W zastępstwie brata torturował mnie ś.p. Krzysztof Pospiech, każąc uczestniczyć w kartkówkach o muzyce. Stąd wryte w pamięć tytułowe określenie, wiążące się z powtarzalnością frazy dźwięków. Powtarzalność bywa wznosząca, jak w „Bolero” Ravela, powtarzalność jest nużąca jak w wprawkach…
Koniec wakacji, dzieci do szkoły, dorośli do polityki. Trzeba kolejny raz powtórzyć frazę o wyborze najlepszych z najlepszych do Parlamentu. Po to ich wybieramy, by byli najlepszymi. Najlepszymi? W czym? Kiedyś, za młodu, też byłem dobry, choć może nie najlepszy. Mimo drwiących uśmieszków doceniano, że mam charakter w nogach, gdy rozpoznanie wskazywało możliwość porażki, wiałem z prędkością wiatru, wycofując się na z góry upatrzone pozycje.
Gdy dziś patrzę na wybieranych najlepszych z najlepszych, widzę umiejscowienie ich charakteru w innym miejscu. Są tu zazwyczaj ludzie przyssani do stołków, z mocą wielokrotnie przekraczającą ziemskie przyciągania. Owszem, stołki się im czasem zmieniają, ale nie natura charakteru. Są od owych stołków uzależnieni, przecież eks-prezes nie pójdzie na kasę do warzywniaka, ani nie weźmie się za hodowlę nierogacizny. Nie wynika to z ich niechęci do pracy fizycznej, lecz z przeświadczenia, że ich natura do stołka stworzyła i tylko w parze z właściwym stanowiskiem owocnie „służyć” mogą ogółowi.
Gdyby zrobić eksperyment i małpę mianować prezesem Orlenu, wyniki spółki by nie ucierpiały, a – dzięki marketingowcom – małpa uwierzyłaby w swój geniusz biznesowy. Korporacje, korzystające z przywilejów monopolistycznych, są jak Titanic, bardzo trudno im zaszkodzić. Za to małpa bezpowrotnie stracić może swój małpi rozum, uwierzyć w to, że jej prezesura po prostu się należy. Ogół klientów „orlenowskich” odrzucałby od siebie myśl, że koncernem rządzi małpa, przecież nie są takimi idiotami, by kupować benzynę od zwierzęcia. Wierzą też na słowo prezesowi, że jest dobrym prezesem, bo zły prezes drożej by sprzedawał paliwo.
Ta sama prawidłowość dotyczy posłów i senatorów. Jeśli ktoś jest senatorem, to znaczy, że jest wystarczająco mądry, cieszący się autorytetem, natchniony dobrymi chęciami, by nadal nim być. Ubiegający się o to stanowisko konkurent, przedstawiony zostanie jako niecny uzurpator, próbujący urzędowego senatora pozbawić tego, co mu się słusznie należy. Rozsiadły na stołku polityk musi tylko pamiętać o zasadzie: najlepiej nie robić nic. Każda akcja wywołuje reakcję, najlepsze działanie rodzić może niekorzystne skutki. Aktywność polityka skutkuje wyższymi podatkami, o tej prawidłowości powinni dzieci w szkołach uczyć. Jeżeli polityk jest posłem, senatorem, ministrem, a przy tym absolutnie nic nie robi, może szerokimi garściami czerpać z autorytetu jaki mu daje władza, unikając jednocześnie odpowiedzialności i krytyki związanej z wykonywaniem tej władzy.
W kampanii wyborczej każdy polityk podkreśla swoją aktywność i sprawczość. Gotów jest osobiście gruszki na wierzbie wieszać i wodę w Odrze sitem oczyszczać. Ponieważ jedno i drugie ćwiczenie jest dość kosztowne, a tym samym grozi podwyższeniem podatków, traktujmy takie deklaracje jako kurtuazyjne kłamstewka. Zastanówmy się nad istotą problemu, czy chcemy dany organizm oderwać od stołka i zastąpić go innym, czy też wolimy, by wszystko było jak jest.
Da capo al fine… Ta melodia w demokracji powtarza się do znudzenia.