Proszę państwa, a zwłaszcza państwa młodych, którzy zamiast z życia czerpią swoje wiadomości z różnych uczelni, co wy mnie tu mówicie o innowacyjności? Kiedyś to była innowacyjność, a teraz to tylko „inno” zostało.
Był w Częstochowy taki zacny człowiek, Izaak Goldberg, który od 1898 r. prowadził wytwórnie zegarów ściennych i kieszonkowych. Pan Golderg nie musiał pracować, jeśli to robił, to dlatego, że lubił. Lubił także grać w szachy, a czynił to znakomicie, tocząc po kawiarniach zawzięte boje z miejscowym mistrzem Błaszczyńskim. Pan Golderg nie musiał pracować, bo sprzedał kilka patentów szwajcarskim producentom zegarków i z tego, dzięki Bogu, spokojnie mu starczało na dobre życie. Myślicie sobie: jakaś bajka. Wszak Częstochowa była sto lat temu miastem bez kanalizacji i wyższych uczelni; a Szwajcaria tak jak i dziś wyznaczała górny poziom technologii zegarmistrzostwa. Ale to nie bajka, to fakt.
Innowacyjność nie bierze się z zadekretowania, z programów unijnych, z ministerstwa czy agencji rządowych. Innowacyjność to pochodna grzechu pierworodnego; od wygnania z raju człowiek musiał główkować, jak przeżyć i jak utrzymać rodzinę. Przedsiębiorczość opiera się na innowacyjności, rozwijając własny biznes musimy myśleć, jak produkować taniej rzeczy o wyższej jakości, by w ten sposób wygrać z konkurencją. Dlatego wszędzie tam, gdzie wolny rynek zastępowany był łapą biurokraty (monopolem państwa) innowacyjność gasła jak niepodlewana róża. Rynek był też sprawiedliwym weryfikatorem; nie badał, czy dana technologia spełnia definicje innowacyjności, lecz nagradzał rzeczywiste, pozytywne efekty wdrożenia. Innowacyjność napędzana była zbożnym dążeniem do możliwie największego zysku. Tak to działało w XIX w. i tak to działa w XXI w. Nikt i nic nie zmieni teorii Josefa Schumpetera, że zysk przedsiębiorcy jest nagrodą za innowacyjność.
Teoria i praktyka to jedno; polityka Unii Europejskiej to drugie. Misją biurokracji brukselskiej jest takie mieszanie, by mieć stałe zajęcie. Biurokracja w połączeniu z polityką (a raczej odwrotnie: polityka posiłkująca się biurokracją) musi coś regulować i redystrybuować. Logicznym dla niej jest, że trzeba odpowiednimi przepisami uregulować co jest, a co nie jest innowacyjnością. Następnie przydatne jest zabrać część zysku przedsiębiorcom (część nagrody za innowacyjność), by dać innym (tym, którzy spełniają definicje innowacyjności). Innymi słowu, jak w socjalizmie: nie chodzi o to, by produkować dobrze i tanio, ale o to, by to czynić zgodnie z planem. Taki socjalizm dawno zbankrutował; podobny będzie los unijnej modernizacji. Kto uważa, że da się dyrektywami walczyć z naturą, niech się najpierw zmierzy w zapasach z niedźwiedziem.
Sto lat temu zacny Goldberg żył sobie ze sprzedanych do Szwajcarii patentów. Dziś miasto produkujące blisko 5 tys. magistrów rocznie, nie ma ani jednego takiego Goldberga. Czy tylko Hitler jest temu winny?
1 Komentarz
Biurokracja brukselska biurokracja brukselską i jest daleko, i często, na użytek niewiarygodnego alibi – to nie my, to oni „kazali”, demonizowana.. A co z naszą częstochowską biurokracją, polską – słabo kumatą, ale doskonale żerującą na publicznej kasie, częstochowską biurokracją?
Czy Izaakowi Goldbergowi i innym utalentowanym i przedsiębiorczym obywatelom Częstochowy potrzebna była Agencja Rozwoju Regionalnego czy – pożal się boże – częstochowski Park Przemysłowo-Technologiczny? Typowe biurokratyczne pasożyty żerujące na publicznej kasie – przechowalnie i koryta dla „partyjnie” zasłużonych towarzyszy.
Czytam, że w tworzonym, czy już utworzonym Centrum Transferu Technologii w PP-T „mają być dostępne” m.in.: • usługi Decision Support System (obejmująca wykonywanie analiz poza technologicznych, barier transferu i wdrażania technologii w zakresie aspektów środowiskowych, ekonomicznych, prawnych i instytucjonalnych, analiz CBA i LCA) oraz • usługi wynajmu powierzchni dla innowacyjnych firm z sektora MŚP… Izaak G. zapewne by się uśmiał. Słowem „dostępność” rośnie za publiczna kasę a patentów nie przybywa, a lokalna gospodarka częstochowska jak była „innowacyjna”, taka jest… no i te „jurajskie produkty roku”… No i te częstochowskie „kuźnie” zarządzania w PCz i AJD. Tak trzymać i „jakoś” będzie.
Biurokracja brukselska biurokracja brukselską i jest daleko, i często, na użytek niewiarygodnego alibi – to nie my, to oni „kazali”, demonizowana.. A co z naszą częstochowską biurokracją, polską – słabo kumatą, ale doskonale żerującą na publicznej kasie, częstochowską biurokracją?
Czy Izaakowi Goldbergowi i innym utalentowanym i przedsiębiorczym obywatelom Częstochowy potrzebna była Agencja Rozwoju Regionalnego czy – pożal się boże – częstochowski Park Przemysłowo-Technologiczny? Typowe biurokratyczne pasożyty żerujące na publicznej kasie – przechowalnie i koryta dla „partyjnie” zasłużonych towarzyszy.
Czytam, że w tworzonym, czy już utworzonym Centrum Transferu Technologii w PP-T „mają być dostępne” m.in.: • usługi Decision Support System (obejmująca wykonywanie analiz poza technologicznych, barier transferu i wdrażania technologii w zakresie aspektów środowiskowych, ekonomicznych, prawnych i instytucjonalnych, analiz CBA i LCA) oraz • usługi wynajmu powierzchni dla innowacyjnych firm z sektora MŚP… Izaak G. zapewne by się uśmiał. Słowem „dostępność” rośnie za publiczna kasę a patentów nie przybywa, a lokalna gospodarka częstochowska jak była „innowacyjna”, taka jest… no i te „jurajskie produkty roku”… No i te częstochowskie „kuźnie” zarządzania w PCz i AJD. Tak trzymać i „jakoś” będzie.