Ten artykuł mogą przeczytać wyłącznie osoby o mocnych nerwach, z uwagi wstrząsające i wręcz brutalne sceny, do których doszło w domu pani Anny z udziałem policji, kuratorów i psychologa.
Film z zajścia można obejrzeć na naszym profilu facebook
https://fb.watch/oOQj5d5397/
– Kuratorka spytała ojca „odbiera pan dziecko, czy nie” i wtedy on podszedł do nas i zaczął odrywać ode mnie córkę na siłę, wręcz wykręcał jej ręce, bo ona tak kurczowo się mnie trzymała. Mała krzyczała. Ja zaczęłam krzyczeć na niego, że robi jej krzywdę. Krzyczałam też do kuratorów, że tylko bezczynnie patrzą na przemoc wobec dziecka. Kuratorka w końcu powiedziała policjantom, żeby mnie przytrzymali, więc oni zaczęli mnie odciągać na siłę od córki, szarpać, więc ja zaczęłam krzyczeć na nich, córka też krzyczała, płakała, krzyczała też starsza córka, która broniła młodszej siostry. Moja mama była trzymana przez dwóch policjantów, żeby nie mogła pomóc najmłodszej wnuczce. To był jakiś koszmar co się tam działo – tak interwencję policji, kuratorów i psychologa relacjonuje matka 6-letniej Poli.
Pani Anna nie wyjechała do Francji w poszukiwaniu pracy. Jak sama przyznaje miała w Częstochowie mieszkanie, pracę, samochód i córkę z pierwszego małżeństwa, która wtedy miała niecałe 5 lat. Wyjechała, bo w głowie zawrócił jej Francuz, podobno „świetny pod każdym względem, prawie ideał”. Po zaledwie dwóch latach pobytu pani Anny i jej córki u partnera we Francji, bańka mydlana pękła, ale i sytuacja mocno się skomplikowała, bo okazało, że pani Anna jest w ciąży. Mimo narodzin dziecka relacje między partnerami pogarszały się z dnia na dzień, dochodziło do przemocy fizycznej i znęcania psychicznego nad panią Anną i jej córkami, więc w lipcu 2020 roku kobieta wróciła do Polski wraz ze starszą, już 11-letnią córką oraz 3-letnią Polą.
I się zaczęło… Pani Anna rozpoczęła batalie przez sądami w Polsce o pieczę i miejsce zamieszkania dla najmłodszej córki, i to samo czynił jej francuski partner przez sądami we Francji. Obie strony – w zależności w którym państwie składały pozwy – odbierały wyroki na swoją korzyść. Gdyby jednak pokusić się o porównanie pracy sądów francuskich do polskich, to nasze wypadają fatalnie. Dużo więcej uzyskał prawnie francuski ojciec niż matka Polka, mimo uporczywych pism i wznawiania wniosków, Sąd Polski wydał piecze tylko na czas trwania spraw. Pani Anna z matczynej bezsilności – zwróciła się o pomoc do Rzecznika Praw Dziecka, Ministerstwa Sprawiedliwości, Trybunału Praw Człowieka i wielu innych instytucji, nawet do lokalnych parlamentarzystów – bez efektu.
To prawda, sytuacja pani Anny jest mocno skomplikowana i nie dlatego, że dwoje dorosłych ludzi, posiadających dziecko postanowiło się rozstać. Kluczowe znaczenie ma szybkość decyzji, podejmowanych przez wymiar sprawiedliwości. Sąd francuski wydał wyrok – bez zbędnej zwłoki – o powrocie dziecka do Francji i jednocześnie przyznał opiekę naprzemienną.
Sąd polski, uznał co prawda miejsce zamieszkania dziecka każdorazowo przy matce, ale nie zdarzył rozstrzygnąć kwestii opieki nad dzieckiem, ponieważ obywatel Francji przyszedł do Wydziału
Rodzinnego sądu w Częstochowie na Żwirki i Wigury, „rzucił” prawomocny wyrok sądu francuskiego na stół sędziowski i zażądał jego wykonalności.
Ku zaskoczeniu pani Anny częstochowski wymiar sprawiedliwości zdecydował na korzyść obywatela Francji i nakazał przymusowe odebranie dziecka matce. Tym razem sąd w Częstochowie wydał dość pospieszny i raczej pozbawiony szczegółowej analizy wyrok. Pod hasłem „dobro dziecka” kryje się wyłącznie papier w pieczątką francuskiego wymiaru sprawiedliwości, a nie dotychczasowe zachowanie francuskiego tatusia wobec własnego dziecka i rodziny.
Ta decyzja Wydziału Rodzinnego sądu w Częstochowie na Żwirki i Wigury zmieniła życie drobnej 6-latki w piekło.
