Wyobraźmy sobie, że w jakimś Brunświku, na burszoniadzie, niemiecki tłum bawi przy muzyce disco-dojcze. Z sentymentem kiwa się przy wdzięcznych słowach: „alles Deutsche sind einen Familien…”. Potem gra, prześmiewszy zespół „Heili Heilo”, parodiujący popularną wśród gastarbeiterów modę na disco-polo.
Ustylizowany na pijanego Mazura wokalista żartobliwie dowodzi, że trzeba zabić dziecko (w oryginale: wyskrobać), bo wyrośnie z niego Polak. A przecież nikt tak nie kradnie samochodów jak Polak znad Wisły. I nic nie śmierdzi bardziej niż polska skarpetka. Tłum ryczy z radości, skandując „fucking Pole”.
I co Wy na to, drodzy Czytelnicy? Czujecie pewien dyskomfort? Może część z Was, zwłaszcza ta starsza, prócz dyskomfortu odczuwa pewną obawę. Już raz Niemcy, ze względów estetycznych, zwalczając „brudnych nosicieli tyfusu”, doprowadzili do nieszczęścia tragedii ludobójstwa. Ma prawo nas boleć taki obrazek.
Ale co wtedy, gdy zmieniamy miejsce i słowa? Jeżeli to na polskiej, a nie niemieckiej żakinadzie, ktoś żartuje, że trzeba zabić dziecko, bo z niego wyrośnie Cygan. To nas nie boli? Bo Cyganów można mordować?
Dajcie spokój. Są pewne granice, po ich przekroczeniu żart staje się popisem chamstwa. Nie można tu bekać z aprobatą, lecz z protestem należy grajków wybuczeć.
A teraz drugi temat. Pobito urzędnika. Na forach internetowych zakwitły głosy nienawistników, w brzmieniu „dobrze mu tak”.
Urzędnika, policjanta i listonosza przynoszącego wezwanie do sądu z zasady się nie lubi. Tak jest, bo gorset prawa często uwiera, więc trudno lubić stróży prawa. Nie wnikając w ostatni przykry wypadek, radzę spokojnie rozważyć inną sytuację. Najbardziej nielubianym urzędnikiem jest komornik sądowy. Czujemy czasem satysfakcję, gdy opór społeczny uniemożliwia komornikowi eksmisję rodziny z zadłużonego mieszkania. Tylko, że ten „janosikowizm” ma także drugą stronę. Czy nie jest skrzywdzonym, ktoś kto pożyczył swoje oszczędności i nie może wyegzekwować zwrotu?
W zwykłym życiu rzadko zdarzają się sytuacje oczywiste: czarno-białe. Dlatego ludzkość w swoim rozwoju cywilizacyjnym stworzyła prawa, sądy i egzekwujących wyroki funkcjonariuszy. Jeżeli z niechęci do urzędnika zablokujemy mu możliwość egzekwowania prawomocnego wyroku, to co w zamian, jaka magma wypełni próżnię. Odpowiedź jest prosta: sąd zastąpi lokalny „ojciec chrzestny”, a wyrok jego egzekwować będzie bandyta. Mafia rodzi się i funkcjonuje tam, gdzie zanika skuteczność państwa.
Czy chcemy żyć w mieście, gdzie o sprawiedliwości decyduje siła pięści i twardość gaz-rurki? Czy zastraszany bezkarną przemocą urzędnik może być bezstronny? Czy państwo, gdzie rządzi prywatna przemoc, jest jeszcze państwem czy tylko jego podróbką?
Zastanówmy się czasem nad sobą, nad swymi czynami i słowami. Świat, w którym ludzie nienawidzą ludzi, nie jest moim światem. Jesteśmy z jednego miasta, ale jeśli chodzi o nienawistników, nie poczuwam się do wspólnego rodowodu, nie od tej samej małpy pochodzimy.
1 Komentarz
Zgodnie z naturalną cyklicznością w przyrodzie, tak jakby ostatnio uaktywniły się, excusez le mote, kurwy i kurwiarze polskiego show biznesu. Bracia Figo Fagot – Piotr Połać i Bartosz Walaszek – sami o sobie mówią w wywiadzie „prostytuujemy się jak każdy, kto robi coś za pieniądze” i uważają, że niczym w tej motywacji do „roboty” nie różnią się od glazurnika…
Pozostaje wielogłos w ocenie tego „zjawiska”. Dla jednych BFF to „disco polo dla yntelygenta” albo “zły smak kontrolowany”, dla drugich – „hipsterski rasizm” – śpiewają niby żartem, dla trzecich – „ulubieńcy kosmopolitycznej, wielkomiejskiej publiczności”, dla innych twórczość zespołu jest „zbereźna, lubieżna, wulgarna i rasistowska”, a dla jeszcze innych BFF „balansuje na granicy kompletnej tandety”. Dla „socjologizujących” ta reakcja – tłumy wielbicieli – na działalność Braci Figo Fagot bierze się z „silnej potrzeby utożsamienia się à rebours, wzięcia udziału w obśmiewaniu konwencji”. Pytają oni czy „BFF tworzą alternatywną rzeczywistość, w którą każdy raźnie może wejść i rozładować własne frustracje, czy to „zbawienne działanie przemyślanego projektu „artystycznego” czy skalkulowane na zyski działanie?” BFF śpiewają: Baby trzeba pilnować / albo się nie denerwować… Chłopu trzeba dawać / albo się nie dziwić.
No i mamy problem – my to znaczy ci, dla których wolność bez odpowiedzialności to dzicz.
