Radni w Lublińcu wykryli i ujawnili poważne nadużycie władzy samorządowej. Władza nie ucierpiała, za to przeciw radnym wytoczono armaty oskarżeń, zniesławień, sankcji administracyjnych. Stali się ofiarami sterowanej nagonki, przez dziesięć lat walczyli o swoje dobre imię.
Lubliniec jest pięknym miastem kojarzącym się ze śląskimi cnotami: uczciwością, pracowitością, rzetelnością, gospodarnością. Niestety, tak jak wszędzie, pod fasadą dobra znaleźć można ciemne plamy. I tak jak w wielu innych miastach jest „elita”, której ruszyć nie można. Kto ruszy, tego „zmieciem”, tego się wszystkimi środkami będzie niszczyło… Józef Masoń, Jan Springwald, Marek Karpe, Andrzej Pawełczyk i Gerard Burek ośmielili się wychylić.
Rodzinna oczyszczalnia
W drugiej kadencji Rady Miasta (1994-1998) burmistrzem wybrano Józefa Widucha, byłego dyrektora WZIR (państwowej firmy budującej infrastrukturę na obszarach wiejskich). Burmistrz uchodził za wzór dobrego gospodarza; przybywały nowe drogi, telefonizowano miasto, zmodernizowano rynek. Był na tyle dobrym gospodarzem, że rada kolejnej kadencji zdecydowała o ponownym wyborze – w sumie rządził Lublińcem od 1994 do 2000 r. Burmistrz miał lewicowy rodowód, rada w większości była prawicowa, ale w imię dobra miasta współpracowano.
Problem zrodził się, gdy burmistrz z pominięciem zarządu miasta i rady, a także z pominięciem procedury przetargowej, wybrał technologię modernizacji komunalnej oczyszczalni ścieków. Technologia była amerykańska (tzw system Lemna), nie sprawdzona w naszych warunkach klimatycznych.
Tak się złożyło, że tę technologię wdrażała firma Hydro-Lemna, kierowana przez syna burmistrza. Wybór miał charakter rodzinny: miasto oprócz burmistrza reprezentował także drugi syn (dyrektor zakładu gospodarki komunalnej, przyszłego eksploatora oczyszczalni) oraz szwagier syna burmistrza Wojciech G (wówczas wiceburmistrz). W takim rodzinnym gronie wybrano ofertę syna burmistrza.
Prawo nie wymagało wówczas przestrzegania procedury przetargowej. Rodzinny układ można było najwyżej nazwać nagannym. Wszystko byłoby dobrze, gdyby było dobrze. Niestety, technologia nie sprawdziła się w warunkach polskich. Wydano 5, 2 mln zł po to by otrzymać efekt ekologiczny gorszy niż przed modernizacją. Przed modernizacją Lubliniec płacił rocznie 4 tys. zł kar z tytułu zanieczyszczania środowiska przez przestarzałą oczyszczalnię. Po modernizacji kary wzrosły do 800 tys zł. W 2004 r miasto musiało wydać 850 tys. zł, na kolejną modernizację wprowadzającą sprawdzoną polską technologię. W sumie modernizacja oczyszczalni przyniosła straty sięgające 10 mln zł.
Sprawa oczyszczalni ujawniona została w 1999 r przez Józefa Masłonia. Po przeprowadzeniu wstępnej kontroli członkowie zarządu: Jan Springwald, Marek Karpe, Andrzej Pawełczyk złożyli doniesienie do prokuratury.
Prokuratura po kilku latach prowadzenia śledztwa umorzyła postępowanie.
Kontr- doniesienie
Burmistrz Widuch poniósł odpowiedzialność polityczną – został odwołany ze stanowiska. Wkrótce potem radni z SLD skierowali inne doniesienie do prokuratury. Skarga dotyczyła niegospodarności, zarząd miasta miał sprzedać znacznie poniżej wartości rynkowej nieruchomość w centrum Lublińca.
