Szanowny panie polityku, podkreślający przy każdej okazji, że mówi pan po polsku, myśli po polsku i wszelkiej inne rzeczy też pan po polsku robi. Nie podważając pańskiego dobrego mniemania o sobie, zwrócę delikatnie uwagę, że na mocy konstytucji też jestem Polakiem, też mi się zdarza myśleć i mówić po polsku. Ale nie na tym problem polega. Otóż mówiąc i myśląc po polsku, oznajmił pan, że trzeba bronić Lasów Państwowych przed Unią Europejską.
Maria Zachariowa, naczelna trolica Rosji, zapłakała poniżona, że tak bezczelne kłamstwo nie przyszło jej do głowy. Bo to nie przed agresją UE chcą bronić polskich lasów, lecz przed Polakami.
Lasy Państwowe są największym obszarnikiem w Rzeczpospolitej, dysponującym włościami o powierzchni 7,6 mln ha (Polska zajmuje ok. 32 mln ha). Są przedsiębiorstwem państwowym, z tego też tytułu korzystają z przywileju właścicielskiej nieodpowiedzialności. Teoretycznie rząd powinien ustalić jakieś mechanizmy kontroli, w praktyce LP rządzą się same, bardziej samorządnie od samorządów. Kontrola polityczna ogranicza się do spraw nomenklaturowych, obecnie z jakiegoś powodu oddano LP w pacht partyjnej mafii pana Ziobro. Ponieważ ogólnie uznano, że to dla ogółu dobrze, gdy lasy należą do państwa (prywatny właściciel mógłby je wyciąć zmieniając na gotówkę), to i akceptuje się instytucje Lasy Państwowe. Każda władza demoralizuje, władza absolutna tym bardziej, stan, gdy instytucja sama sobie wyznacza zadania i sama sobie je kontroluje, grozi ową absolutną demoralizacją. Dla przedsiębiorstwa LP lasy to zasób surowca, który trzeba racjonalnie (lub nie) eksploatować. Dla Polaka (czyli obywatela RP) las to coś więcej, a nawet dużo więcej… Każdy Polak ma to swoje zdanie. Dla jednych ważne jest dziedzictwo przyrodnicze, tak jak nie wypada sprzedać na cegły Wawelu, tak nie wolno w deski zmieniać dębu Bartek i innych pomników natury. Inni widzą to dziedzictwo szerzej, chcą by w lasach mogły przetrwać żubry, wilki, motyle i żuczki, orły i dzięcioły, by przebiśnieg – choć deski się z niego nie wystruga – też miał swoje miejsce. Do tego Polak (niektóry) dostrzega kwestie bezpieczeństwa. Jak wytną drzewa na górskim stoku, braknie retencji, powódź chałupę zabierze… Mogą także wyciąć drzewa chroniące nas przed zawianiem brudnym kurzem, albo przed aromatem spalin. Nie każdy jest entuzjastą przyrody, ale i tak większość chce oddychać czując leśny aromat, niż sztucznego „oczyszczacza powietrza”.
Otóż ten Polak, jako współwłaściciel Polski (a wraz z tym także lasów) powinien mieć prawo do informacji i prawo do skontrolowania co przedsiębiorstwo LP z jego własnością wyczynia. I takim pretensjom Polaka racje przyznał TSUE. Dokładniej biorąc uznał, że organizacje zajmujące się ochroną przyrody powinny mieć prawo wglądu w plany urządzania lasu (czyli do planu produkcyjnego LP), a jeszcze ten plan zawiera nadmierną ingerencję (wycięcie cennych przyrodniczo obszarów) możliwość zaskarżenia go do sądu. Dla jasności dodajmy: dotyczy to polskich organizacji tworzonych przez Polaków i polskich sądów obsadzonych przez sędziów Polaków. Na taki dyktat wodzowie LP pozwolić nie mogły, bo dla nich Polacy to tylko leśnicy i członkowie prawie mafijnej organziacji zwanej „Solidarna Polska”. Więc szykuje się wojna LP z Polakami w obronie 7 mln ha, które LP się po prostu należą.