Znowu nie radzimy sobie z demokracją. Ale żeby od razu cenzurować – to kwestia smaku…
A na koniec fragment tej „produkcji” BFF:
„Wóda zryje banie”
Klub, noc, nocny czar/
Pod pachami adidas/
Podchodzę do baru wódę lać./
Stop! /
Kurwa mać!/
Czy barmana pojebało?/
Za lornetę jak za 0,5/
Dych się poszło jebać/
Bramka, szatnia, bar i słyszę:/
-Typie goń się!/
Wolna świnia/
Wódka w dłonie i podbijam/
– Walniesz drinka?/
– A co, stawiasz?/
Postawiłem./
To jest wóda!/
Wóda zryje banię/
Uderzymy w taniec/
Potem do kabiny/
Takie życie świni/
Nie płacz chłopie – zwykła sprawa,/
Że ci świnia nie dała/
Mało który chłop zalicza/
Po to są burdele/
Stop!/
Teraz węgorz/
Patrzcie świnie – król parkietu/
Ręka jak złamana/
Nakurwiam węgorza/
Na na na na na na/
– Dobra starczy! /
– Słucham?/
– Starczy! Dawaj mała do kabiny/
– Co? Nie słyszę?/
Ta, “nie słyszę”./
Idę walić driny/
Wóda ryje banię/
Nowe świniobranie/
A w portfelu bieda/
Max na dwa podejścia/
Nie płacz chłopie – zwykła sprawa,/
Że ci świnia nie dała/
Mało który chłop zalicza/
Po to są burdele/
Teraz po wódzie wszystko mi jedno/
Podchodzę do świni najgrubszej w klubie/
Wyciągam Chrobrego, zamawiam modżajto/
Na hejnał walimy, prowadzę do kabiny/
Wóda zryła banie/
Boże, Chryste Panie/
Ale lepsza maciora w kabinie/
Niż opłacać drinom świnie/
Nie płacz chłopie – zwykła sprawa,/
Że ci świnia nie dała/
Mało który chłop zalicza/
Po to są burdele/
Stop!
Zgodnie z naturalną cyklicznością w przyrodzie, tak jakby ostatnio uaktywniły się, excusez le mote, kurwy i kurwiarze polskiego show biznesu. Bracia Figo Fagot – Piotr Połać i Bartosz Walaszek – sami o sobie mówią w wywiadzie „prostytuujemy się jak każdy, kto robi coś za pieniądze” i uważają, że niczym w tej motywacji do „roboty” nie różnią się od glazurnika…
Pozostaje wielogłos w ocenie tego „zjawiska”. Dla jednych BFF to „disco polo dla yntelygenta” albo “zły smak kontrolowany”, dla drugich – „hipsterski rasizm” – śpiewają niby żartem, dla trzecich – „ulubieńcy kosmopolitycznej, wielkomiejskiej publiczności”, dla innych twórczość zespołu jest „zbereźna, lubieżna, wulgarna i rasistowska”, a dla jeszcze innych BFF „balansuje na granicy kompletnej tandety”. Dla „socjologizujących” ta reakcja – tłumy wielbicieli – na działalność Braci Figo Fagot bierze się z „silnej potrzeby utożsamienia się à rebours, wzięcia udziału w obśmiewaniu konwencji”. Pytają oni czy „BFF tworzą alternatywną rzeczywistość, w którą każdy raźnie może wejść i rozładować własne frustracje, czy to „zbawienne działanie przemyślanego projektu „artystycznego” czy skalkulowane na zyski działanie?” BFF śpiewają: Baby trzeba pilnować / albo się nie denerwować… Chłopu trzeba dawać / albo się nie dziwić.
No i mamy problem – my to znaczy ci, dla których wolność bez odpowiedzialności to dzicz.
Znowu nie radzimy sobie z demokracją. Ale żeby od razu cenzurować – to kwestia smaku…
A na koniec fragment tej „produkcji” BFF:
„Wóda zryje banie”
Klub, noc, nocny czar/
Pod pachami adidas/
Podchodzę do baru wódę lać./
Stop! /
Kurwa mać!/
Czy barmana pojebało?/
Za lornetę jak za 0,5/
Dych się poszło jebać/
Bramka, szatnia, bar i słyszę:/
-Typie goń się!/
Wolna świnia/
Wódka w dłonie i podbijam/
– Walniesz drinka?/
– A co, stawiasz?/
Postawiłem./
To jest wóda!/
Wóda zryje banię/
Uderzymy w taniec/
Potem do kabiny/
Takie życie świni/
Nie płacz chłopie – zwykła sprawa,/
Że ci świnia nie dała/
Mało który chłop zalicza/
Po to są burdele/
Stop!/
Teraz węgorz/
Patrzcie świnie – król parkietu/
Ręka jak złamana/
Nakurwiam węgorza/
Na na na na na na/
– Dobra starczy! /
– Słucham?/
– Starczy! Dawaj mała do kabiny/
– Co? Nie słyszę?/
Ta, “nie słyszę”./
Idę walić driny/
Wóda ryje banię/
Nowe świniobranie/
A w portfelu bieda/
Max na dwa podejścia/
Nie płacz chłopie – zwykła sprawa,/
Że ci świnia nie dała/
Mało który chłop zalicza/
Po to są burdele/
Teraz po wódzie wszystko mi jedno/
Podchodzę do świni najgrubszej w klubie/
Wyciągam Chrobrego, zamawiam modżajto/
Na hejnał walimy, prowadzę do kabiny/
Wóda zryła banie/
Boże, Chryste Panie/
Ale lepsza maciora w kabinie/
Niż opłacać drinom świnie/
Nie płacz chłopie – zwykła sprawa,/
Że ci świnia nie dała/
Mało który chłop zalicza/
Po to są burdele/
Stop!