W 1999 r Rada Miasta upoważniła zarząd do sprzedaży gruntu przy kościele św. Krzyża. Teren w części był parkingiem zbudowanym ze starej trylinki, w części „dzikim” wysypiskiem śmieci. Zagospodarowanie było więc wymogiem chwili. Burmistrz, co można było zauważyć w przypadku opisanej oczyszczalni, decyzje lubił podejmować samodzielnie. Nie informował zarządu, że ktokolwiek interesował się działką. Zlecona została wycena, wg biegłego rzeczoznawcy
teren wart był 503 tys. zł. Zarząd wyraził zgodę na sprzedaż za cenę dwukrotnie wyższą od operatu, uzyskano dla miasta 1 mln zł. Sprzedaży dokonano w drodze otwartego przetargu.
Pół roku później nabywca, pan Ryszard B, sprzedał nieruchomość za 3 miliony firmie „Aral” pod budowę stacji benzynowej. Pan B. taniej kupił, drożej sprzedał. W takich wypadkach opinia publiczna zwykle podejrzewa przekręt.
Na tej podstawie radni SLD złożyli doniesienie do prokuratury. Burmistrz Józef Widuch był już odwołany. Ostrze doniesienia uderzało więc w aktywnych, nadal w zarządzie miasta, działaczy samorządowych. Po śmierci Józefa Widucha zarzuty kierowano tylko w tych działaczy. Złożony przez prokuraturę akt oskarżenia brzmiał poważnie. Oskarżono Andrzeja Pawełczyka, Marka Karpe, Gerarda Burka i Jana Springwalda, że „w okresie od 26 sierpnia 1999 do 10 kwietnia 2000 r w Lublińcu działając w krótkich odstępach czasu w wykonaniu z góry powziętego zamiaru jako członkowie Zarządu Miasta Lubliniec, (…) wyrządzili Miastu Lubliniec szkodę majątkową w wielkich rozmiarach w wysokości 1 974 300 zł”.
A więc osoby, które wykryły niegospodarność przy modernizacji oczyszczalni ścieków, same zostały oskarżone o niegospodarność. O ile w przypadku oczyszczalni media, szanując dorobek Józefa Widucha, zachowały oszczędny umiar w słowach, tak w przypadku tych radnych umiaru brakło. Dziennik Zachodni, lokalna „Gazeta Wyborcza, telewizja Polsat (program „Interwencje”) epatowały odbiorców informacjami o dużej aferze. Świadczą o tym tytuły: „Przekręt z dystrybutora”, „Nadużycie na działkach”, „Straciła gmina”, „Zarząd przed sądem”, „Nie pilnowali”, „Złamali prawo”, „Wreszcie oskarżeni”… Był to medialny lincz, popełniony z inspiracji prokuratury.
Wymienione media do dziś nie wspomniały o zakończeniu sprawy.
Informujemy zatem, że Sąd Rejonowy w Częstochowie wyrokiem z 4 czerwca 2009 r, a następnie w II instancji Sąd Okręgowy w Częstochowie wyrokiem z 5 lutego 2010 r uznał wymienionych w akcie oskarżenia za niewinnych zarzucanych im czynów. W uzasadnieniu czytamy: „…oskarżeni nie wyczerpali znamion omawianego przestępstwa, ani w typie kwalifikowanym, ani też w podstawowym, gdyż nie wyrządzili Miastu Lubliniec szkody w wielkich rozmiarach, ani nawet najmniejszej szkody. Stwierdzić należy, że oskarżeni Andrzej Pawełczyk, Gerard Burek, Jan Springwald i Marek Karpe ciążące na nich obowiązki wypełniali uczciwie, sumiennie, w trosce o dobro Miasta, w którego sprawy byli wyjątkowo zaangażowani i w żaden sposób nie nadużyli swoich uprawnień. Zajmując się sprawami majątkowymi Miasta sprzedali teren (…) za cenę dla Miasta korzystną, prawie dwukrotnie wyższą, niż wynikało z operatu szacunkowego, pod inwestycję zgodną z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego…”
Dziesięć lat trwało nim radni odzyskali wyrokiem sądu swoje dobre imię. Szkoda tylko, że koledzy dziennikarze, którzy tak pochopnie rzucanymi w tekstach oskarżeniami im to dobre imię odebrali, teraz nie opublikowali nawet krótkiej notatki o wyroku sądu.
