Fakt. I to jest problem jak z lepperowskiej klasyki „czy można zgwałcić prostytutkę..”. Jak ktoś mówi „nie”, to znaczy „nie”; prostytutka, celebryta, polityk, każdy ma takie samo prawo powiedzieć „nie” by chronić prywatność. Tego się trzymajmy, by nie spaść na poziom mrówek.