Media, ujawniły fragment anonimowego donosu do prokuratury, zawierającego opowieść o doli trupa znalezionego 29 grudnia zeszłego roku pod schodami Komendy Policji. Otóż, według anonima, trup trafił tam opijając się ruskim spirytusem, gdy negocjował z policjantami „Jedynki” kwestie przyznania się do niepopełnionych przestępstw.
Anonim nie jest dowodem, wątpliwe jest czy prokuratura ustali prawdę. Jeszcze bardziej wątpliwe jest, czy komuś na prawdzie specjalnie zależy. Trup był obcym menelem, kogo więc jego los obchodzi. Policjanci to mili faceci, nasi chłopcy, broniący naszego bezpieczeństwa. Może czasem przeginają pałę, ale nie czepiajmy się drobiazgów. Może się pan nieboszczyk opił, może nie, może pił z policją, albo i nie pił… Równie dobrze mógł trafić pod policyjne schody metodą teleportacji.
Rzecz w tym, że nasze zaufanie do danej instytucji nie powinno się opierać tylko na intuicyjnej wierze. Mogę być przekonany, że zdecydowana większość funkcjonariuszy to ludzie uczciwi, ciężko pracujący na rzecz dobra ogólnego. Ale czy mamy możliwość sprawdzenia tego przekonania? W przypadku policji, prokuratury i wielu innych służb scentralizowanych przyjęto sowieckie założenie: to służby mają kontrolować społeczeństwo, nigdy odwrotnie. Policja sama się kontroluje, podobnie jak znany baron Munnhausen sam się za włosy z bagna wyciągnął.
Gdy instytucja się sama kontroluje, to ta czynność ma charakter proceduralno – statystyczny. A więc, po pierwsze, czy wszelkie czynności zostały odpowiednio odnotowane w stosownych papierkach, a owe papierki potwierdzają stosowanie ustalonych przez „górę procedur”? Problem trudny, bo życie nie pasuje do papierków, a policjant ma do czynienia z materią aż nadmiernie żywą (lub niepotrzebnie martwą). Skoro jednak kontrola przebrnie przez ten punkt pierwszy, to istotny staje się punkt drugi: statystyka. Poszedł na patrol: musi przynieść określoną ilość nałożonych mandatów, zdarzyło się przestępstwo, trzeba się martwić o statystykę wykrywalności. Jak się martwią, wiele osób doświadczyło. Po pierwsze trzeba udowodnić ofierze, że to co jej się przydarzyło nie jest przestępstwem. Mąż pobił, wytrzeźwieje to przestanie; radio ukradli z samochodu, aj,tam aj, tam – kup se pan nowe… włamali się do piwnicy, panie kto dziś coś cennego w piwnicy trzyma. Jeżeli już nie da się spławić ofiary, warto zadbać, by zgłoszona szkoda była oszacowana odpowiednio nisko. Jeśli złodziej w 5 sklepach w jeden dzień ukradnie towar po 100 zł w każdym, to nie jest przestępstwo kradzieży 500 zł, lecz 5 drobnych wykroczeń. Złodziej o tym wie, policjant tym bardziej. Rozliczenie ze statystyki wykrywania wykroczeń jest zupełnie inne niż pilnowanie statystyki wykrywania przestępstw.
Jeżeli tak się dzieje, z przyczyn troski o statystykę, łatwo dośpiewać sobie dalszy ciąg. Skoro już nas zmuszono do przyjęcia zgłoszenia przestępstwa, spróbujmy komuś przypisać sprawstwo, by statystyka grała. W końcu złodziej, który ukradł cztery razy, może się przyznać do piątej kradzieży; wyroku mu to specjalnie nie zmieni. Siedzi się tak samo za kradzież 1000 zł, jak i za 10 000 zł, więc co za problem. Ty mi poprawisz statystykę, ja ci dobrą opinie wystawię i fajki będę podsyłać.
Tak było, tak być może jest. Nie wiemy tego, dopóki nie mamy narzędzi społecznej kontroli nad działaniami policji.
Lecz jak to mówi staropolskie przysłowie: nie ma trupa, nie ma sprawy. Gorzej, gdy trup się ujawnia w miejscu niespodziewanym.