Wdeptać w ziemię
Sprawa oczyszczalni ścieków (podejrzenie o niegospodarność kosztującą Lubliniec 10 mln zł) została umorzona w 2002 r. Sprawa niegospodarności przy sprzedaży działki stała się przedmiotem aktu oskarżenia i procesu sądowego. Czy w pierwszej ze spraw prokurator miał tak słabe dowody, czy może przy drugiej tak mocne? Pierwsza ze spraw nie przeszkodziła w kontynuowaniu kariery przez podejrzanych o niegospodarność. Jeden z odpowiedzialnych za błędne decyzje został starostą, a obecnie pracownikiem NIK. Drugiego wybrano radnym. Media w ich przypadku zachowały przyzwoitą wstrzemięźliwość.
O potraktowaniu oskarżonych w drugiej sprawie świadczą inne historie.
Ojca Marka Karpe w 2006 r. publicznie na forum nazwano „utrwalaczem władzy ludowej, donosicielem i sympatykiem nazizmu…”. Słowami znieważono człowieka, któremu mieszkańcy Lublińca powinni postawić pomnik. Józef Karpe jako 16 – letni chłopak walczył w III Powstaniu Śląskim, oznaczono go za to Krzyżem Walecznym i Gwiazdą Śląska. We wrześniu 1939 r jako sierżant 74 pp walczył z Niemcami. Po rozbiciu Górnośląskiego Pułku Piechoty zorganizował oddział ZWZ, a następnie Armii Krajowej, którym dowodził do 1945 r. Po wojnie aresztowany, rok przebywał w stalinowskim więzieniu. Zmarł w 1979 r. Nazwanie takiego człowieka „donosicielem i sympatykiem nazizmu” było podłością. Niestety Sąd uznał, że w świetle art 212 kk nie jest przestępstwem pomówienie osoby nieżyjącej; czyn ten ma niską szkodliwość społeczną.
Pozostaje mieć nadzieję, że wyrok ten nie stanowi precedensu; strach pomyśleć o poziomie publicznej dyskusji, jeśli bezkarnie można znieważać zmarłych bohaterów.
W 2006 r, tuż przed wyborami samorządowymi wojewoda śląski decyzją administracyjną odwołał z Rady Miasta Marka Karpego, Romana Marciniaka i Jana Springwalda. Wg wojewody podstawą było pełnienie przez radnych funkcji zarządu klubu „Sparta”, a klub ten pozyskiwał środki z Miasta.
Inspiratorem tej decyzji wojewody był poseł „Samoobrony” z Lublińca Andrzej Grzesik. Pan poseł złożył dodatkowo w tej sprawie doniesienie do prokuratury zarzucając radnym: „fałszywe podawanie się za funkcjonariuszy publicznych, działanie na szkodę interesu publicznego, wyłudzenie znacznej kwoty z tytułu nienależnych diet, podanie nieprawdy w oświadczeniach majątkowych”. Sprawa znów stała się przedmiotem prasowego rozgłosu. Po pewnym czasie ten sam poseł przyznał publicznie – „Dziennik Zachodni” w artykule: „Poseł się zbłaźnił”- , że stał się „instrumentem w czyichś rękach. Osoby, które nakłoniły mnie do podjęcia tej kwestii, mocno sprawę przerysowały”. Prokuratura umarzając postępowanie zauważyła, że „radni Karpe, Marciniak, Springwald nie zarządzali działalnością „Sparty”, nie podpisywali żadnych umów, ich zajmowanie się sprawami finansowymi polegało jedynie na pozyskiwaniu sponsorów, ze swojej działalności nie osiągnęli żadnego dochodu, wręcz przeciwnie ponieśli straty płacąc wysokie składki i darowizny na rzecz LKS „Sparta”. Innymi słowy ukarano odebraniem mandatu radnych ludzi, którzy na własny koszt, własną pracą i własnym pieniędzmi chcieli uratować lubliniecki klub sportowy.
