To się nazywa wejście w dorosłość – twarde, brutalne ze szczerym poczuciem niesprawiedliwości. Nie inaczej zapamiętają incydent z Liceum Ogólnokształcącym im. Władysława Biegańskiego w Częstochowie czterej jego absolwenci. Polegali oni na opinii i wiedzy pracowników szkoły, co przypłacili niedopuszczeniem do matury. Nie pomogły prośby słane do posłów ziemi częstochowskiej, nie pomogły pisma do Minister Edukacji Narodowej Anny Zalewskiej, nie pomogło wstawiennictwo miejskich radnych do MEN o wydłużenie terminu wnoszenia opłat za egzamin maturalny – z powodu błędnej informacji, którą jak twierdzą eksuczniowie otrzymali ze szkoły, egzamin maturalny w maju jest nie dla nich.
Na ile możemy ufać osobie, reprezentującej instytucję publiczną, która udziela nam informacji na ważny dla nas temat? Przykład absolwentów Biegańskiego pokazuje, że nie można ufać za grosz.
– W roku szkolnym 2015/2016 po raz pierwszy przystąpiliśmy do egzaminu maturalnego, wyniki nie były satysfakcjonujące, więc przystąpiliśmy do matury jeszcze raz. Pomimo starań, nie udało nam się dostać na wymarzone studia. W roku szkolnym 2017/2018 chcieliśmy spróbować ponownie. Złożyliśmy, za pośrednictwem liceum deklaracje maturalne w odpowiednim terminie i znowu przygotowywaliśmy się do kolejnej próby zdania matury na zadowalającym nas poziomie – mówi jedna z absolwentek.
W przypadku bohaterów tego materiału nie chodzi o to, że wcześniejsze dwa podejścia do egzaminu maturalnego zakończyły się niepowodzeniem. Cała czwórka za pierwszym razem zdała maturę, jednak wyniki, które uzyskali nie były na tyle dobre, by dostać się na wymarzone studia. Młodzież przestępując do kolejnej matury, chciała wcześniejsze wyniki poprawić.
– Po złożeniu dokumentów pojawiła się jednak wątpliwość czy nie powinniśmy uiścić stosownej opłaty za egzaminy, ponieważ od absolwentów różnych szkół, którzy w poprzednich latach poprawiali kilkakrotnie maturę, dowiedzieliśmy się, iż opłata obowiązuje dopiero w przypadku trzeciej poprawy egzaminu maturalnego z tego samego przedmiotu. Zwróciliśmy się z pytaniem do sekretariatu Liceum Ogólnokształcącego im. Władysława Biegańskiego w Częstochowie, którego jesteśmy absolwentami. Dowiedzieliśmy się, że nie mamy się czym martwić, ponieważ opłata w tym roku nas jeszcze nie dotyczy, a jeśli cokolwiek w tej kwestii się zmieni, zagwarantowano nam, że zostaniemy niezwłocznie o tym poinformowani telefonicznie. Dodatkowo, jedna z nas dzwoniła później do szkoły, żeby upewnić się, czy na pewno wszystko jest w porządku. Chcieliśmy wszystkiego dopilnować, aby móc spokojnie przygotowywać się do najważniejszych egzaminów w naszym życiu. Wtedy również dostaliśmy informacje, że nie mamy się czym martwić, ponieważ owa opłata nas nie dotyczy – wyjaśnia kolejna absolwentka.
I to był błąd. Młodzież zaślepiona wiarą w nieomylność szkoły, wiedzę i znajomość tematu przez pracowników placówki oświatowej, samodzielnie nie sprawdziła, jak się sprawy z opłatami mają, a już w połowie lutego miały niestety źle.
Okręgowa Komisja Egzaminacyjna w Jaworznie poinformowała Redakcję 7 dni, iż termin opłat za egzamin jest ustalony ustawowo (do 07. lutego) i wszyscy, którzy dokonali wpłaty po tym terminie do egzaminu nie przystąpią.
– 27.02.2018 r. dostaliśmy informacje drogą mailową, że kody do zalogowania się do serwisu maturzysty są do odebrania. Zalogowaliśmy się do serwisu maturzysty i okazało się, że na czerwono jest zaznaczona kwota niezapłaconych 50 zł za każdy egzamin. Jak najszybciej, tego samego dnia, wróciliśmy do szkoły, aby wyjaśnić daną sytuację i prosić o pomoc. Dowiedzieliśmy się, że wystarczy dokonać przelewu na odpowiedni rachunek bankowy oraz wysłać dodatkowy załącznik 26a i bez problemu będziemy mogli przystąpić do egzaminu. Jednak po tej sytuacji nie byliśmy przekonani, czy szkoła udziela nam rzetelnych informacji. Nie dawało nam to spokoju, więc postanowiliśmy zadzwonić do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Jaworznie. Podczas rozmowy z pracownikiem OKE dowiedzieliśmy się, że dokonanie wpłaty po 7.02.2018 r. jest już nieskuteczne, bo nawet jeśli ją zrobimy, to i tak pieniądze zostaną zwrócone. To tylko utwierdziło nas w przekonaniu, iż sekretariat szkoły od początku przekazywał nam błędne informacje, co nie powinno mieć miejsca w instytucji państwowej – opowiada eksmaturzystka.