– Co wydarzyło się tydzień temu, w środę 29 listopada?
– Około godz. 19.00 zadzwoniła do mnie do pracy starsza córka i powiedziała, że do domu przyjechała policja. Powiedziała, że chcą wejść do mieszkania i zabrać Polę. Była tam moja mama, która opiekuje się córkami, gdy jestem w pracy. Zaraz zadzwoniłam więc do adwokata, który mnie zapewniał, że na siłę wejść nie mogą. Przez około godzinę policja waliła w drzwi i groziła, że po prostu je wyważą, jeśli moja mama im nie otworzy. W międzyczasie starsza córka wysłała mi zdjęcie z okna, stojącej pod blokiem straży pożarnej. Wtedy wsiadłam w samochód i przyjechałam do domu. Gdy ja wchodziłam na górę, to strażacy już schodzili. Okazało się, że jednak wyważyli drzwi i wszyscy, którzy byli na klatce weszli do mieszkania. Zdumiało mnie, że jest tam aż tyle osób, prócz mojego byłego partnera, czyli ojca dziecka, na pewno było trzech policjantów, trzech kuratorów, psycholożka, na pewno był ktoś jeszcze, ale było takie zamieszanie, a ja byłam w takim stresie, że nie byłam w stanie ogarnąć tych wszystkich ludzi. Do tego moja mama i starsza córka, które broniły Poli. Nie miałam głowy pytać kto jest kim, bo wtedy interesowało mnie wyłącznie moje dziecko i to co się z nim dzieje. Obie córki strasznie płakały, młodsza wpadła w histerię.
Zapytałam policjanta (z III komisariatu), jakim prawem weszli do mieszkania, gdzie mają nakaz prokuratora, a on zaczął się tłumaczyć, że sąd mu to nakazał. Spytałam go, jaki sąd pozwala na siłowe wejście i siłowe odebranie 6-letniego dziecka.
Gdy weszłam do mieszkania od razu wzięłam córkę na kolana. Pani psycholog powiedziała do mnie, że mam ją wydać, bo według francuskiego wyroku, który „klepnął” Sąd Rejonowy w Częstochowie, mam taki obowiązek i będzie koniec sprawy. Spytałam ją, jak może, jako psycholog dziecięcy, kazać mi wydać dziecko, skoro widzi jak to dziecko histeryzuje, w jakim jest stresie, że ktoś chce je zabrać. Powiedziałam jej, że powinna chronić dobro dziecka, nie moje ani ojca, tylko dziecka, bo to dobro było ewidentnie naruszane w tym momencie. W to wszystko wtrąciła się jedna kuratorka, potem druga…: „niech pani odda córkę, bo my i tak ją pani zabierzemy. Będziemy tu wracać do skutku i za każdym razem będzie coraz gorzej”. Policjant zaczął mnie straszyć, że jeśli nie będę się stosować do jego poleceń to użyje wobec mnie przymusu bezpośredniego. Spytałam, którą z nas zamierza skrzywdzić – mnie czy dziecko?
W dużym pokoju miałam ustawioną kamerę, którą zamontowałam już wcześniej, by w razie czego mieć wszystko nagrane. I okazało się, że ta kamera się bardzo przydała. Nagrała całą sytuację, gdy policja razem z ojcem Poli próbuje mi ją siłą odebrać.
Usiadłam z córką na kolanach, za stołem, zastawiłam ją krzesłem i cały czas toczyła się rozmowa z psycholożką, kuratorkami, które to oskarżały mnie, że to ja mieszam dziecku w głowie. Były partner mówił do Poli, żeby poszła do taty. A córka się we mnie wtuliła i była kompletnie roztrzęsiona. Krzyczała: „biłeś mnie, biłeś mamę,i moją siostrę nigdzie z tobą nie pójdę, daj mi spokój, nie chcę cię widzieć, tylko mnie kłamiesz, wynoś się stąd itp.”
Po około dwóch godzinach tych kłótni powiedziałam, że zaraz przyjedzie mój adwokat i wtedy kuratorzy z ojcem dziecka zaczęli się namawiać. Kuratorka, w końcu spytała ojca „odbiera pan dziecko, czy nie” i wtedy on podszedł do nas i zaczął odrywać ode mnie córkę na siłę, wręcz wykręcał jej ręce, bo ona tak kurczowo się mnie trzymała. Mała krzyczała. Ja zaczęłam krzyczeć na niego, że robi jej krzywdę. Krzyczałam też do kuratorów, że tylko bezczynnie patrzą na przemoc wobec dziecka. Kuratorka w końcu powiedziała policjantom, żeby mnie przytrzymali, więc oni zaczęli mnie odciągać na siłę od córki, szarpać, więc ja zaczęłam krzyczeć na nich, córka też krzyczała, płakała, krzyczała też starsza córka, która broniła młodszej siostry. Moja mama była trzymana przez dwóch policjantów, żeby nie mogła pomóc najmłodszej wnuczce. To był istny obłęd. To było straszne.