W tym samym czasie, w 2006 r., Roman Marciniak, został odwołany z funkcji dyrektora Domu Pomocy Społecznej. Nowa pani dyrektor bez szczególnego uzasadnienia zdecydowała o zwolnieniu Marciniaka oraz radnego Marka Karpe z pracy w tej placówce. Złożone przez zwolnionych sprawy odwoławcze zostały wygrane, sąd przywrócił zwolnionych do pracy. Nie oznaczało to jednak zakończenia prób pozbawiania pracy. Prokurator z urzędu założył sprawę karną przeciw Marciniakowi o pomówienie nowej dyrektor DPS. Sprawa ta zakończyła się uniewinnieniem oskarżonego. Prokuratura podjęła więc nowe dochodzenie, oskarżając Marciniaka o niegospodarność. Tym słowem określono decyzję o podłączeniu DPS do sieci c.o. Proces w tej sprawie toczy się przed sądem w Lublińcu; zauważyć tu jednak można , że prokurator, mimo poważnego zaangażowania, nie potrafił wskazać w akcie oskarżenia nawet cienia dowodu materialnego zysku byłego dyrektora, związanego z decyzją o uciepłownieniu placówki. Wątpliwości budzi także wyliczona przez prokuraturę analiza korzyści i strat związanych z tą decyzją.
W kręgu znajomych
Lubliniec nie jest dużym miastem, tu ludzie nie są anonimowi. Trudno określić w jakim stopniu prywatne znajomości lublinieckich prokuratorów z rodziną i przyjaciółmi ś.p. burmistrza Widucha, rzutowały na przebieg spraw. Podobnie trudno ustalić, czy przekazanie przez burmistrza Widucha nieodpłatnie na rzecz prokuratury budynku wartego 400 tys zł miało wpływ na postępowanie funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości.
Prokuratura jako służba zarządzana centralnie sama siebie kontroluje. Nikt z zewnątrz nie ocenia zależności kosztów i efektów prowadzonych postępowań. Rodzą się jednak pytania o sens:
pierwsze doniesienia w sprawie nieprawidłowości modernizacji oczyszczalni trafiły do prokuratury w 1998 r. Dopiero w 2000 r prokuratura rozpoczyna formalne postępowanie, łącząc tę sprawę w postępowaniem w sprawie niegospodarności przy sprzedaży nieruchomości. Dochodzenie w sprawie oczyszczalni praktycznie przerwano już w grudniu 2000 r, formalnie umorzono w marcu 2002 r. Dlaczego, mimo ujawnienia dowodów, że modernizacja naraziła Miasto Lubliniec, na straty w wysokości 10 mln zł, prokuratura „z góry” przyjęła założenia, że nie doszło tu do przestępstwa?
Zakończona uniewinnieniem sprawa niegospodarności przy sprzedaży gruntu trwała dziesięć lat. Jaki był koszt tego postępowania? Czy porażka prokuratury skutkowała odpowiedzialnością osób decydujących o prowadzeniu tej sprawy, czy przeciwnie osoby owe uzyskały premie lub awans za dobrze wykonywaną pracę?
Podobne pytanie dotyczy pozostałych postępowań. Ile kosztowały śledztwa prowadzone na polityczne zamówienie? Trudno godzić się z sytuacją, gdy prokuratura staje się narzędziem w niejasnej grze politycznej… Trudno też zgadzać się, by odpowiedzialni za wyrzucanie pieniędzy na niepotrzebne śledztwa zostają nagradzani awansem i premiami.
Pytania należy kierować pod adresem Prokuratora Generalnego. Innej formy kontroli nad tą instytucją już nie ma.
W tej sprawie nie jest to jednak rzecz najważniejsza.
Znam ludzi, przeciw którym prowadzona była nagonka. W 1989 zakładali lubliniecki Komitet Obywatelski, przez kolejne dwadzieścia lat uczciwie pracowali dla dobra lublinieckiej wspólnoty. Można zgadzać się lub nie z ich poglądami, ale nikt im nie może zarzucić uczynienie z polityki trampoliny własnego awansu materialnego. Z satysfakcją czytać można wyrok sądu potwierdzający, że Andrzej Pawełczyk, Gerard Burek, Jan Springwald i Marek Karpe ciążące na nich obowiązki wypełniali uczciwie, sumiennie, w trosce o dobro Miasta, w którego sprawy byli wyjątkowo zaangażowani i w żaden sposób nie nadużyli swoich uprawnień.
Czy ten wyrok łagodzi ból ran otrzymanych w trakcie dziesięcioletniej nagonki?
Przypominają się tu słowa św. Jadwigi. Gdy Jagiełło obiecał naprawić błędny swój wyrok zwracając wolność i majątki niesłusznie oskarżonym, święta nasza królowa zapytała: a kto im łzy wróci…