Czarna rozpacz
– Byliśmy w szoku i nie wierzyliśmy, że dzieje się to naprawdę. Przez trzy lata uczęszczania do tego liceum byliśmy odsyłani z każdym zapytaniem do sekretariatu szkoły, polegaliśmy na wiedzy osób ze środowiska oświatowego, którym ufaliśmy, nie braliśmy pod uwagę, że zostaniemy wprowadzeni w błąd. Nie przypuszczaliśmy, że po tak tragicznej dla nas sytuacji, dyrektor w naszym byłym liceum nie będzie poczuwał się do odpowiedzialności, aby w jakiś sposób nam pomóc, sprostować całą sytuację, wyjaśnić dlaczego w naszym mniemaniu Instytucja Zaufania, którą powinna być szkoła daje swoim absolwentom nierzetelne, nieprawdziwe informacje, a co najważniejsze do końca lutego utwierdza nas w przekonaniu, że wszystko jest w porządku. Bardzo zawiedliśmy się, że nie dostaliśmy żadnego wsparcia ani pomocy ze strony szkoły – twierdzą „chórem” absolwentki Biegańskiego.
Ze strony szkoły wsparcia być nie mogło, bo dyrektor Liceum Ogólnokształcącego im. Władysława Biegańskiego, Jan Randak absolutnie nie poczuwa się do winy za – zdaniem młodzieży – wprowadzenie jej w błąd przez sekretariat szkoły.
– Mnie przy tym nie było, więc głowy pod topór nie podłożę. Nie uważam jednak, by ktokolwiek ze szkoły źle poinformował absolwentów. Młodzież deklaracje podpisała, więc chyba umie czytać, zwłaszcza że do matury startuje. To prawda szkoła przyjmuje i przesyła dokumenty do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej, ale opłaty wnosi absolwent – mówi Jan Randak, dyrektor Biegańskiego.
Młodzież jest innego zdania i uważa, że jeśli nawet informacje o opłatach przeoczyła, to stało się to pod wpływem sugestii ze strony pracownika szkoły.
– Owe opóźnienie nie było naszym celowym działaniem, a wynikiem uzyskania błędnych informacji. Teoretycznie szkoła nie ma obowiązku informowania nas o opłatach, ale uważamy, że nie powinna też wprowadzać nas w błąd, udzielając nieprawdziwych informacji. Bardzo zależy nam na tym, aby poprawić maturę, gdyż bez tego nie mamy szans na studiowanie na wymarzonych kierunkach – żali się była uczennica III LO.
Młodzież z Biegańskiego okazała się bardziej operatywna niż można było się spodziewać. Poruszyli prawie niebo i ziemie. Dziesiątki pism trafiło na biurko dyrektora Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Jaworznie, drugie tyle młodzież przesłała do Centralnej Komisji Egzaminacyjnej w Warszawie. Absolwenci LO dotarli też do posłów ziemi częstochowskiej. Tematem zainteresowały się: posłanka Izabela Leszczyna (PO) i posłanka Lidia Burzyńska (PiS). Ta ostatnia przekazał pismo od młodzieży z Częstochowy na ręce minister edukacji Anny Zalewskiej. Niestety, mimo ogromnego wysiłku i zaangażowania wielu osób – absolwenci z Biegańskiego w tym roku do matury nie przystąpią. Być może bieg zdarzeń byłby inny, gdyby do pomocy eksmaturzystom dołączył się dyrektor szkoły Jan Randak, wykazując odrobinę dobrej woli. Bądź co bądź szkoła raczej bez winy nie jest.
– Mamy poczucie ogromnej niesprawiedliwości, że przez błąd szkoły jesteśmy pozbawieni możliwości dostania się na studia. Nasz przypadek to sytuacja, która nie powinna mieć miejsca. Jest to dla nas nauczka na przyszłość, że należy sprawdzać każdą udzieloną nam informację, nawet przez – jak nam się wydawało – najlepiej poinformowanych w sprawach matury pracowników szkoły – wypowiedzieli się byli uczniowie Biegańskiego.
1 Komentarz
Nieznajomość prawa szkodzi. Skoro termin jest ustawowy, to był podany do publicznej wiadomości, więc dorośli ludzie niech nie zwalają teraz winy na niedoinformowanego pracownika szkoły. Skoro wiedzieli, że w którymś kościele dzwoni, to trza było szukać tego kościoła, a nie polegać na przysłowiowej pani Krysi z sekretariatu. Zadziwiające, że przy takiej dociekliwości nikomu nie przyszło do głowy uruchomić Google, albo napisać maila do OKE?
Nieznajomość prawa szkodzi. Skoro termin jest ustawowy, to był podany do publicznej wiadomości, więc dorośli ludzie niech nie zwalają teraz winy na niedoinformowanego pracownika szkoły. Skoro wiedzieli, że w którymś kościele dzwoni, to trza było szukać tego kościoła, a nie polegać na przysłowiowej pani Krysi z sekretariatu. Zadziwiające, że przy takiej dociekliwości nikomu nie przyszło do głowy uruchomić Google, albo napisać maila do OKE?