Kiedy ja ruszyłam na ojca złapali mnie policjanci i trzymali. Zaczęła się kotłowanina. Pola będąc u taty cały czas go biła, kopała, odpychała od siebie, aż oboje upadli. Gdy ja krzyczałam „ratunku” do pokoju wbiegła starsza córka, która rzuciła się, by bronić siostry, w końcu wszyscy przewrócili się na podłogę. To był jakiś koszmar co się tam działo. A w tym czasie ani psycholożka ani kuratorzy nie zrobili kompletnie nic, po prostu stali i patrzyli. Nikt nie pomógł 6-letniemu dziecku, któremu działa się wielka krzywda. W końcu wszedł mój adwokat i zaczął zwracać uwagę kuratorce na jej
bezczynność, zarzucił jej niekompetencję. Teraz już nie pamiętam kto – bo byłam w ogromnym stresie i roztrzęsiona – czy kuratorka, czy ojciec, ale ktoś powiedział „odstępujemy”. I odpuścili.
Cała sytuacja, szarpanina policji ze mną, z dzieckiem, ojca z dzieckiem, wszystko się nagrało. Wszystko bardzo dobrze widać i słychać, kto co robił, kto co mówił. Mam na wszystko namacalne dowody.
Tego wszystkiego nie da się opisać słowami, jaki to był dramat, jakie traumatyczne przeżycie – dla Poli, dla mnie, dla starszej córki, dla całej rodziny. Nie wiem czy córki kiedykolwiek wyjdą z tej traumy, choć jesteśmy pod opieką psychologa.
– Jaki jest stan prawny sprawy na dziś?
– Najgorsze jest to, że na dzień dzisiejszy nie wiadomo, jak to się wszystko skończy, bo dopóki postanowienie o odebraniu mi dziecka, nie zostanie w jakikolwiek sposób zawieszone, to oni będą wracać i próbować odebrać Pole siłą. Wniosek o zawieszenie złożył prokurator i Rzecznik Praw Dziecka, niestety sędzia sądu w Częstochowie oba wnioski odrzuciła.
A jeżeli sąd polski nie wyrazi zgody na wykonanie wyroku francuskiego na terenie Rzeczypospolitej, to wtedy sprawa skończy się dla nas pomyślnie. Pola zostanie w Polsce i będzie bezpieczna.
Ja będąc na ostatniej rozprawie, mówiłam sądowi, że ojciec od 3 lat nie płaci na dziecko alimentów, że nawet nie widział dziecka przez te ostatnie 3 lata, więc jeśli już te kontakty mają być, to niech to odbywa się powoli, stopniowo, na krótkie okresy, a nie od razu wyjazd do Francji. Przecież dla niej to będzie szok, ona tam nikogo nie zna, wszystko jest dla niej obce, a ma przecież dopiero 6 lat. Córka byłaby z obcymi ludźmi, zwłaszcza, że partner całymi dniami pracuje.
– Co zamierza pani robić dalej?
– W Sądzie Okręgowym w Częstochowie jest złożony wniosek o niewykonalność wyroku na terenie Rzeczypospolitej i jest on w trakcie rozpatrywania. Podobno, choć nie mam tego potwierdzone, to nie ojciec miał odbierać dziecko, tylko kurator. Teraz ponoć jest awantura w sądzie, jak dziesięć osób mogło pójść odebrać 6-latkę i im się to nie udało. Jedni obwiniają drugich.
Ja zrobię wszystko, naprawdę wszystko, żeby ratować od krzywdy swoje dziecko, żeby zostało w Polsce przy rodzinie, która ją kocha i która się nią opiekuje. Przy jedynej rodzinie, jaką Pola zna.
Niezrozumiałe jest dla mnie, jak sąd może ignorować wniosek prokuratora i Rzecznika Praw Dziecka o zawieszeniu odebrania dziecka i wywiezienia do obcego kraju. Dla mnie to jest świadome robienie dziecku krzywdy.
***
W tej konkretnej sprawie należy mieć nadzieję, że ktoś w końcu wysłucha racji pani Anny, że ktoś w końcu skutecznie jej pomoże.
Sprawy z zakresu odebrania dzieci jednemu z rodziców są jednymi z najbardziej dotkliwych i prawie zawsze pojawia się argument pod hasłem: „dobro dziecka”. W mieszkaniu pani Anny nikt jednak nie dbał o emocjonalny stan dziecka i jego bezpieczeństwo – liczył się dokument z pieczątka sądu.
Renata R. Kluczna