Częstochowa miasto pątników, pielgrzymów – podobno rocznie ponad 5 milionów i do tego 250 tysięcy mieszkańców, niebagatalna to rzesza ludzi. I jeśli brak defibrylatorów w Kłobucku nie dziwi, tak w mieście turystycznym, co najmniej zastanawia. Pod patronatem znanych polskich aktorów, np. Artura Żmijewskiego właśnie trwa akcja uświadamiająca Polaków w temacie udzielania pierwszej pomocy, w tym także z użyciem defibrylatorów. Częstochowa nie jest zainteresowana, w przeciwieństwie do innych turystycznych miast, przyłączeniem sie do ogólnopolskiej kampanii oraz posiadaniem urządzeń ratujących – zdaniem specjalistów – życie ludzkie.
Ratuje w pierwszych minutach zagrożenia
Wygląda, jak laptop lub mała walizka, a może uratować życie. Jest to urządzenie służące do przywrócenia prawidłowej akcji serca. Wydaje polecenia głosowe, a dodatkowo dostarcza informacji za pomocą wyświetlacza LED. Analizuje rytm serca poszkodowanego i decyduje o tym, na ile defibrylacja konkretnej osoby jest konieczna. Mowa o automatycznym defibrylatorze zewnętrznym (ang. AED – Automatic External Defbrillator).
Jak należy posługiwać się urządzeniem? Ratujący przykleja do klatki piersiowej ofiary, dwie elektrody (pod prawym obojczykiem i na lewym boku poniżej serca). Sprzęt nigdy nie posłuży do głupiego dowcipu, jeśli osoba “podpięta” jest zdrowa, urządzenie po prostu nie zadziała.
Dotychczas, defibrylatory były używane wyłącznie przez lekarzy. Obecnie, w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych są one dostępne w miejscach publicznych. Jednakże, w razie nieszczęścia mogą ich użyć świadkowie wypadku, bez specjalnych szkoleń.
W Polsce nie jest to możliwe, ratownik musi być osobą przeszkoloną. Na tym nie koniec komplikacji, wiele do życzenia pozostawiają także regulacje prawne. Ustawa z dnia 25 lipca 2001 r. o Państwowym Ratownictwie Medycznym mówi: “Kto zauważy osobę lub osoby znajdujące się w stanie nagłego zagrożenia życia lub zdrowia, obowiązany jest w miarę posiadanych możliwości do niezwłocznego udzielenia pierwszej pomocy” (art. 5, pkt. 1 Ustawy). Zaś ustawa z dnia 27 lipca 2001 r. o wyrobach medycznych kategoryzuje defibrylator jako wyrób medyczny, co oznacza, że nie może być on stosowany do udzielania pierwszej pomocy przez osoby nieprzeszkolone (pojęcie pierwszej pomocy zakłada, iż odbywa się ona bez użycia wyrobów medycznych).
Rozwiązanie po częstochowsku
Skoro dwie ustawy się “gryzą”, to czy w ogóle można mówić o ratowaniu czyjegoś życia? Sprawdziliśmy, jak sytuacja wygląda w Warszawie i w Krakowie. Mobilnych defibrylatorów AED, do tak zwanego użytku publicznego, na terenie stolicy, znajduje się około 100, zaś w mieście smoka wawelskiego około 30. Informacji tej udzieliło nam Centrum Ratownictwa Medycznego. – Nasze defibrylatory znajdują się w miejscach publicznych pod opieką wyznaczonej i przeszkolonej osoby. Dla przykładu, w jednej z galerii obrazów jest takie urządzenie. Gdyby ktoś zasłabł i rzeczywiście potrzebował jego użycia, pracownik udzieli pierwszej pomocy. W ten sposób rozwiązaliśmy problem częstych kradzieży bądź dewastacji sprzętu, gdyż jest pod nadzorem pracowników, a po drugie pomocy udziela – zgodnie z zaleceniami ustawy – osoba przeszkolona – mówi Marek Kowal, Urząd Miasta Krakowa.
Tomasz Jamroziński z biura prasowego Urzędu Miasta Częstochowy, poinformował nas, że na terenie naszego miasta, nie ma defibrylatorów do użytku publicznego. Nie oznacza to oczywiście, że w Częstochowie w ogóle nie posiadamy takiego, przenośnego sprzętu. Są “aż” cztery. Owe urządzenia znajdują się na terenie Miejskiego Szpitala Zespolonego przy ul. Mirowskiej, co nie jest zaskakującą wiadomością, zważywszy na fakt, iż szpital jest zobowiązany do posiadania tego typu urządzeń medycznych. W posiadaniu defibrylatora AED jest także Centralna Szkoła Państwowa Straży Pożarnej, przy ul. Sabinowskiej, Euromed – Przychodnia Lekarska ul. Wielkoborska oraz OSP w Kalinie – Herby Stare. W klasztorze jasnogórskim znajduje się tylko jeden przenośny defibrylator. To, że urządzenie jest na terenie Jasnej Góry to akurat dobrze, ale średnio sprawdzi się u strażaków czy w przychodni (niestety w dzielnicach peryferyjnych), w sytuacji zasłabnięcia osoby idącej alejami lub wysiadającej z pociągu. Defibrylator powinien być wszędzie tam, gdzie przewija się sporo ludzi, i nieistotne czy są to przyjezdni czy mieszkańcy. A nawet wychodząc z założenia, że ci pierwsi są mniej ważni, to z całą pewnością na ostatnich miastu winno zależeć. A jak jest…?